nieskonczenie rozleglym pietrze, ktore miala przed oczami. A jednak cos musialo tam byc, moze jakies ukryte drzwi, kto wie…
Na planie nie bylo zaznaczone laboratorium Rekli, co wskazywalo na to, ze rysunek nie byl kompletny.
Pozostawalo zatem zrobic dwie rzeczy: postarac sie zrozumiec, co znajduje sie w rogu Wielkiej Sali, dokad biegla Rekla, oraz odnalezc jej pokoj. Najprawdopodobniej obie te kwestie byly ze soba zwiazane.
Dubhe zaczela od Wielkiej Sali. Za pierwszym razem poszla tam w ciagu dnia, po obiedzie.
Nie bylo w niej wielu ludzi. Ktos wlewal owoce swojej pracy do basenu, a z boku kilka osob poruszalo sie w rytm modlitwy. Dubhe usiadla w rogu.
Sufit musial byc przynajmniej na dwudziestu metrach wysokosci i byl pokryty stalaktytami. Posadzka byla gladka i wypolerowana, ale przy krancach groty znajdowaly sie rozne powykrecane stalagmity, podnoszace sie ku zwisajacym z sufitu siostrom.
Wzdluz scian byly proste siedziska i tam Dubhe znalazla miejsce dla siebie.
Nikt na nia nie patrzyl, ale i tak uznala, ze ostrozniej bedzie udawac modlitwe. Dlatego przymknela oczy i zaczela nucic monotonna melodie. Spod polprzymknietych powiek dalej przygladala sie pomieszczeniu.
Prawie cala przestrzen sali zajmowaly dwa olbrzymie baseny. Byly one owalne, a posag Thenaara moczyl jedna stope w jednym, a druga w drugim z nich. Byl przeogromny i siegal sufitu W porownaniu z nim statua Astera wydawala sie figura krasnala, chociaz byla przynajmniej trzy razy wieksza niz normalna osoba. Oba posagi staly przy scianie, ktora nie byla przez to widoczna.
Ktory dokladnie rog sali mial na mysli Toph?
Glos Rekli przerwal strumien jej mysli.
— Bardzo dobrze. Cieszy mnie, ze zastalam cie na modlitwie. Dubhe podskoczyla. Bez zadnego powodu poczula sie nakryta.
— No co? Co to za mina? Dziewczyna szybko postarala sie zapanowac nad soba. — Wybacz mi, bylam bardzo skupiona.
Rekla przytaknela powaznie.
— Grzeczna dziewczynka. Nadchodzi czas i dobrze, ze sie modlisz.
— Nadchodzi czas na co?
— Dowiesz sie w odpowiedniej chwili. Teraz chodz ze mna.
Dubhe wyszla z sali, rzucajac jej ostatnie inkwizytorskie spojrzenie.
Wrocila tam w nocy, kiedy panowala zupelna cisza. Korytarze byty niemal calkiem ciemne, a kazdy krok zdawal sie odbijac od sciany tysiackrotnym echem. Wydawalo jej sie, ze wszyscy moga ja uslyszec.
Tym razem nie ograniczyla sie do ogladania sali z kata. Teraz przemierzyla ja cala. Przeszla wzdluz scian, okrazyla brzegi basenow. Zapach krwi wywolal w niej mdlosci nie do zniesienia, takze musiala oprzec sie o sciane.
Podjela poszukiwania. Ponownie okrazyla baseny, az do konca, chociaz zimny pot splywal jej po plecach. Nic. Nie bylo tam innych przejsc, sciany byly doskonale gladkie. Tylko te trzy korytarze, nic innego. Moze nie bylo zadnego prawdziwego powodu, dla ktorego Rekla, kiedy efekt eliksiru juz sie konczyl, biegla wlasnie w tamta strone. Moze zgodnie ze swoim fanatyzmem po prostu poszla sie pomodlic. Moze laboratorium bylo gdzie indziej.
Nagle uklucie zaskoczylo Dubhe. Podniosla dlon do piersi. Zakrecilo jej sie w glowie, po czym nowe uklucie, znow szpony zatopione w jej ciele. Serce zgubilo rytm.
Zrobila to bez zastanowienia. Odruchowo odsunela sie od basenu. Poczucie ucisku nieco zelzalo. Ale nie slepa trwoga. Wziela eliksir nie dalej niz trzy dni temu, dlaczego Bestia byla juz tak silna? Moze Rekla dala jej mniejsza dawke, nic jej nie mowiac?
Zamknela oczy i starala sie uspokoic.
I rzeczywiscie, szpon sie wycofal.
Powoli wrocila do swojego pokoju, zachowujac te same srodki ostroznosci, co w tamta strone. Jednak kiedy sie polozyla, udalo jej sie zasnac dopiero po dluzszym czasie. Bestia drzemala, ale wydawala sie byc niedopuszczalnie blisko.
Niedlugo po tej nocy Dom znowu zaczal sie ozywiac. Na korytarzach bylo wiecej poruszenia, a Rekla chodzila wrecz rozgoraczkowana.
— Nadszedl moment ofiary.
To jedno slowo wystarczylo, aby Dubhe poczula lod w plecach.
— Co to znaczy? — spytala z wahaniem.
— Krwi w basenie jest niewiele, pewnie zauwazylas to tamtego dnia, kiedy poszlas sie modlic.
Dubhe kiwnela slabo glowa.
— Czas ofiarowac Thenaarowi nowa krew i wkrotce wybrany zostanie Postulant. Tym razem to Toph dokona rytualu. Wielki zaszczyt. To bedzie jego pierwszy raz.
Dlonie Dubhe zaczely lekko drzec. Tym razem nie wytrzyma. Czula sie przepelniona potwornosciami, a przeciez juz wystarczajaco trudna dla niej byla misja z Tophem.
— Drzysz — zauwazyla z pogarda Rekla. — Nie jestes jeszcze Zwycieska, do tego ci jeszcze daleko… mimo calego zaangazowania, jakie wkladasz w to zadanie. Powinnas trzasc sie z radosci…
Dubhe utkwila wzrok w ziemi.
— Za trzy wieczory bedzie now i noc bedzie kompletnie ciemna. Wtedy wezmiesz udzial w ofierze i zrozumiesz.
Byly to trzy niekonczace sie dni. Dubhe modlila sie, aby nigdy nie minely, aby czas rozciagnal sie w nieskonczonosc, ale chocby nie wiem jak starala sie czerpac z kazdej chwili, wydluzac godziny, czas wciaz biegl zdecydowanie zbyt szybko.
— Nie jestes skoncentrowana — zwracal jej uwage Sherva, marszczac czolo.
— Przepraszam… — mruczala Dubhe, ale jej glowa byla gdzie indziej.
Sherva byl jedyna osoba, z ktora laczyla ja swego rodzaju zazylosc, jedyna, ktora w pewnym stopniu wzbudzala jej zaufanie.
— Co wydarzy sie w noc nowiu?
Mezczyzna usmiechnal sie gorzko.
— To o to chodzi? To dlatego jestes rozkojarzona?
Dubhe wykrecala dlonie.
— Jezeli to wszystko jest dla ciebie tak bardzo nie do zniesienia, musisz nauczyc sie postepowac tak jak ja. Wyrzuc to ze swojej glowy, wyklucz. Ten dom, ludzi, ktorzy tu mieszkaja, a nawet Thenaara. Niech beda tylko srodkami do osiagniecia twoich celow.
Celow? Jakich celow? Czy ona kiedykolwiek miala cel? A co bylo nim teraz?
— Ale jezeli ty tez nienawidzisz tego wszystkiego, to dlaczego tu jestes? — spytala zbolala.
— Bo ja mam cel i nie ma niczego, czego bym nie zrobil, aby go zrealizowac. Chce przekroczyc wlasne ograniczenia, stac sie najlepszy. Poszedlem tam, gdzie byla wojna, potem pobieralem nauki u najznakomitszych mistrzow dotad, az bylem w stanie ich zabic. A kiedy stalem sie tak potezny, ze nikt poza ludzmi stad nie mogl sie ze mna rownac, wstapilem do Gildii jako Dziecko Smierci. To tu sa najlepsi, to tu sa ludzie, z ktorymi musze sie porownywac. I nie interesuje mnie to, jakie bestialstwa popelniaja. To wszystko jest poza mna, nie ma znaczenia. A ty, Dubhe — ty, ktora co chwile drzysz, ktora nienawidzisz tego miejsca? Dlaczego tu jestes?
Dubhe patrzyla w ziemie. Nie wiedziala, co odpowiedziec. To, co wyznal jej Sherva, bylo poza mozliwoscia jej pojmowania i czynilo go nagle bardzo odleglym. Nie byl fanatykiem, nie, ale moze kims jeszcze gorszym.
— A wiec?
— Aby ocalic swoje zycie — odpowiedziala instynktownie.
— No wiec mysl tylko o tym i wytnij cala reszte. Jezeli tylko jestes naprawde przekonana, ze chcesz zyc. Jestes?
Dubhe popatrzyla na niego skonsternowana.
— Oczywiscie…