Minuty, podczas ktorych Folwar trzymal jej ramie w swych kruchych palcach, wydawaly jej sie bardzo dlugie.
— To bardzo zlozona pieczec…
Dubhe podswiadomie odprezyla sie. To nie byla dobra wiadomosc.
— Czy to Gildia?
— Tak. Ale nie wiem, kto to zrobil.
Folwar dalej obserwowal symbol. Jego twarz nie byla juz dobrotliwa, ale skoncentrowana i surowa.
— Nie zrobil tego byle jaki czarodziej, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale bede potrzebowal jeszcze kilku prob.
Oddalil sie od niej i poszukal czegos na polkach. Latwosc, z jaka poruszal sie na swym krzesle inwalidzkim, byla nadzwyczajna. Wszystkie regaly dostosowane byly do jego potrzeb. Z wielkiego kredensu stojacego w rogu wzial kilka buteleczek.
Analiza niewiele roznila sie od tej, ktora juz przeprowadzila Magara, byla tylko troche bardziej skomplikowana. Folwar przesunal nad symbolem rozzarzona glownie, potem dym, a nawet jakies dziwne mikstury. Dubhe odczuwala tylko pewne wrazenie dyskomfortu. Co moze potwierdzic ten starzec, jezeli nie to, co juz wiedziala?
Kiedy skonczyl, oczyscil jej ramie. Odlozyl na miejsce buteleczki, sprawdzil cos w kilku podrecznikach. Wreszcie podniosl oczy znad tomow. Wydawal sie bardzo zmeczony.
— Tak jak ci mowilem, jest to pieczec, i to bardzo wyrafinowana. Nie znalazlem w niej ani bledow, ani slabych punktow.
Dubhe zamknela oczy i starala sie stlumic drzenie konczyn.
— Ow czarodziej byl bardzo zdolny i potezny. Znak jest wytrzymaly. Pieczec zostala stworzona, aby trwac w nieskonczonosc: mysle, ze o tym wiesz.
Dziewczyna cofnela ramie i gwaltownie opuscila rekaw.
— To wszystko niepotrzebne bajki. Dlaczego nie powiecie mi prawdy? Dlaczego nie przyznacie, ze nic sie nie da zrobic?
Podniosla sie na nogi i krzyczala. Mimo to bylo w niej cos, co gorowalo nad jej glosem. Folwar byl nieporuszony.
— Nie mowie ci tego, bo nie o to chodzi.
Dubhe zatrzymala sie w miejscu, czujac, jak ogarnia ja gleboka niemoc i zlosc.
— Usiadz i uspokoj sie.
— Powiedzcie mi wszystko i skonczmy z tym — powiedziala, nie siadajac.
Folwar usmiechnal sie lagodnie.
— Mlodzi sa zawsze bezkompromisowi, prawda? Ty tak jak Lonerin…
Dubhe zacisnela piesci. To nie bylo to, to nie to…
— Wiemy o przypadkach przelamania pieczeci. Sa to wyjatki, mozliwe tylko pod kilkoma warunkami: bledow popelnionych przy nakladaniu pieczeci, mizernej mocy czarodzieja, ktory to zrobil, lub wielkiej potegi czarodzieja, ktory ja lamie. Ja nie jestem ekspertem w tych sprawach. To nie falszywa skromnosc: jestem wybitny w praktykach uzdrawiajacych, ale moja wiedza o formulach zakazanych jest dosc ograniczona. Z tego, co wiem, wynika, ze w twojej pieczeci nie ma bledow, ale jest tam cos bardzo dziwnego, czego nie potrafie dobrze zidentyfikowac. Mysle, ze zostala nalozona przez czarodzieja o sredniej mocy, wiec prawdopodobnie jest jakas szansa na jej przelamanie.
Dubhe wstrzymala na chwile oddech.
— Czy wy potraficie to zrobic?
Spytala slabym glosem. Nie osmielila sie miec nadziei. Folwar usmiechnal sie ze smutkiem.
— Przykro mi, ale nie jestem dosc silny. Lonerin bardzo we mnie wierzy, ale moje moce nie przewyzszaja mocy zwyklego czarodzieja Rady. Nie moglbym tego zrobic. Umarlbym podczas daremnej proby.
Tym razem Dubhe usiadla.
— Kto zatem…
Starzec potrzasnal glowa.
— Nie wiem. Wielki czarodziej to ktos, kogo w naszych czasach bardzo brakuje.
Dubhe westchnela. Czyli tym razem tez nic. Bedzie musiala dalej zyc z Bestia.
Niespodziewanie Folwar polozyl swoja zasuszona dlon na jej ramieniu. Jego palce byly pomarszczone, ale cieple.
— Nie rozpaczaj. Kiedy przestajesz miec nadzieje, umierasz, a ty jestes taka mloda i jest w twoim zyciu tyle rzeczy…
Dubhe cofnela ramie. Czula, ze lzy naplywaja jej do oczu. Czy kiedykolwiek w swoim zyciu miala nadzieje?
Podniosla sie.
— Dziekuje wam niezmiernie. Sprobuje kogos znalezc. Starala sie usmiechnac i Folwar odwzajemnil usmiech.
— Zobaczymy sie zatem na Radzie. Dubhe przytaknela slabo.
Dubhe nigdy nie byla na zebraniu Rady ani tez nie miala najmniejszej ochoty, aby tam isc. Wszystkie te wazne osoby, ktore zazwyczaj widywala tylko wtedy, kiedy wlamywala sie do ich domow lub otrzymywala zaplate za jakas prace… Poza tym bez plaszcza czula sie naga. Nie byla przyzwyczajona do pokazywania swojej twarzy. Ciekawe, co tez Lonerin powiedzial o niej tym ludziom. Pewnie prawde. Zreszta juz tam, przed tymi zamknietymi drzwiami wielkiej sali, staly osoby patrzace na nia w dziwny sposob. Prawie wszyscy byli mlodzi, ale Dubhe unikala ich wzroku. Nienawidzila przebywac wsrod ludzi, nienawidzila.
Obok niej stal Lonerin — jeszcze blady. To z pewnoscia on ja tam wprowadzi i wszystko wytlumaczy. Mial twarz bardzo pewna siebie i uprzejma. Po raz kolejny Dubhe zadala sobie pytanie, dlaczego jest tak zdeterminowany i skad czerpie sile, z ktora robi wszystko, co dotyczy jego pracy.
Wsrod wielu spojrzen jedno uderzylo ja bardziej niz inne. Nalezalo ono do szczuplej i drobnej dziewczyny o blond wlosach i dosc wdziecznej urodzie. Patrzyla na nia z pewna uraza. Dubhe przypomniala sobie, ze widziala, jak dziewczyna wychodzila z pokoju Lonerina podczas jego rekonwalescencji. Nie zwrocila na nia uwagi. Nie miala czasu, by reagowac na glupia zadze odwetu zaniedbanej narzeczonej.
— Dlaczego tutaj czekamy? — spytala Lonerina niecierpliwie.
— My nie nalezymy do Rady: jestesmy zwyklymi osobami dopuszczonymi na posiedzenie. Teraz Rada rozwaza inne tematy, a potem nas wezwie.
Dubhe wzruszyla ramionami. Niepotrzebne pozory. Znala aparat wladzy z zewnatrz, jakim widziala go podczas lat swojej pracy, i znala tez jego ulotna nature. Tyle razy widziala tych ludzi w intymnosci wlasnych domow, ze w jej oczach wszyscy zdawali sie bezradni i malostkowi.
Drzwi otworzyly sie i Dubhe dostrzegla okragly kamienny stol stojacy w centrum wielkiej, polkolistej sali. Siedzialo przy nim wiele roznych osob, ktorych jednak nie znala.
Wszyscy ruszyli ku wejsciu, a ona poszla za nimi. Publicznosc zajela miejsca na trybunach, ale nie oni. Lonerin chwycil ja za reke.
— My musimy zdac relacje.
Ustawili sie przy podium w poblizu stolu, w punkcie, z ktorego byli widoczni dla wszystkich.
Dubhe czula na sobie lodowate i nieufne spojrzenia. Tam w srodku wiedzieli o niej i bali sie jej, i tym razem nie sprawialo jej to zadnej przyjemnosci. Byla tylko jedna osoba, ktora patrzyla na nia po prostu, bez zadnych ukrytych znaczen.
Stary gnom, raczej zaniedbany, bez jednego oka i z wieloma bliznami. Pelen zycia, ubrany jak wojownik. Dubhe znala go, bo slyszala, jak o nim mowiono. Ido. Troche zakrecilo jej sie w glowie. Stala przed zyjaca legenda: czlowiekiem, ktory poznal Astera, a nawet z nim rozmawial!
Jedna z nimf podniosla sie i nad audytorium zapadla cisza. Dubhe porzucila swoje mysli i skupila sie. Nimfa bardzo przypominala jej te, ktora ja leczyla, ale miala wyglad o wiele bardziej krolewski i byla piekniejsza. Jej czolo zdobil bialy diadem. Dafne, niewatpliwie.
— Wszyscy znamy powod, dla ktorego sie tu zbieramy. Prawdopodobnie zle wiesci, ktorych poslancem jest Lonerin, dotarly juz do wielu z was, ale nie znamy jeszcze szczegolow. Dlatego wezwalismy tu Lonerina i jego towarzyszke, poniewaz razem przybyli z Gildii i tam przeprowadzili swoje sledztwo. Opowiedza nam o swych