Wszedzie byl postrachem przechodniow. Wampir Lestat dobrze okreslil taki wyglad w swojej autobiografii: „Jeden z tych meczacych smiertelnych, ktorzy ujrzeli duchy…” To ja! — moglby powiedziec o sobie.

Gdzie sie podzial tamten egzemplarz „Wywiadu z wampirem”? No tak, ktos mu go ukradl tego popoludnia, kiedy spal na lawce w parku. Aaa, niech sobie go zatrzyma. Daniel sam go ukradl, a przeczytal juz trzykrotnie.

Jednak gdyby teraz mial te ksiazke, moglby ja sprzedac, i moze wystarczyloby akurat na rozgrzewajacy kieliszek brandy. A ile sam byl na czysto wart w tej chwili: zziebniety, glodny wloczega, wlokacy sie przez Michigan Avenue, przeklinajacy wiatr, ktory kradl resztki ciepla zza znoszonych, brudnych lachow? Dziesiec milionow? Sto? Nie wiedzial. Armand by wiedzial.

„Chcesz pieniedzy, Danielu? Dostane je dla ciebie. To prostsze, niz myslisz”.

Tysiac piecset kilometrow dalej na poludnie Armand czekal na ich prywatnej wyspie, ktora tak naprawde nalezala tylko do Daniela. Wystarczyloby mu teraz cwierc dolara, tylko cwierc; moglby go wrzucic do automatu i powiedzialby Armandowi, ze chce wrocic do domu. Zjawiliby sie po niego prosto z chmur. Jak zawsze. Albo wielkim samolotem z wybita atlasami sypialnia, albo czyms mniejszym, z nizszym sufitem i skorzanymi fotelami. Czy na tej ulicy znalazlby sie ktos, kto pozyczylby cwierc dolara w zamian za lot samolotem do Miami? Zapewne nie.

Armandzie, ocknij sie — przywolywal go w myslach. — Chce byc bezpieczny z toba, kiedy Lestat wejdzie na podium dzis wieczorem.

Kto zrealizuje jego czek? Nikt. Byla siodma i modne sklepy wzdluz Michigan Avenue juz zamknieto; nie mial przy sobie zadnego dowodu tozsamosci, poniewaz portfel jakims cudem wyparowal mu przedwczoraj. Jakze przygnebiajacy jest ten raniacy oczy popiel zimowego zmierzchu, jakze melancholijne niskie waly metalicznych chmur. Nawet sklepy wydawaly sie ponure; ich wystawne marmurowe i granitowe fasady przypominaly archeologiczne wykopaliska pod muzealnym szklem. Spragniony ciepla wbil rece w kieszen i pochylil glowe, gdy wiatr natarl z wieksza zawzietoscia, siekac pierwszymi kroplami deszczu.

Tak naprawde ani troche nie dbal o czek. Nie mogl sobie wyobrazic, ze naciska klawisze telefonu. Nic tutaj nie wydawalo mu sie realne, nawet chlod. Realny byl tylko tamten sen, poczucie nadciagajacej katastrofy i przekonanie, iz Wampir Lestat w jakis sposob wprawil w ruch cos, nad czym nawet on nie potrafi zapanowac.

Jesli musisz, jedz z puszki na smietniku, spij byle gdzie, nawet w parku. Nic nie mialo znaczenia. Ale jesli znow usnie na dworze, zamarznie, a poza tym sen powroci.

Teraz powracal za kazdym razem, gdy zamknal oczy. I za kazdym razem sie wydluzal, obfitszy w szczegoly. Blizniaczki byly tak wzruszajaco piekne. Nie chcial sluchac ich krzykow.

Pierwszej nocy w hotelowym pokoju zignorowal to jako rzecz bez znaczenia. Wrocil do autobiografii Lestata, od czasu do czasu zerkajac na jego wideoklipy migajace na ekranie malego czarno-bialego telewizora, obok innych smieci w tym stylu.

Fascynowala go bezczelnosc Lestata; jednakze przebranie sie za gwiazde rocka bylo zabiegiem niezwykle prostym. Przeszywajace spojrzenie, silne, a jednoczesnie smukle cialo i zlosliwy usmiech zepsutego chlopca, tak. Jednak naprawde nie umial powiedziec, czy to jest Lestat. Nigdy nie widzial go na oczy.

Jednak Armand zostal oddany wiernie, nieprawdaz? Przebadal kazdy szczegol jego mlodego ciala i twarzy. Ach, co to byla za szalencza rozkosz, czytac opis Armanda piora Lestata, zastanawiajac sie przy tym, czy kasliwe zniewagi i wiernopoddancze analizy doprowadzily przedmiot tych uwag do wscieklosci.

Daniel z milczaca fascynacja ogladal w MTV ten maly klip przedstawiajacy Armanda jako pana domu sabatowego pod paryskim cmentarzem, przewodniczacego demonicznym rytualom, dopoki Wampir Lestat, osiemnastowieczny obrazoburca, nie zniszczyl Starego Porzadku.

Armanda musiala trawic nienawisc, kiedy widzial swoje prywatne dzieje obnazone w migajacych obrazkach o ilez bardziej prostackich niz poglebiona ksiazkowa relacja Lestata. Musial byc tym wstrzasniety, on, ktory stale przenikajac wzrokiem zywe istoty wokol siebie, nie chcial nawet mowic o nie poslubionych smierci. Niemozliwe jednak, by nie mial o tym pojecia.

A wszystko to dla gawiedzi — niczym wydany w masowym nakladzie raport antropologa, niegdys czlonka kolegium wtajemniczonych, sprzedajacego tajemnice plemienia za miejsce na liscie bestsellerow.

Pozwolmy jednak demonicznym bogom wojowac ze soba. Ten smiertelny dotarl na wierzcholek gory, gdzie skrzyzowali miecze. I zszedl stamtad. Zostal odprawiony.

Nastepnej nocy majaki wrocily z klarownoscia halucynacji. To nie mogl byc twor umyslu Daniela. Nigdy nie widzial takiego ludu, takich prostych ozdob z kosci i drewna.

Powtorzyly sie trzy noce pozniej. Ogladal chyba po raz pietnasty wideoklip Lestata o starozytnych egipskich Rodzicach wszystkich wampirow, o Tych Ktorych Nalezy Miec w Opiece.

Akaszo i Enkilu, Jestesmy waszymi dziecmi, ale co od was dostalismy? Czy wasze milczenie to lepszy dar niz prawda?

A potem Daniel snil. Blizniaczki wlasnie szykowaly sie, by rozpoczac uczte. Na wypalanych glinianych naczyniach czekaly na nie ludzkie organy. Na jedna — mozg, na druga — serce.

Obudzil sie z poczuciem dzikiego przerazenia i swiadomoscia, ze nalezy natychmiast cos zrobic. Szykowalo sie cos strasznego, cos strasznego dla nich wszystkich… I po raz pierwszy polaczyl to z Lestatem. Chcial siegnac po sluchawke. W Miami byla czwarta nad ranem. Czemu, do diabla, tego nie zrobil? Armand pewnie siedzial na tarasie willi, przygladajac sie flocie bialych lodzi nieustannie kursujacych miedzy Nocna Wyspa a ladem. „Tak, Danielu? — uslyszalby ten zmyslowy, hipnotyzujacy glos. — Uspokoj sie i powiedz mi, gdzie sie podziewasz”.

Nie zadzwonil jednak. Minelo pol roku, odkad opuscil Nocna Wyspe i bylo to odejscie na dobre. Raz na zawsze pozegnal sie ze swiatem dywanow, limuzyn i prywatnych samolotow, piwniczek zaopatrzonych w wina z wybornych rocznikow, garderob pelnych znakomicie skrojonych ubran — byl to swiat dystyngowanej, a zarazem przytlaczajacej osobowosci jego niesmiertelnego kochanka, ktory dal Danielowi kazdy ziemski skarb, o jakim mogl zamarzyc.

Lecz teraz doskwieralo mu zimno, nie mial dachu nad glowa, byl bez pieniedzy i bal sie.

Wiesz, gdzie jestem, ty demonie — prowadzil z nim urojona rozmowe. — Wiesz, co zrobil Lestat. I wiesz, ze chce wrocic do domu.

Jak Armand moglby odpowiedziec?

„Alez nie wiem, Danielu. Slucham. Staram sie dowiedziec. Nie jestem bogiem, Danielu”.

Mniejsza z tym. Tylko przybadz, Armandzie. Przybadz. W Chicago jest ciemno i chlodno. A jutro wieczor Wampir Lestat zaspiewa na scenie w San Francisco. Zapowiada sie cos zlego i ten smiertelny o tym wie.

Nie zwalniajac kroku, siegnal pod kolnierz obwislej bluzy i wymacal ciezki zloty medalion, ktory zawsze nosil — amulet, jak nazywal go Armand z ta swoja nieswiadoma, niemniej jednak niepowstrzymana sklonnoscia do dramatyzowania — a w ktorym byla ampulka krwi Armanda.

Gdyby nie zanurzyl warg w tamtym pucharze, czy nawiedzalby go ten sen, ta wizja, ta zapowiedz kleski?

Ludzie ogladali sie za nim; czyzby znow mowil do siebie? Westchnal glosno, czujac silny podmuch wiatru. Po raz pierwszy czul przemozna chec, by otworzyc medalion, stluc ampulke i poczuc na jezyku te krew. Armandzie, przybadz — wolal w myslach.

Tego poludnia sen nawiedzil go w najbardziej alarmujacej postaci. Wczesniej siedzial na lawce w malym parku opodal Water Tower Place. Obok lezala porzucona gazeta, a kiedy ja otworzyl, zobaczyl ogloszenie: „Jutro wieczor. Wampir Lestat na zywo na scenie w San Francisco”. Kablowka transmituje koncert o dziesiatej czasu chicagowskiego. Szczesliwi ci, ktorzy maja dach nad glowa, placa czynsz i korzystaja z pradu. Chcialby zbyc smiechem cale to wydarzenie, zachwycic sie, upoic wizja powszechnego zaskoczenia. Jednak dreszcz, ktory poczul, przeszedl w gleboki wstrzas.

A jesli Armand o tym nie wie? Nie, to niemozliwe, przeciez sklepy muzyczne na Nocnej Wyspie z pewnoscia

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату