spojrzenie, potwierdzilo sie wszystko, co napisano o tej postaci w dwoch skromnych opowiastkach, dopelnione jej wrodzona prostota. Samotnosc, ktora Khayman czul w Atenach, odezwala sie z cala moca.

— Jakbym widzial wlasna prosta dusze — szepnal Khayman. — Jestes zagubiony w tym wszystkim, poniewaz znasz teren zbyt dobrze. Dokadkolwiek zajdziesz, wrocisz do tych samych gor, do tej samej doliny.

Zadnej odpowiedzi. Oczywiscie. Khayman wzruszyl ramionami i usmiechnal sie. Nie ukrywal przed Armandem, ze jest gotow dac mu wszystko, co ma.

Powinien pomoc tym dwom, ktorym moze jest sadzone zasnac snem niesmiertelnych do nastepnego zachodu slonca. A przede wszystkim powinien znalezc Maharet, cieszaca sie bezgraniczna wiernoscia zacieklego, nieufnego Maela.

— Jam nieprzyjaciel Matki — rzekl do Armanda, lekko ruszajac wargami. — Mowilem ci. Trzymaj sie tlumu smiertelnych. Ona wypatrzy cie, kiedy tylko sie oddalisz. To wszystko.

Twarz Armanda pozostala nie zmieniona. Towarzyszace mu piskle bylo szczesliwe, plawiac sie w otaczajacym je zgielku. Nie znalo leku, planow ani marzen. Bo i skad? Bylo pod opieka poteznego stworzenia. Mialo wiecej szczescia, piekielnie wiecej niz reszta.

Khayman wstal. Dosyc tego wszystkiego, a przede wszystkim samotnosci. Zblizy sie do ktoregos z tych dwoch, Armanda lub Maela. Tego wlasnie bylo mu potrzeba w Atenach, kiedy zaczelo sie to cale cudowne przypominanie i rozpoznawanie — zeby miec przy sobie kogos takiego jak on sam. Zeby moc do niego przemowic, dotknac go… cokolwiek.

Szedl gornym korytarzem okrazajacym cala hale oprocz czesci za scena, zajetej przez gigantyczny ekran wideo.

Posuwal sie z powolnym, ludzkim wdziekiem, uwazajac, by nie zmiazdzyc smiertelnych, ktorzy pchali sie na niego. Ta powolnosc byla mu rowniez potrzebna, by Mael mogl zwrocic na niego uwage.

Wiedzial instynktownie, ze jesli zaskoczy te dumna i klotliwa kreature, moze to byc odebrane jako obelga nie do wybaczenia. Przyspieszyl wiec dopiero wtedy, kiedy Mael zauwazyl jego nadejscie.

Mael nie potrafil ukryc leku, tak jak Armand. Poza Maharet nigdy nie napotkal krwiopijcy w wieku Khaymana; mial przed soba potencjalnego przeciwnika. Khayman przywital go rownie cieplo jak Armanda, ale stary wojownik nie zmienil postawy.

Widownia byla juz pelna i hale zamknieto; na zewnatrz dzieciaki krzyczaly i tlukly w drzwi. Khayman uslyszal piski i czkawke policyjnych radiotelefonow.

Wampir Lestat i jego poplecznicy stali przy otworach w wielkiej serzowej kurtynie, obserwujac publicznosc.

Lestat objal i ucalowal w usta swojego towarzysza, Louisa, podczas gdy jego smiertelni muzycy otoczyli ich kolem, trzymajac sie za ramiona.

Khayman zatrzymal sie, wyczuwajac roznamietnienie tlumu.

Jessica oparla sie ramionami o brzeg sceny. Zlozyla podbrodek na dloniach. Ogromni mezczyzni w lsniacych czarnych skorach napierali na nia brutalnie, bezmyslni i rozochoceni alkoholem, ale nie mogli jej odepchnac.

Gdyby Mael sprobowal czegos podobnego, tez by mu sie nie udalo.

Kiedy Khayman patrzyl na nia, dotarl do niego wyrazny sygnal; jedno, jedyne slowo. Talamasca. Ta kobieta nalezala do nich, byla czlonkiem stowarzyszenia.

Niemozliwe — pomyslal nie po raz pierwszy, a potem rozesmial sie, uswiadamiajac sobie wlasna naiwnosc. To byla noc niespodzianek, nieprawdaz? Mimo to zaskoczyla go mysl, ze Talamasca przetrwala od czasow, gdy dowiedzial sie o jej istnieniu. Bylo to wieki temu; igral wowczas z jej czlonkami, zadreczal ich, a potem odwrocil sie do nich plecami, powodowany litoscia wobec fatalnej kombinacji niewinnosci i ignorancji.

Ach, jakim upiorem jest pamiec! Oby przeszlosc runela w zapomnienie! Widzial twarze tych wagabundow, tych swieckich mnichow z Talamaski, ktorzy tak niezdarnie uganiali sie za nim po Europie i zapisywali skrawki wiadomosci w wielkich, oprawnych w skore ksiegach, skrzypiac gesimi piorami do pozna w noc. W tamtym krotkim przeblysku swiadomosci nosil imie Beniamin; nazwali go diablem Beniaminem, kreslac imie wymyslnym lacinskim pismem i slac zwierzchnikom w Amsterdamie epistoly na szeleszczacych pergaminach z wielkimi woskowymi pieczeciami.

Traktowal to jak zabawe; kradl im te listy i dopisywal uwagi; straszyl ich; wyczolgiwal sie noca spod lozek, lapal ich za gardlo i potrzasal nimi; to byla frajda, a co nie bylo frajda? Kiedy sie konczyla, zawsze tracil pamiec.

A jednak lubil ich; nie byli egzorcystami czy polujacymi na czarownice kaplanami albo czarodziejami pragnacymi zakuc go w lancuchy i kontrolowac jego moc. Przyszlo mu nawet do glowy, ze kiedy przyjdzie czas na sen, wybierze piwnice pod ich zaplesnialym Macierzystym Domem. Mimo ze dokuczliwie ciekawi, nigdy by nie zdradzili.

Pomyslec, ze zakon przetrwal, rownie uparcie trzymajac sie zycia jak Kosciol, i ze ta sliczna smiertelna z blyszczaca bransoleta na rece, ukochana Maharet i Maela, byla jedna z nich. Nic dziwnego, ze przepychala sie do czolowych szeregow jak do pierwszego stopnia przed oltarzem.

Khayman zblizyl sie do Maela, ale zatrzymal sie jakies dwa metry od niego, oddzielony bezustannie sunacym tlumem. Uczynil to z szacunku dla obaw Maela i wstydu wywolanego tym strachem. Ostatecznie wiec to Mael podszedl do niego, pokonujac dzielacy ich dystans.

Niespokojny tlum mijal ich, jakby byli sciana. Mael przysunal sie do Khaymana, co z jego strony bylo powitaniem, dowodem zaufania. Rozejrzal sie po hali; wszystkie siedzace miejsca byly zajete, a parter stal sie mozaika migocacych kolorow, blyszczacych wlosow i drobnych, zacisnietych piesci. Potem wyciagnal reke i dotknal Khaymana, jakby nie potrafil sie od tego powstrzymac. Czubkami palcow musnal grzbiet jego dloni. Khayman stal nieruchomo, nie oponujac przeciwko temu malemu badaniu.

Ilez to razy widzial takie gesty u niesmiertelnych mlodzikow chcacych wlasna reka dotknac ciala starszego. Czy jakis chrzescijanski swiety nie wsunal dloni w bok Chrystusa, poniewaz nie wystarczyl mu widok ran? Khayman usmiechnal sie na mysl o bardziej przyziemnym porownaniu do dwoch obwachujacych sie brytanow.

Armand pozostal niewzruszony na samym dole, nie odrywajac od nich wzroku. Zapewne dostrzegl pogardliwe spojrzenie Maela, ale nie dal tego po sobie poznac.

Khayman odwrocil sie i obdarzyl Maela usciskiem i usmiechem, ale wystraszyl go tylko, co sprawilo, ze poczul glebokie rozczarowanie. Cofnal sie grzecznie. Przez chwile byl gleboko zmieszany. Popatrzyl na Armanda, pieknego Armanda, ktory spotkawszy sie z nim wzrokiem, okazal zupelna obojetnosc. Nadszedl czas, by wyjawic powod swojego przybycia.

— Musisz wzmocnic swa tarcze, przyjacielu — wyjasnil lagodnie Maelowi. — Nie pozwol, by milosc do tej dziewczyny zdradzila twoja obecnosc. Bedzie idealnie zabezpieczona przed nasza krolowa, jesli unikniesz mysli o jej pochodzeniu i protektorce. To imie jest dla krolowej anatema. Zawsze tak bylo.

— A gdzie jest krolowa? — spytal Mael. Lek znow dal znac o sobie, wraz z gniewem, potrzebnym, aby go zwalczyc.

— Blisko.

— Tak, ale gdzie?

— Nie moge powiedziec. Spalila ich tawerne i poluje na resztki holoty, ktore pozostaly na zewnatrz. Nie spieszy sie ze swoimi ofiarami. Dowiedzialem sie tego z ich umyslow.

Khayman widzial drzenie Maela. Dostrzegal subtelne zmiany swiadczace o jego rosnacym gniewie. Swietnie. Lek wypali sie w spiekocie gniewu. Alez jest porywczy. Jego umysl nie dostrzegal subtelnosci.

— Dlaczego mnie ostrzegasz — zapytal ostro Mael — jesli ona moze uslyszec kazde nasze slowo?

— Alez nie sadze, by mogla — odparl spokojnie Khayman. — Jestem z Pierwszego Plemienia, przyjacielu. Jedynie dalecy kuzyni sa obciazeni tym przeklenstwem, ze slysza innych krwiopijcow, tak jak my smiertelnych. Ja nie potrafilbym odczytac jej mysli, gdyby stala obok i moje mysli takze sa przed nia zamkniete, badz tego pewien. Tak bylo z nami wszystkimi u poczatku.

Jasnowlosy gigant byl tym wyraznie zafascynowany. Wiec Maharet nie mogla slyszec Matki! Nie przyznala mu sie do tego.

— Nie — potwierdzil Khayman — i Matka moze wiedziec o jej myslach tylko za posrednictwem twoich, wiec badz tak mily i strzez ich. Teraz mow do mnie glosno, jak czlowiek, gdyz to miasto jest dzungla czlowieczych glosow.

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату