Przygladali mu sie z takim naturalnym dystansem, jakby uprzejmosc nie pozwalala im na lek. To starszyzna Talamaski; szukaja Jessiki.

Znacie nas? — zapytal ich w myslach. — Alez oczywiscie, ze tak. To nic zlego. Nie dbam o was.

Jego przeslane w milczeniu slowa sprawily, ze ten, ktory nazywal sie Dawid Talbot, cofnal sie o krok. Zaczal szybciej oddychac, pot wystapil mu na czolo i dolna warge. Mimo to wciaz zachowywal sie elegancko, z opanowaniem. Zmruzyl oczy, jakby nie ulegal oslepiajacemu blaskowi tego, co widzial, jakby rozroznial w jasnosci tanczace drobne molekuly.

Jak skromny wydawal sie zasieg ludzkiego zycia; wystarczylo spojrzec na tego kruchego mezczyzne, ktorego wyksztalcenie i uprzejmosc jedynie zwiekszaly wszelkie ryzyko. Tak latwo bylo odmienic tresc jego mysli, jego oczekiwan. Czy powinien powiedziec im, gdzie jest Jesse? Czy powinien sie wtracac? Wiedzial, ze nie ma to zadnego znaczenia.

Czul, ze obawiaja sie zarowno odejsc, jak i pozostac, ze zatrzymal ich prawie tak, jakby ich zahipnotyzowal. Mozna by rzec, ze to szacunek przykuwal ich do miejsca; nie mogli oderwac od niego oczu. Zrozumial, ze musi im cos zaoferowac, chocby tylko po to, by skonczyc to okropne badanie.

Nie idzcie do niej — przekazal im. — Jesli to zrobicie, bedziecie glupcami. Ona ma teraz innych, mnie podobnych opiekunow. Najlepiej ja zostawcie. Ja bym tak zrobil na waszym miejscu.

Ciekawe, jaka to wszystko przybierze postac w archiwach Talamaski? Ktorejs nocy bedzie mogl sie tego dowiedziec. Do jakiego nowoczesnie urzadzonego pomieszczenia przeniesli swoje dokumenty i skarby?

Beniamin, diabel — przedstawil im sie bez slow. — Oto moje imie. Znacie mnie?

Usmiechnal sie do siebie. Opuscil glowe, wbil wzrok w ziemie. Nie wiedzial, ze jest az tak prozny. I nagle stalo mu sie obojetne, co ta chwila dla nich znaczy.

Myslal apatycznie o tamtych dawnych czasach we Francji, kiedy zabawial sie z ich pobratymcami. „Pozwol nam tylko przemowic do ciebie!”, blagali. Okryci kurzem uczeni o bladych oczach wiecznie otoczonych czerwonymi obwodkami, w znoszonych aksamitnych strojach, jakze nie przypominali tych dwoch wytwornych dzentelmenow, dla ktorych okultyzm byl sprawa nauki, nie filozofii. Beznadziejnosc tamtej epoki nagle go przerazila; ale beznadziejnosc obecnej byla rownie przerazajaca.

Odejdzcie — rozkazal im w myslach.

Nie musial podnosic wzroku, by zobaczyc, ze Dawid Talbot skinal glowa i wycofal sie wraz ze swoim towarzyszem. Zerkajac przez ramie, oddalili sie kretym westybulem i weszli do glownej sali.

Khayman byl znowu sam, otoczony rytmiczna muzyka, i zadawal sobie pytanie, dlaczego sie tu zjawil, dlaczego marzyl o tym, by jeszcze raz zapomniec, i dlaczego pragnal znalezc sie w cudownym miejscu, pelnym ciepla i smiertelnych ludzi nie wiedzacych, kim jest, pelnym elektrycznych zarowek migocacych pod wyplowialymi chmurami oraz nie konczacych sie miejskich chodnikow, po ktorych mozna chodzic do switu.

Jesse

— Zostaw mnie, ty sukinsynu! — Jesse kopnela mezczyzne, ktory objal ja w pasie i odsunal sprzed sceny. — Ty draniu! — Zgiety w scyzoryk z powodu przenikliwego bolu w stopie nie sprostal naglemu pchnieciu. Wywinal kozla i rozlozyl sie na podlodze.

Juz piec razy oderwano ja od podium. Skulila sie i rozbila niewielki zlepek, ktory zajal jej miejsce; jak ryba ocierala sie o czarne skorzane kurtki i ponownie sie prostujac, zlapala za bariere z nie malowanego drewna, chwycila w jedna reke dekoracyjna tkanine i zwinela ja w line.

W migajacym swietle ujrzala Wampira Lestata skaczacego wysoko w gore i spadajacego z lomotem na deski; jego glos znow wzbil sie ponad rejwach, bez pomocy mikrofonu wypelnil audytorium; gitarzysci wili sie wokol niego jak male diabelki.

Krew ciekla drobnymi strumyczkami po bialej twarzy jak z Chrystusowej korony cierniowej, dlugie jasne wlosy zawirowaly w powietrzu, kiedy zrobil pelny obrot, a czarny krawat rozluznil sie i opadl. Blade, krystalicznie niebieskie oczy zaszklily sie i nabiegly krwia, kiedy wykrzykiwal blahe slowa piosenek.

Jesse poczula, jak serce wali jej o zebra, kiedy wpatrywala sie w niego, w rozkolysane biodra, material ciasnych czarnych spodni opinajacy potezne miesnie ud. Znow skoczyl w gore, wzniosl sie bez zadnego wysilku, jakby byl gotow wzleciec pod sam sufit.

Tak, widzisz to i nie ma mowy o zadnej pomylce! Nie ma zadnego innego wytlumaczenia!

Otarla nos. Znow plakala. Musi go dotknac, do cholery! W zamroczeniu przygladala sie, jak wali butem w podloge przy trzech ostatnich huczacych nutach piosenki, a muzycy kiwaja sie w przod i w tyl, rozgrzewajac tlum, i rzucaja na boki glowami. Ich glosy ginely w jego glosie, kiedy probowali dotrzymac mu kroku.

Boze, alez on to uwielbial! Nie bylo w tym ani cienia udawania. Plawil sie w okazywanym mu zachwycie. Kapal sie w nim jak we krwi.

A teraz, gdy przeszedl do szalenczego poczatku nastepnej piosenki, zdarl z siebie czarna aksamitna peleryne, zakrecil nia z rozmachem nad glowa i cisnal daleko w widownie. Tlum zawyl nieludzko i zakolysal sie. Jesse poczula czyjes kolana na plecach, but zeslizgujacy sie po jej piecie, ale wlasnie w tej chwili otwarla sie przed nia szansa, ochroniarze zeskoczyli bowiem ze sceny, by opanowac zamieszanie.

Mocno wsparla sie na obu rekach, wybila sie w gore, upadla na brzuch i zerwala sie na nogi. Pobiegla do tanczacej postaci, ktora nagle skrzyzowala z nia wzrok.

— Ty, ty! Ty! — zawolala. Kacikiem oka dostrzegla zblizajacego sie ochroniarza. Rzucila sie calym cialem na Wampira Lestata. Zamknela oczy, kurczowo zacisnela ramiona wokol jego bioder. Zlozyla twarz na jego jedwabistej, lodowato zimnej piersi. Wtedy poczula smak krwi na wardze!

— Prawdziwy! — szepnela. Serce malo nie wyskoczylo jej z piersi, ale nie rozluznila uscisku. Tak, skora Maela byla jak ta skora i skora Maharet, i ich wszystkich. Tak, taka jak ta! To nie byl czlowiek. Trzymala go w ramionach, wiedziala o wszystkim i bylo juz za pozno, zeby ja zatrzymac!

Lewa reka chwycila gesta grzywe jego wlosow, a kiedy otworzyla oczy, ujrzala, ze usmiecha sie do niej, ujrzala pozbawiona porow lsniaca biala skore i drobne kly.

— Ty diable! — szepnela. Smiala sie jak szalona, plakala i smiala sie.

— Kocham cie, Jessico — odpowiedzial jej szeptem, usmiechajac sie do niej, jakby sie draznil; wilgotne jasne wlosy opadaly mu na oczy.

Zaskoczona poczula jego uscisk, a potem podrzucil ja na swoje biodro i obrocil w kolo. Wrzeszczacy muzycy rozmyli sie w jedna smuge; swiatla byly bryzgami bieli i czerwieni. Jeczala, ale nie odrywala od niego wzroku; tak, jego oczy byly prawdziwe. Trzymala sie go rozpaczliwie, w obawie, ze zamierza cisnac ja wysoko w powietrze nad glowami tlumu. On jednak postawil ja na scenie, pochylil glowe, jego wlosy omiotly jej policzek i poczula jego usta na swoich.

Pulsujaca muzyka stala sie niewyrazna, jakby Jesse zanurzyla sie w morzu. Czula, ze jego oddech przenika ja, gladkie palce przesunely sie w gore jej szyi. Jej piersi odbieraly bicie jego serca, a glos przemawial do niej czysto, tak jak tamten glos dawno temu, znany glos, rozumiejacy jej pytania i wiedzacy, ze nie moga pozostac bez odpowiedzi.

To zlo, Jesse — powiedzial glos. — Zawsze o tym wiedzialas.

Rece odciagnely ja w tyl. Ludzkie rece. Oddzielano ja od niego. Krzyknela przerazliwie.

Wpatrywal sie w nia oslupialy. Siegal gleboko, gleboko w swoje sny, szukajac czegos, o czym ledwo pamietal. Stypa; rudowlose blizniaczki kleczace po obu stronach oltarza. Trwalo to nie dluzej niz ulamek sekundy, a potem przepadlo; stal oszolomiony, po czym znow przywolal na twarz bezosobowy usmiech, bedacy jak jedno ze swiatel, ktore nieustannie ja oslepialy.

— Piekna Jesse! — powiedzial, unoszac dlon jakby w pozegnaniu. Niesiono ja daleko od niego, poza scene.

Kiedy postawiono ja na nogi, smiala sie.

Jej biala koszula byla poplamiona krwia. Na dloniach takze widnialy blade smugi slonej krwi. Znala ten smak. Odrzucila glowe do tylu i rozesmiala sie; jakie to bylo dziwne, nie slyszala swego smiechu, tylko czula przebiegajace ja drzenie, czula, ze placze i smieje sie rownoczesnie. Ochroniarz powiedzial cos do niej, cos chamskiego, groznego. Ale to sie nie liczylo.

Tlum znow ja ogarnal. Po prostu polknal ja, bil w nia jak fala, odrzucil ze srodka. Ciezki but miazdzyl jej

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату