Khayman

Dziecko Maharet. Jessica. — Khayman nie byl przygotowany na taka wiadomosc. — Chron dziecko Maharet. Wymknij sie stad.

Otrzasnal sie, wyostrzyl zmysly. Znow slyszal Mariusza, usilujacego dotrzec do mlodych, nie wyczulonych uszu Wampira Lestata, ktory puszyl sie i paradowal przed peknietym lustrem za scena. „Dziecko Maharet, Jessica”; co to moglo znaczyc? Niewatpliwie odnosilo sie do smiertelnej kobiety.

Znowu naplynal nieoczekiwany komunikat jakiegos poteznego, lecz odslonietego umyslu: — Zaopiekuj sie Jesse. Zatrzymaj Matke… — Nie byly to jednak slowa, lecz tylko blysk duszy, iskrzacy sie przekaz.

Wzrok Khaymana wolno przesunal sie po balkonach naprzeciwko, po rojnym parterze. W jakims odleglym zakatku blakal sie wiekowy starszy, pelen leku przed krolowa, niemniej jednak spragniony ponad wszystko widoku jej oblicza. Przybyl tu, by umrzec, ale chcial jeszcze w ostatniej chwili zakosztowac tego szczescia.

Khayman zamknal oczy, by odsunac od siebie te wiadomosc.

Wtedy uslyszal znowu: — Jessica, moja Jessica. — I plynace za tym z glebi duszy wolanie, wiedza Maharet! Nagle ujrzal Maharet na oltarzu milosci, wiekowa i biala jak on sam. Doznal przenikliwego bolu, opadl bezsilnie na drewniane siedzenie i opuscil glowe. Nastepnie znowu omiotl wzrokiem stalowe krokwie, brzydka platanine czarnych przewodow i pordzewialych cylindrycznych reflektorow. — Gdzie jestes? — zapytal w myslach.

Tam, w glebi, pod przeciwlegla sciana ujrzal postac, ktora slala te mysli. Ach, najstarszy z widzianych do tej pory, gigantyczny nordycki krwiopijca o dlugich jasnych wlosach, wysuszony na wior, przebiegly, odziany w szorstka niewyprawna skore. Krzaczaste brwi i male, gleboko osadzone oczy nadawaly jego twarzy wyraz ponurego zamyslenia.

Ta istota sledzila drobna smiertelna, ktora przedzierala sie przez tlum parteru. Jesse, ludzka corka Maharet.

Oszalaly, nie wierzacy wlasnym oczom Khayman skoncentrowal sie na drobnej kobiecie. Oczy zasnuly mu sie mgla lez, kiedy dojrzal owo zdumiewajace podobienstwo. Te same dlugie, ogniscie rude wlosy Maharet, krecone i geste, ta sama wysoka ptasia figura, te same madre i ciekawe oczy, rozgladajace sie wkolo, gdy poddawala sie naporowi tlumu i obracala w kolko.

Profil Maharet. Skora Maharet, tak blada i prawie swietlista, zupelnie jak wysciolka morskiej muszli.

Nagle ozyla pamiec, zobaczyl skore Maharet przez siec swoich ciemnych palcow. Kiedy podczas gwaltu obracal na bok jej glowe, czubkami palcow dotknal delikatnych faldek powiek. Niecaly rok pozniej wydlubali jej oczy, a on byl przy tym, wspominajac tamten moment, dotyk jej skory. Tak, wspominal, dopoki nie zlapal jej galek ocznych i…

Zadygotal. Poczul ostry bol w plucach. Pamiec nie chciala go zawiesc. Nie ucieknie od tamtej chwili, nie stanie sie szczesliwym blaznem, ktory niczego nie pamieta.

Dziecko Maharet, jak najbardziej. Jak to mozliwe? Przez ile pokolen przetrwala ta uroda, aby znowu rozkwitnac w drobnej kobiecie, ktora z uporem przesuwala sie ku scenie w glebi hali?

Oczywiscie, to wcale nie bylo niemozliwe. Szybko sobie to uswiadomil. Byc moze trzystu przodkow dzielilo te kobiete i tamto popoludnie, kiedy nalozyl na siebie naszyjnik krola i zszedl z podwyzszenia, aby dokonac krolewskiego gwaltu. Moze nawet bylo ich mniej. Zaledwie ulamek tego tlumu, aby ujac to bardziej plastycznie.

Jednak, co bardziej zdumiewajace, Maharet znala swoich potomkow, i wiedziala, ze ta kobieta jest jednym z nich. Wysoki blond krwiopijca natychmiast udostepnil ten fakt.

Khayman uwaznie przetrzasnal umysl nordyka. Maharet zywa; Maharet strazniczka swojej smiertelnej rodziny; Maharet — wcielenie nieobjetej mocy i woli; Maharet, ktora nie wyjasnila mu, temu jasnowlosemu sludze, snow o blizniaczkach, ale zamiast tego poslala go tu z poleceniem, by uratowal Jessike.

Ach, ona zyje — pomyslal Khayman. — Zyje, a jesli ona zyje, zyja obie rude siostry!

Przetrzasal umysl stwora jeszcze dokladniej, wniknal w niego jeszcze glebiej, lecz odnalazl wylacznie zaciekla opiekunczosc. Tamten chcial uratowac Jesse nie tylko przed niebezpieczenstwem grozacym ze strony Matki, ale przed wszystkim, co bylo w tym miejscu, tu bowiem Jesse mogla dojrzec to, czego nikt nie potrafilby wytlumaczyc.

Ach, jakze nienawidzil Matki ten wysoki jasnowlosy stwor o postawie jednoczesnie wojownika i kaplana. Nienawidzil jej za to, ze przerwala beztroske jego ponadczasowej i melancholijnej egzystencji; i za to, ze jego smutna, slodka milosc do tej kobiety, Jessiki, byla silniejsza niz niepokoj o samego siebie. Znal rozmiary zniszczenia, wiedzial, ze krwiopijcy od kranca do kranca kontynentu byli unicestwieni, poza nieliczna garstka, w wiekszosci obecna pod tym dachem i nawet nieswiadoma zagrozenia.

Znal sny o blizniaczkach, ale ich nie rozumial. Przeciez nigdy nie poznal rudowlosych siostr; tylko jedna ruda pieknosc rzadzila jego zyciem. Khayman po raz kolejny zobaczyl twarz Maharet, przesuwajacy sie wizerunek lagodnych, zmeczonych ludzkich oczu, spogladajacych z porcelanowej maski: — Maelu, nie pytaj o nic wiecej. Ale zrob to, o co prosze — mowila.

Cisza. Nagle krwiopijca zdal sobie sprawe, ze jest sledzony. Nieznacznie rozejrzal sie po hali, szukajac intruza.

Jak to czesto bywa, zdradzilo go imie. Poczul, ze zostal rozpoznany. Khayman natychmiast rozpoznal jego imie, polaczyl je z Maelem z kart Lestata. Niewatpliwie to byl ten sam kaplan druid, ktory zwabil Mariusza do swietego gaju, gdzie uczynil go jednym ze swoich pobratymcow i skad wyslal go do Egiptu na poszukiwanie Matki i Ojca.

Tak, to ten sam Mael. Rozpoznanie obudzilo w nim wscieklosc.

Po wybuchu furii wszystkie jego mysli i uczucia znikly. Khayman musial przyznac, ze byl to imponujacy pokaz mocy. Rozluznil sie, aby tamten nie mogl go znalezc. Wyszukal w tlumie kilkanascie bialych twarzy, ale nie Khaymana.

Tymczasem sprytna Jessica dotarla do celu swojej wedrowki. Kucajac, przecisnela sie pomiedzy muskularnymi motocyklistami, ktorzy uznali przestrzen przed scena za wlasna, i wstala, wspierajac sie na listwie okrazajacej drewniana platforme.

Na rece kobiety blysnela srebrna bransoleta. Zapewne byl to sztylecik przebijajacy mentalna tarcze Maela, na krotko ujawnil on bowiem swoje mysli i milosc.

Jemu rowniez pisana jest smierc, jesli nie zmadrzeje — pomyslal Khayman. Niewatpliwie jego mentorka byla Maharet i byc moze wykarmila go jej potezna krew; niemniej jednak jego serce pozostalo niezdyscyplinowane, a temperament nie znosil kontroli, to rzucalo sie w oczy.

Wtem kilka metrow za Jesse zawirowaly barwy i dzwieki. Khayman wyszpiegowal kolejna intrygujaca postac, o wiele mlodsza, niemniej jednak rownie potezna jak Mael.

Khayman szukal jego imienia, ale umysl przybysza byl idealnie pusty; nie odslanial nawet minimalnego przeblysku tozsamosci. Kiedy umarl, byl chlopcem, chlopcem o prostych ciemnokasztanowych wlosach i ogromnych oczach. Nagle okazalo sie, ze latwo jest poznac imie tej istoty od Daniela, jego swiezo zrodzonego pisklaka stojacego obok. Armand. A piskle, Daniel, bylo swiezutkim umarlym. Wszystkie drobne molekuly jego ciala tanczyly pobudzane niewidzialna demoniczna chemia.

Armand natychmiast przypadl Khaymanowi do gustu. Z pewnoscia byl to ten sam Armand, ktorego opisali zarowno Louis, jak i Lestat — niesmiertelny w ciele chlopca. A to znaczylo, ze liczyl sobie nie wiecej niz piecset lat. Niemniej jednak zaslonil sie calkowicie. Wydawal sie przebiegly, zimny, do tego wyzbyty bunczucznosci — i jako taki unikal rozglosu. Czujac bezblednie, ze jest obserwowany, skierowal w gore wielkie piwne oczy i natychmiast wbil je w odlegla sylwetke Khaymana.

— Nic zlego nie grozi tobie ani twojemu mlodemu — szepnal Khayman; jego wargi ksztaltowaly i kontrolowaly mysli. — Jam nieprzyjaciel Matki.

Armand uslyszal, ale nie odpowiedzial. Bez wzgledu na to, jak wielka groze wzbudzil w nim widok tak starego pobratymca, zamaskowal sie calkowicie. Mozna by pomyslec, ze spogladal na sciane nad glowa Khaymana, na nieprzerwany potok smiejacych sie i krzyczacych dzieci, splywajacy schodami z najwyzszych drzwi.

Ta zwodniczo mloda, piecsetletnia istota nieoczekiwanie wbila oczy w Maela, gdy chudzielec poczul kolejna nieodparta fale zatroskania swoja delikatna Jesse.

Khayman rozumial tego Armanda. Rozumial go i polubil bez zastrzezen. Kiedy znowu napotkal jego

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату