chroni.
Bez wiedzy calej trojki krolowa udala sie w pogon za jego nieprzyjaciolmi.
Nad dachami przesuwala sie jej moc, niszczac tych uciekajacych, ktorzy usilowali sie ukryc, i tych, ktorzy w pomieszaniu i rozpaczy pozostali przy zamarlych towarzyszach.
Noc cuchnela spalenizna; po zawodzacych upiorach zostaly na pustych chodnikach jedynie zniszczone ubrania. Ponizej, pod lukowymi lampami opustoszalych parkingow policjanci na prozno szukali cial, a strazacy na prozno szukali ofiar, ktorym mogliby pomoc. Smiertelna mlodziez krzyczala zalosnie.
Opatrzono drobne rany; tym, ktorzy wciaz byli w szoku, podano srodki nasenne i odwieziono do szpitali. Jakze skuteczne byly sluzby publiczne w tej zamoznej epoce. Gigantycznymi wezami strazackimi oczyszczono parkingi, zmyto spopielone szmaty i szczatki.
Drobne istoty klocily sie i przysiegaly, ze byly swiadkami calopalen. Nie bylo jednak zadnych dowodow. Ofiary zostaly calkowicie zniszczone.
Wlasnie oddalala sie od hali, przeszukujac najglebsze rozpadliny miasta. Jej moc mijala rogi ulic i wkraczala do domow przez okna i drzwi. Gdziekolwiek sie pojawila, wybuchal maly plomien, jak przy potarciu siarkowej zapalki.
Noc uspokajala sie. Tawerny i sklepy zamykaly swoje podwoje, mrugajac w gestniejacym mroku. Slabl ruch uliczny.
Starszego, ktory pragnal ujrzec jej twarz, dopadla na ulicach North Beach; spalila go powoli, czolgajacego sie chodnikiem. Jego kosci zamienily sie w popiol, mozg w ostatniej chwili stal sie masa rozzarzonych wegielkow. Innego zwalila z nog na wysokim plaskim dachu, tak ze pikowal w dol niczym gwiazda z rozmigotanego nieba. Kiedy bylo po wszystkim, puste ubranie unioslo sie w gore jak czarny papier.
Lestat udal sie na poludnie, do swojego azylu w Carmel Valley. Triumfujacy, pijany miloscia do Louisa i Gabrieli, rozprawial o starych czasach i nowych marzeniach, najwyrazniej obojetny na cala masakre.
— Maharet, gdzie jestes? — szepnal Khayman. Noc nie przyniosla mu odpowiedzi. Jesli Mael byl nieopodal i jesli slyszal wolanie, nie potwierdzil tego. Biedny, oszalaly z rozpaczy Mael, ktory odslonil sie calkowicie po ataku na Jessice. On rowniez mogl zostac zamordowany, gdy patrzyl bezradnie, jak karetka uwozi mu Jesse.
Khayman nie mogl go znalezc.
Przeczesywal nabijane punktami swiatel wzgorza i glebokie doliny, w ktorych bicie serc bylo jak gromowy szept.
— Czemu bylem swiadkiem tego wszystkiego? — Czemu sny mnie tu przywiodly?
Wsluchiwal sie w smiertelny swiat.
Rozglosnie radiowe gaworzyly o satanistach, zamieszkach, przypadkowych pozarach, masowych halucynacjach. To bylo jednak wielkie miasto, mimo ze zajmowalo niewielki obszar. Racjonalne umysly juz przefiltrowaly i zlekcewazyly wydarzenie. Tysiace niczego nie zauwazyly. Inni powoli i pracowicie odtworzyli w pamieci nieprawdopodobne rzeczy, ktorych byli swiadkami. Wampir Lestat byl czlowiekiem, gwiazda rocka i nikim wiecej; jego koncert byl okazja do dajacej sie przewidziec, chociaz nie kontrolowanej histerii.
Byc moze zniweczenie marzen Lestata bylo czescia planu krolowej. Zmiesc jego nieprzyjaciol z powierzchni ziemi, zanim spruje sie pajeczy welon ludzkich przypuszczen. Jesli tak sie sprawy mialy, czy wreszcie ukarze jego samego?
Khayman nie otrzymal zadnej odpowiedzi.
Objal wzrokiem uspiona ziemie. Naplywala oceaniczna mgla, osadzajac sie rozanymi warstwami ponizej szczytow wzgorz. W tych pierwszych godzinach po polnocy wszystko mialo slodki, bajeczny smak.
Skoncentrowal swoja moc i opuscil wiezienie ciala. Wyslal z siebie zdolnosc widzenia, jak wedrujace ka zmarlego Egipcjanina, by dojrzec tych, ktorych Matka oszczedzila, i zblizyc sie ku nim.
— Armandzie — rzekl na glos. Swiatla miasta przygasly. Poczul jasnosc i cieplo innego miejsca i oto Armand byl przed nim.
Razem ze swoim piskleciem, Danielem, przybyl bezpiecznie do rezydencji, w ktorej zasna nie napastowani w piwnicy pod podloga. Mlodzik tanczyl sennie w ogromnych, wystawnych pomieszczeniach, a w jego glowie rozbrzmiewaly teksty i rytmy Lestata. Armand wpatrywal sie w noc, z twarza pozbawiona wyrazu jak poprzednio. Zobaczyl Khaymana! Zobaczyl go stojacego bez ruchu na odleglym wzgorzu, niemniej na tyle blisko, ze mogl go dotknac. W milczeniu, niewidzialni, uwaznie przygladali sie sobie nawzajem.
Khayman byl rozpaczliwie samotny, lecz w oczach Armanda zabraklo uczucia, zaufania, serdecznego przywitania.
Poszukiwal wiec dalej, wyzwalajac z siebie jeszcze wieksza sile, wznoszac sie wyzej i wyzej i tak oddalajac sie od ciala, ze przez chwile nie potrafil go odnalezc. Udal sie na polnoc, wzywajac imiona Pandory i Santina.
Ujrzal ich na snieznych lodowych polach, dwie czarne figurki wsrod nieskonczonej bieli — ubior Pandory poszarpal wiatr, jej oczy pelne krwawych lez szukaly niewyraznych zarysow warowni Mariusza. Rada byla obecnosci Santina, podroznika absurdalnie odzianego w delikatne aksamity. Dluga bezsenna noc, w trakcie ktorej Pandora krazyla po swiecie, wsaczyla bol w cale jej cialo i niemal ja zalamala. Wszystkie stworzenia musza spac, musza snic. Jesli wkrotce nie odpocznie w jakims ciemnym zakatku, nie zdola zwalczac glosow, obrazow, szalenstwa. Nie chciala znow wzbijac sie w powietrze, a Santino, ktory nie potrafil dokonac takich czynow, szedl za nia.
Lgnal do niej, zdany jedynie na jej sile; jego serce bylo obolale, poranione przenikliwymi wrzaskami tych, ktorych zniszczyla krolowa. Gdy poczul lagodne musniecie spojrzenia Khaymana, ciasniej owinal wokol twarzy czarna oponcze. Pandora nie poswiecila temu najmniejszej uwagi.
Khayman odlecial. Ich fizyczna bliskosc, ich wspolnota sprawialy mu bol.
W rezydencji na wzgorzu Daniel poderznal gardlo wierzgajacemu szczurowi i upuscil krew do krysztalowego pucharu.
— Sztuczka Lestata — rzekl, oceniajac pod swiatlo rubinowy plyn. Armand siedzial nieruchomo przy kominku, przygladajac sie czerwonemu klejnotowi w rznietym szkle, ktore Daniel z uwielbieniem podniosl do ust.
Khayman powrocil w noc, znow szybujac wyzej, hen, daleko od swiatel miasta, jakby po wielkiej orbicie.
Maelu, odpowiedz mi — wzywal go. — Daj mi znac, gdzie jestes. — Czy zimny promien wscieklosci Matki uderzyl rowniez jego? Czy tez tak gleboko rozpaczal za Jessica, ze nie slyszal niczego i nikogo? Biedna Jessica, olsniona cudami, powalona w mgnieniu oka przez byle pisklaka, zanim ktokolwiek zdolal temu zapobiec.
Dziecko Maharet, moje dziecko! — pomyslal.
Khayman lekal sie tego, co mogl zobaczyc, lekal sie tak, ze nie szukal sposobnosci zmiany stanu rzeczy. Byc moze druid po prostu jest dla niego teraz zbyt silny; ukryl siebie i swoja podopieczna przed wszystkimi oczami i wszystkimi umyslami. Byc moze jednak krolowa dopiela swego i bylo juz po wszystkim.
Jesse
Tak tu cicho. Lezala na lozu zarazem twardym i miekkim, a jej cialo bylo bezwladne jak szmaciana lalka. Uniesiona dlon natychmiast opadala, a Jesse wciaz widziala jedynie niewyrazne zarysy, ktore mogly byc zludzeniem.
Na przyklad te kaganki wokol; starozytne gliniane kaganki w ksztalcie ryb napelnione olejem i nasycajace pokoj gesta kadzidlana wonia. Czy to zaklad pogrzebowy?
Znow powrocila mysl, ze nie zyje, ze jest uwieziona w ciele, a jednoczesnie bezwolna. Uslyszala dziwny odglos; co to? Slyszala odglos nozyczek. Ktos strzygl ja na zapalke, metalowe ostrza wedrowaly po skorze czaszki. Czula je nawet w brzuchu.
Nagle wyrwano jej drobny wlosek rosnacy na twarzy, jeden z tych denerwujacych wlosow, ktorych kobiety tak nie cierpia. Robiono jej toalete do trumny, no nie? Dlaczego bowiem obchodzono sie z nia tak pieczolowicie, unoszac jej dlon i tak starannie ogladajac paznokcie?
Bol znow uderzyl, elektryczny prad smigajacy w dol plecow; krzyknela. Byla wciaz w tym samym pokoju, zajmowala lozko na skrzypiacych lancuchach.
Ktos w poblizu glosno westchnal. Usilowala zobaczyc tego kogos, ale znow dostrzegla tylko lampy. Przy