Pozwolcie, ze powiem tylko, co znaczylo dla nas towarzystwo duchow — lagodne, harmonijne wspolzycie ze wszystkimi istotami i z duchami; w tamtych bowiem chwilach milosc duchow byla dla nas rownie namacalna jak wedle chrzescijanskich mistykow milosc Boga lub jego swietych.

Zylysmy w blogostanie, siostra, ja i nasza matka. Jaskinie naszych przodkow byly cieple i suche i mialysmy wszystko, co nam bylo potrzebne — delikatne szaty i bizuterie, urocze grzebienie z kosci sloniowej i sandaly ze skory przynoszone nam przez ludzi w darze, gdyz nikt nie placil nam za to, co robilysmy.

Kazdego dnia ludzie z wioski przybywali zasiegnac opinii, a my przekazywalysmy ich zapytania duchom. Probowalysmy przewidywac przyszlosc, co oczywiscie duchom sie udaje, gdyz w pewnych wypadkach bieg rzeczy jest nieunikniony.

Przenikalysmy umysly moca telepatii i udzielalysmy najlepszych mozliwych rad. Czasem przynoszono do nas opetanych. Wtedy wypedzalysmy demona lub zlego ducha, a kiedy dom byl nawiedzony, szlysmy tam i rozkazywalysmy duchom, by sie wyniosly.

Dawalysmy nasenne napary tym, ktorzy sie tego domagali. Wtedy zapadali w gleboki trans lub sen pelen zywych obrazow, ktore staralysmy sie zinterpretowac lub wyjasnic.

Do tych celow duchy tak naprawde nie byly nam potrzebne, chociaz czasem szukalysmy ich rady w szczegolnych przypadkach. Korzystalysmy z wlasnej wiedzy oraz z dalekosieznych wizji i czesto uzyskiwalysmy informacje co do znaczenia roznych obrazow.

Jednak najwiekszy cud — ktory wymagal calej mocy sprawczej i ktorego tak trudno bylo nam dokonac — to bylo sprowadzanie deszczu.

Dokonywalysmy tego na dwa sposoby — wywolujac maly deszcz, zasadnicza symboliczna demonstracje naszej mocy, niosaca ludowi wielkie lekarstwo dla duszy, lub wielki deszcz, konieczny dla zasiewow, cud bardzo trudny, prawie niewykonalny.

Obydwa wymagaly wielkiego nawolywania duchow, wzywania ich po imieniu i domagania sie, zeby stawily sie razem, skupily i uzyly swojej mocy na nasze zawolanie. Maly deszcz czesto sprowadzaly najlepiej nam znane duchy, szczegolnie kochajace mnie i Mekare, nasza matke i jej matke, i wszystkich naszych przodkow. Zawsze mozna bylo liczyc na to, ze podejma sie tego zadania z milosci.

Do sprowadzenia wielkiego deszczu byla potrzebna cala chmara duchow, a poniewaz wiele z nich serdecznie nie cierpialo siebie nawzajem i wspolpracy, musialysmy sie uciekac do calej masy pochlebstw. Musialysmy spiewac i tanczyc do upadlego. Pracowalysmy calymi godzinami, podczas gdy duchy stopniowo okazywaly zainteresowanie, gromadzily sie, rozsmakowywaly sie w pomysle i wreszcie zabieraly sie do pracy.

Mekare i ja zdolalysmy sprowadzic wielki deszcz tylko trzy razy. Jakze piekny byl to widok: chmury gromadzace sie nad dolina, a potem wielkie plachty deszczu zaslaniajace caly swiat. Wszyscy wybiegali na dwor, by rozkoszowac sie ulewa; ziemia peczniala i otwierala sie, wyrazajac podziekowanie.

Maly deszcz sprowadzalysmy czesto — dla innych i dla samej uciechy. Jednak to sprowadzanie wielkiego deszczu przysporzylo nam dalekosieznej chwaly. Zawsze mowilo sie o nas, ze jestesmy czarownicami z gory, ale teraz zjawiali sie przed nami ludzie z dalekich polnocnych miast, z ziem nie znanych nawet z nazwy.

Ludzie czekali w wiosce na swoja kolejke, aby wspiac sie na gore, wypic napar i przedstawic nam swoje sny. Czekali, by wysluchac naszej rady, a czasem jedynie spotkac sie z nami. Oczywiscie wies sluzyla im jadlem i napitkiem, przyjmujac za to dary, i wszyscy czerpali z tego zyski, tak sie przynajmniej wydawalo. To, co robilysmy, nie roznilo sie tak bardzo od praktyk lekarzy psychologow w tym stuleciu; analizowalysmy senne obrazy, interpretowalysmy je, wyszukiwalysmy w nich jakies prawdy z podswiadomosci, a cuda malego deszczu i wielkiego deszczu jedynie wzmagaly wiare innych w nasze zdolnosci.

Pewnego dnia, moze pol roku przed smiercia naszej matki, trafil w nasze rece list. Poslaniec przyniosl go nam od krola i krolowej Kemetu, czyli egipskiej krainy, jak nazywali ja sami Egipcjanie. Byla to gliniana tabliczka, na ktorej, zwyczajem stosowanym rowniez w Jerychu i Niniwie, wyryto male obrazki, pierwociny tego, co nazwano pozniej pismem klinowym.

Oczywiscie, nie umialysmy go odczytac, a nawet bylysmy wystraszone, myslac, ze to moze jakas klatwa. Nie chcialysmy wziac go do reki, ale trzeba bylo to zrobic, jesli mialysmy cokolwiek zrozumiec.

Poslaniec wyjasnil, ze jego wladcy, Akasza i Enkil, dowiedzieli sie o naszej wielkiej mocy i beda zaszczyceni, jesli zlozymy wizyte na ich dworze; wyslali imponujaca eskorte, by towarzyszyla nam do Kemetu, i obiecywali, ze odesla nas do domu ze wspanialymi darami.

Wszystkie trzy intuicyjnie nie ufalysmy poslancowi. Mowil prawde o tyle, o ile byl zorientowany w sprawie, ale chodzilo w tym o cos wiecej.

Gdy matka wziela tabliczke w dlonie, natychmiast cos poczula, cos, co przeniknelo jej palce i wzbudzilo w niej wielki niepokoj. Poczatkowo nie chciala nam powiedziec, co zobaczyla, a potem wziela nas na bok i powiedziala, ze krol i krolowa Kemetu sa zli, rozlewaja morze krwi i nie dbaja o wiare innych. Straszliwe zlo spotka nas z ich reki, wbrew temu, co mowi tabliczka.

Wtedy Mekare i ja dotknelysmy listu i obie tez odczulysmy zapowiedz zla. Jednak kryl on tez tajemnice, cos niejasnego, splatany ze zlem element odwagi i chyba dobra. Nie byl to zwykly spisek majacy na celu wykrasc nas i nasza moc; wyczuwalysmy autentyczna ciekawosc i szacunek.

Wreszcie poprosilysmy o pomoc duchy, te duchy, ktore najbardziej kochalysmy. Zblizyly sie i z latwoscia odczytaly list. Potwierdzily, ze poslaniec mowil prawde, lecz jesli udamy sie do krola i krolowej Kemetu, czeka nas straszliwe niebezpieczenstwo.

„Dlaczego?” — spytalysmy.

„Krol i krolowa beda zadawac wam pytania — odpowiedzialy duchy — i jesli udzielicie szczerych odpowiedzi, a tak bedzie, krol i krolowa rozgniewaja sie na was i zostaniecie unicestwione”.

Oczywiscie nie mialysmy zamiaru udawac sie do Egiptu. Nigdy nie opuszczalysmy naszej gory. Jednak dowiedzialysmy sie, ze nie wolno nam tego uczynic. Z calym szacunkiem rzeklysmy poslancowi, ze nie mozemy opuscic miejsca, w ktorym sie urodzilysmy, ze zadna czarownica z naszej rodziny tego nie zrobila, i blagamy go, by wytlumaczyl to krolowi i krolowej.

Tak wiec poslaniec odszedl i zycie potoczylo sie jak dawniej.

Kilka nocy pozniej przybyl do nas zly duch, ktorego nazywalysmy Amel. Kolosalny, potezny i zlosliwy stwor tanczyl nad polana, starajac sie przyciagnac nasza uwage, powiadajac, ze niebawem bedziemy potrzebowaly jego pomocy.

Od dawien dawna przywyklysmy do przechwalek zlych duchow; byly wsciekle, ze nie rozmawiamy z nimi, jak mialy to w zwyczaju inne czarownice i czarownicy. My jednak wiedzialysmy, ze te istoty nie zasluguja na zaufanie i nie daja sie kontrolowac; nigdy nie kusilo nas, by je wykorzystac i nie spodziewalysmy sie, ze kiedys to zrobimy.

Szczegolnie Amela zloscilo nasze lekcewazenie jego osoby. Oswiadczal wszem wobec, ze jest „Amelem poteznym”, „Amelem niezwyciezonym” i ze powinnysmy okazywac mu nieco szacunku. Mozemy bowiem bardzo go potrzebowac w przyszlosci. Mozemy potrzebowac go bardziej, niz potrafimy to sobie wyobrazic, gdyz zblizaja sie klopoty.

Wtedy z jaskini wyszla matka i stanowczym glosem zazadala od ducha, by wyjasnil, jakie klopoty ma na mysli.

To nami wstrzasnelo, gdyz matka zawsze zabraniala nam rozmow ze zlymi duchami; zazwyczaj wyklinala je i odpedzala lub tez wprawiala je w zamet zagadkami i chytrymi pytaniami, tak ze rozzloszczone i oglupiale, poddawaly sie.

Amel, straszliwy, zly, przepotezny — czy jak tam siebie zwal, a jego przechwalkom nie bylo konca — oswiadczyl jedynie, ze zblizaja sie wielkie klopoty i jesli mamy troche oleju w glowie, powinnysmy okazac mu nalezny szacunek. Chelpil sie wszelkim zlem, ktore wyczynial dla czarownikow Niniwy. Mogl zadreczac ludzi, dokuczac im, a nawet kluc, jakby byl chmura komarow! Oswiadczyl, ze potrafi ssac ludzka krew i lubi jej smak, i jest gotow ssac krew rowniez dla nas.

Matka wysmiala go.

„Jak mozesz robic cos takiego? — spytala go wyzywajaco. — Jestes duchem, nie masz ciala, wiec nie mozesz poznac zadnego smaku!”

Takie slowa zawsze doprowadzaly duchy do furii, bo, jak juz mowilam, zazdroscily nam ciala.

Wtedy ten duch, chcac zademonstrowac nam swoja moc, rzucil sie na matke jak zawierucha. Jej dobre duchy natychmiast stawily mu czolo i nad polana wybuchlo straszliwe zamieszanie. Kiedy zapanowal juz spokoj i

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату