Amel zostal odpedzony przez strozujace duchy, ujrzalysmy na dloni matki drobniutkie naklucia. Amel, zly duch, wyssal z niej krew, wlasnie tak, jak zapowiedzial — jakby chmara komarow poklula ja wiele razy drobnymi zadlami.

Matka przygladala sie tym rankom. Dobre duchy rozzloscily sie, widzac, ze potraktowano ja z takim brakiem szacunku, ale ona nakazala im spokoj. Bez slowa zastanawiala sie nad tym, co sie stalo, jak to bylo mozliwe i jak duch mogl znac smak wyssanej krwi.

To wlasnie wtedy Mekare wyjasnila, ze w jej wizjach te duchy maja w samym srodku wielkich niewidzialnych cial nieskonczenie male materialne rdzenie i prawdopodobnie wlasnie za posrednictwem tego rdzenia moga poznac smak krwi. Wyobrazcie sobie nieslychanie drobny plonacy knot kaganka. Ten knot mogl wchlaniac krew. Tak wlasnie bylo z duchem, ktory caly zdawal sie skladac z plomienia, ale mial w sobie maly knot.

Matka niby okazywala lekcewazenie, jednak tamten stwor wzbudzil jej niechec. Rzekla ironicznie, ze na swiecie jest dosc cudow bez zlych duchow wysysajacych krew.

„Przepadnij, Amelu” — powiedziala i oblozyla go klatwami, mowiac, ze jest banalny, nic nie znaczacy, niewazny, nigdy nie zdobedzie slawy ani uznania i ze moze po prostu odfrunac. Innymi slowy, powiedziala to, co zawsze, kiedy pozbywala sie uprzykrzonych duchow — to, co ksieza mowia nawet teraz w nieco odmiennej formie, kiedy za pomoca egzorcyzmow ratuja opetane dziecko.

Jednak bardziej niz wyglupy Amela zmartwilo matke jego ostrzezenie, ze zbliza sie do nas zlo. Poglebilo to niepokoj, ktory poczula, biorac do reki egipska tabliczke. Mimo to nie poprosila dobrych duchow o pocieche ani o rade. Zapewne byla na to zbyt madra, ale tego nigdy sie nie dowiemy. Tak czy inaczej, wiedziala, ze cos sie wydarzy, i potrafila temu zapobiec. Byc moze wiedziala, ze czasem, starajac sie zapobiec nieszczesciu, dajemy mu bron do reki. W nastepnych dniach zachorowala, potem oslabla i w koncu stracila mowe.

Miesiacami lezala sparalizowana, w polsnie. Siedzialysmy przy niej dzien i noc i spiewalysmy jej piesni. Przynosilysmy jej kwiaty i staralysmy sie odczytac jej mysli. Kochajace ja duchy byly w stanie okropnego wzburzenia; sciagnely na gore wiatry i zrywaly liscie z drzew.

Cala wioska pograzyla sie w smutku. Pewnego ranka mysli naszej matki znow nabraly ksztaltu, ale byly pokawalkowane. Ujrzalysmy sloneczne pola, kwiaty i obrazy, ktore pamietala z dziecinstwa; a potem tylko cudowne barwy i cos jeszcze.

Wiedzialysmy, ze matka umiera, i duchy tez o tym wiedzialy. Robilysmy, co w naszej mocy, aby je uspokoic, ale niektore z nich wpadly we wsciekly gniew. Po smierci jej dusza miala sie uniesc wysoko ponad sfery duchow, wiec mialy ja utracic na wiecznosc, pograzone w zalobie i wscieklosci.

Tak sie wreszcie stalo i bylo to calkowicie naturalne i nieuniknione. Wyszlysmy z jaskini, aby powiedziec ludowi, ze matka przeniosla sie w odlegle sfery. Wszystkie drzewa na naszej gorze zatrzesly sie od wiatru wywolanego przez duchy; powietrze bylo pelne zielonych lisci. Plakalysmy razem z siostra, a ja po raz pierwszy w zyciu mialam wrazenie, ze slysze glosy duchow, ze przez wiatr przebijaja sie ich placze i lamenty.

Wiesniacy natychmiast przyszli zrobic to, co konieczne.

Najpierw zlozono matke na kamiennej plycie, jak kaze zwyczaj, by wszyscy mogli przyjsc i zlozyc jej hold. Byla odziana w biala szate z egipskiego plotna, tak uwielbiana przez nia za zycia, i przystrojona wytworna bizuteria z Niniwy, pierscieniami i koscianymi naszyjnikami, zawierajacymi szczatki naszych przodkow; niebawem mialy one byc nasze.

Kiedy minelo dziesiec godzin i przyszly juz z wizyta setki ludzi, zarowno z naszej wioski, jak i z sasiednich miejscowosci, przygotowalysmy cialo na uroczysta stype. Kazdemu innemu mieszkancowi wioski to kaplani uczyniliby ten zaszczyt. Ale my bylysmy czarownicami, podobnie jak matka, wiec tylko my moglysmy jej dotknac. W odosobnieniu, przy swietle oliwnych lamp, zdjelysmy z matki szate i zakrylysmy cale jej cialo kwiatami i liscmi. Przepilowalysmy jej czaszke i ostroznie otworzylysmy, tak ze czolo pozostalo nietkniete, wyjelysmy mozg i polozylysmy go w misie wraz z galkami ocznymi matki. Nastepnie wyjelysmy serce i zlozylysmy je w innej misie, a potem zaslonilysmy naczynia nakrywkami z gliny.

Wtedy zjawili sie wiesniacy, zbudowali ceglany piec dookola kamiennej plyty, na ktorej obok trupa lezaly tez misy, podlozyli ogien miedzy kamienie podpierajace plyte i zaczelo sie pieczenie.

Trwalo cala noc. Duchy uspokoily sie, poniewaz dusza matki odeszla. Nie sadze, by cialo mialo dla nich znaczenie; to, co robilysmy potem, nie mialo dla nich znaczenia, chociaz dla nas — z pewnoscia tak.

Poniewaz bylysmy czarownicami, tak jak nasza matka, jako jedyne mialysmy podzielic sie jej cialem. Zwyczaj i prawo stanowily, ze bylo ono tylko nasze. Wiesniacy nie uczestniczyli w stypie, jak byloby w przypadku kazdej innej osoby. Bez wzgledu na to, jak dlugo by to trwalo, mialysmy same spozyc trupa matki, a wiesniacy mieli sie temu przygladac.

Gdy szczatki matki spoczywaly w piecu, rozmawialysmy z siostra o jej sercu i mozgu. Oczywiscie, mialysmy podzielic sie tymi organami i bylysmy bardzo przejete, ktorej co przypadnie, nasze przekonania na ich temat byly bowiem niezlomne i wierzylysmy, ze kazdy z nich jest zrodlem czegos innego.

Otoz dla wielu ludzi w owym czasie najwazniejsze bylo serce. Na przyklad wedle Egipcjan serce bylo siedliskiem swiadomosci. Nawet lud z naszej wioski myslal podobnie; ale my, czarownice, wierzylysmy, ze to mozg jest siedliskiem ludzkiego ducha; to znaczy jest domem duchowej czesci kazdego, bliskiej duchom obecnym w powietrzu. Przekonanie, ze mozg jest wazny, mialo swe zrodlo w tym, ze z mozgiem lacza sie oczy, organ wzroku. A czarownice zajmowaly sie wlasnie widzeniem. W naszym jezyku mowilo sie, ze jestesmy jasnowidzace, i byl to odpowiednik slowa „czarownice”.

Najwiecej jednak rozmawialysmy o ceremonii. Wierzylysmy, ze dusza matki odeszla i z szacunku dla niej mialysmy zjesc tamte organy, zeby nie zgnily. Porozumienie przyszlo wiec latwo. Mekare miala wziac mozg i oczy, ja — serce.

Mekare byla potezniejsza czarownica; przyszla na swiat pierwsza i to ona zawsze nadawala ton; ona bezzwlocznie zabierala glos; ona odgrywala role starszej siostry, jak to zwykle bywa u blizniaczek. To jej nalezal sie mozg i oczy, a mnie, zawsze cichszej i powolniejszej — organ kojarzony z glebokimi uczuciami i miloscia — serce.

Bylysmy zadowolone z podzialu i gdy niebo o brzasku pojasnialo, zasnelysmy na kilka godzin, oslabione glodem i postem przygotowujacym nas do stypy.

Tuz przed switem obudzily nas duchy, ktore znow sciagnely wiatr. Wyszlam z jaskini. Ogien plonal w piecu, lecz strozujacy wiesniacy posneli. Gniewnie nakazalam duchom spokoj. Jednak jeden z nich, najbardziej przeze mnie lubiany, powiedzial, ze obcy zbieraja sie w dolinie, wielu obcych, nieslychanie podziwiajacych nasza moc i niebezpiecznie zainteresowanych stypa.

„Ci ludzie chca czegos od ciebie i Mekare — rzekl duch. — Ci ludzie nie przybyli tu, by czynic dobro”.

Odparlam mu, ze obcy zawsze tu przybywali; ze to nic dziwnego i ze duchy powinny teraz pozwolic nam zrobic to, co konieczne. Pozniej udalam sie do jednego z mezczyzn, spytalam go, czy wies jest przygotowana na niebezpieczenstwo, i poprosilam, zeby ludzie przyniesli ze soba bron, kiedy zbiora sie na stype.

To nie bylo dziwne zadanie. Wiekszosc ludzi nigdy nie rozstawala sie z bronia. Zawodowi zolnierze nosili takze miecze, a inni zatykali za pas noze.

Nie bylam zaniepokojona tym, czego dowiedzialem sie od duchow; obcy przybywali do naszej wioski ze wszystkich stron swiata, bylo wiec jak najbardziej naturalne, ze zjawili sie przy okazji nadzwyczajnego wydarzenia — smierci czarownicy.

Wiecie jednak, co mialo sie wydarzyc. Widzieliscie to w snach. Widzieliscie wiesniakow gromadzacych sie wokol polany, gdy slonce wznosilo sie na szczyt niebosklonu. Widzieliscie moze, jak powoli zdejmowano cegly ze stygnacego pieca; lub tez tylko cialo matki, sczerniale, pomarszczone, a mimo to uspokojone jak we snie, spoczywajace na cieplej kamiennej plycie. Widzieliscie przykrywajace ja zwiedle kwiaty, widzieliscie serce, mozg i oczy w misach.

Widzieliscie, jak ukleklysmy po obu stronach ciala matki. I slyszeliscie, jak muzykanci zaczeli grac.

Nie widzieliscie, ale juz wiecie, ze nasz lud przez tysiace lat zbieral sie na takie stypy. Przez tysiace lat mieszkalismy w tamtej dolinie i na stokach gory, gdzie rosly wysokie trawy i owoce spadaly z drzew. To byla nasza ziemia, nasz zwyczaj, nasza chwila.

Nasza swieta chwila.

Kiedy Mekare i ja ukleklysmy naprzeciwko siebie, odziane w najwspanialsze szaty i przystrojone nowa bizuteria po matce i wlasnymi ozdobami, ujrzalysmy nie ostrzezenia duchow lub niepokoj matki dotykajacej tabliczki krola i krolowej Kemetu. Ujrzalysmy nasze wlasne zycie — pelne nadziei, dlugie i szczesliwe — spedzone

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату