ze rzeczy osobiste czlowieka i oczywiscie cialo zachowuja odrobine jego witalnosci. A kiedy zjadamy cialo naszego zmarlego, zjadamy rowniez owa pozostalosc.
Jednak tak naprawde zjadalismy naszych zmarlych z szacunku. W naszym pojeciu byl to wlasciwy sposob traktowania tych, ktorych kochalismy. Przyjmowalismy w siebie ciala ludzi, ktorzy dali nam zycie, ciala, z ktorych zostaly poczete nasze ciala. W ten sposob zamykal sie cykl, a swiete szczatki naszych bliskich byly uratowane przed straszliwa potwornoscia — gniciem w ziemi, pozarciem przez dzikie zwierzeta lub spaleniem.
Gdy sie nad tym zastanawiam, dostrzegam wielka logike. Przede wszystkim jednak nalezy zdac sobie sprawe, ze byla to nieodlaczna czesc zycia naszego ludu. Swietym obowiazkiem kazdego dziecka bylo spozyc pozostalosci po swoich rodzicach; swietym obowiazkiem plemienia bylo spozyc zmarlych.
Nie umarl w naszej wiosce zaden mezczyzna, zadna kobieta, zadne dziecko, ktorego szczatki nie zostalyby spozyte przez jego krewnych. Zaden mezczyzna, zadna kobieta, zadne dziecko, nikt w naszej wiosce nie uchylil sie od spozycia zmarlych.
Maharet przerwala, ogarnela wzrokiem grupe zebranych, po czym znow sie odezwala.
— Nie byl to czas wielkich wojen. Jerycho od niepamietnych czasow przezywalo okres pokoju. Rowniez w Niniwie nie zdarzaly sie konflikty.
Jednak daleko, na poludniowym zachodzie, w dolinie Nilu, tamtejsze dzikie plemie odwiecznym zwyczajem wojowalo z ludem z poludniowych dzungli, pozyskujac sobie niewolnikow na uslugi. Nie tylko zjadali ciala swoich zmarlych z calym naleznym im szacunkiem, tak jak my to czynilismy, ale spozywali rowniez ciala wrogow i chelpili sie tym. Wierzyli, ze w ten sposob zyskuja ich sile. Lubili smak ludzkiego miesa.
Z przyczyn, ktore juz wyjasnilam, ganilismy ich. Jak mozna bylo z przyjemnoscia zjadac cialo nieprzyjaciela? Jednak zasadnicza roznica miedzy nami i wojowniczymi mieszkancami doliny Nilu nie polegala na tym, ze zjadali swoich wrogow, ale na tym, ze oni kochali wojne, a my pokoj. Nie mielismy nieprzyjaciol.
Wlasnie wtedy, gdy moja siostra i ja osiagnelysmy szesnasty rok zycia, w dolinie Nilu zaszla wielka zmiana. Tak przynajmniej uslyszelismy.
Stara monarchini tamtego krolestwa zmarla, nie pozostawiajac corki, ktorej przekazalaby krolewska krew. A w wielu starozytnych plemionach dziedziczono tron jedynie w linii zenskiej. Poniewaz zaden mezczyzna nie moze byc pewien ojcostwa dziecka swojej zony, boskie prawo do tronu posiadala krolowa lub ksiezniczka. Dlatego egipscy faraonowie pozniejszej ery czesto zenili sie ze swymi siostrami. To zabezpieczalo ich krolewskie prawa.
Tak byloby z mlodym krolem Enkilem, gdyby mial siostre. Nie mial jednak nawet krolewskiej kuzynki, z ktora moglby sie ozenic, ale byl mlody, silny i zdecydowany rzadzic swoja domena. Wreszcie wybral narzeczona, nie sposrod swojego ludu, ale sposrod mieszkancow miasta Uruk w dolinie Eufratu i Tygrysu.
Byla to Akasza, pieknosc z rodziny monarchy i czcicielka wielkiej bogini Inanny, kobieta ktora mogla wniesc do krolestwa Enkila madrosc swoich ziem. Tak przynajmniej mowily plotki na placach targowych Jerycha i Niniwy; tak szeptano w karawanach, ktore przybywaly kupowac nasze wyroby.
Lud znad Nilu uprawial juz ziemie, ale marnowal czas, szukajac okazji do wojen, ktore mogly mu dostarczyc ludzkiego miesa. To napawalo przerazeniem piekna Akasze, ktora, jak mozna bylo sie spodziewac po kazdym przedstawicielu bardziej rozwinietej cywilizacji, postanowila ich zniechecic do tego barbarzynskiego zwyczaju.
Prawdopodobnie sprowadzila tez ze soba pismo, jako ze lud Uruku posiadal umiejetnosc pisania — bylo to plemie skrzetnych archiwistow — ale nie jestem tego pewna. Byc moze Egipcjanie zaczeli pisac juz wczesniej.
Nie macie pojecia, jak powolny byl wplyw tego rodzaju wynalazkow na kulture codziennego zycia. Zapiski podatkowe mialy juz wielopokoleniowa tradycje, zanim ktos zdobyl sie na trud zapisania wiersza na glinianej tabliczce. Plemie moglo uprawiac pieprz i ziola przez dwiescie lat, zanim ktos pomyslal o sianiu zboza lub kukurydzy. Jak wiecie, Indianie Ameryki Srodkowej mieli juz zabawki z kolami, kiedy napadli na nich Europejczycy; mieli tez bizuterie z metalu. Jednakze kolo nie sluzylo im do niczego wiecej i nie wykuwali oreza z metalu, wiec zostali pokonani niemal od razu.
Bez wzgledu na to, jak bylo, nie znam calej prawdy o wynalazkach, ktore Akasza sprowadzila ze soba z Uruku. Wiem natomiast, ze nasz lud slyszal plotki o zakazie wszelkiego kanibalizmu w dolinie Nilu i ze ci, ktorzy go nie usluchali, szli na straszna smierc. Plemiona, ktore przez pokolenia polowaly na ludzi i zjadaly ich, byly rozwscieczone, ze nie moga juz tym sie rozkoszowac, ale jeszcze wieksza wscieklosc ogarnela te wszystkie ludy, ktorym zabroniono zjadac swoich zmarlych. Oddac swoich przodkow ziemi bylo dla wielu taka sama okropnoscia, jak dla nas.
Aby edykt Akaszy byl szanowany, krol oglosil, ze wszystkie ciala zmarlych maja byc smarowane masciami i owijane plotnami. Nie tylko nie mozna bylo zjesc swietego ciala matki lub ojca, ale wielkim kosztem musiano je zabezpieczac lnianymi bandazami i te nietkniete trupy mialy byc skladane w miejscu publicznym, a potem w grobach wraz z odpowiednimi ofiarami i przy wtorze spiewow kaplana. Im wczesniej owijano cialo w plotna, tym lepiej, poniewaz wtedy nikt nie mogl spozyc ciala.
Aby dokladniej wpoic ludziom ten nowy obrzadek, Akasza i Enkil przekonali ich, ze duchom zmarlych bedzie powodzic sie o wiele lepiej w krolestwie, do ktorego sie udaja, jesli nieboszczykow zlozy sie do ziemi owinietych w plotna. Innymi slowy, lud otrzymal sygnal: „Wasi ukochani przodkowie nie sa zaniedbani, przeciwnie, sa pod dobra opieka”.
Bardzo nas rozbawil pomysl, by owijac zmarlych w plotna i skladac ich w umeblowanych pomieszczeniach nad albo pod piaskami pustyni. Smieszylo nas, ze mamy pomagac duchom zmarlych, utrzymujac ich ciala w idealnym stanie. Kazdy, kto kiedykolwiek porozumiewal sie ze zmarlymi, wie, ze lepiej, by zapomnieli o swoich cialach; dopiero gdy rozstana sie ze swoimi ziemskimi wizerunkami, moga wzniesc sie w wyzsze rejony.
Teraz w Egipcie, w grobowcach bardzo bogatych i bardzo religijnych ludzi, leza te mumie, w ktorych zgnily ciala. Gdyby ktos powiedzial nam wtedy, ze zwyczaj mumifikacji tak zakorzeni sie w tamtej kulturze, ze Egipcjanie beda go praktykowac przez cztery tysiace lat, ze stanie sie on wielka i nieprzemijajaca tajemnica dla calego swiata, ze male dzieci w dwudziestym wieku beda chodzily do muzeow ogladac mumie — nigdy bysmy w cos takiego nie uwierzyli.
Jednakze tak naprawde nie przywiazywalismy do tego wagi. Mieszkalismy daleko od doliny Nilu. Nie potrafilismy nawet sobie wyobrazic, jacy sa tamci ludzie. Wiedzielismy, ze ich religia ma swe zrodla w Afryce, ze wielbili Ozyrysa i boga slonca, Ra, oraz bostwa w postaci zwierzat. Tak naprawde jednak nie rozumielismy ich. Nie rozumielismy tej pustynnej ziemi. Kiedy trzymalismy w dloniach zgrabne przedmioty, ktore wyrabiali, rozpoznawalismy delikatne migotanie ich osobowosci, ale byly one nam obce. Wspolczulismy im, ze nie moga jesc swoich zmarlych.
Duchy pytane przez nas o Egipcjan, okazywaly niezwykle rozbawienie. Powiadaly, ze maja „mile glosy” i „mily jezyk” i ze odwiedzanie ich swiatyn to prawdziwa rozkosz; lubily jezyk egipski. Potem jakby tracily tym zainteresowanie i oddalaly sie, jak to czesto mialy w zwyczaju.
To, czego sie dowiadywalismy, bylo fascynujace, ale nie zaskakujace. Wiedzielismy, ze duchy lubia nasze slowa, spiewy i piesni, wiec nie dziwilo nas, ze bawily sie rowniez w egipskich bogow. Stale stroily sobie tego rodzaju zarty.
Lata mijaly, a my slyszelismy, ze Enkil zwolal wielka armie i wyruszyl na podboj Polnocy i Poludnia, majac na celu zjednoczenie krolestwa, powstrzymanie rebelii oraz zgniecenie oporu zawzietych kanibali. Skierowal okrety na otwarte morza. To stara sztuczka: wyslij ich do walki z nieprzyjacielem, a przestana klocic sie w domu.
Jaki to mialo zwiazek z nami? Nasza ziemia byla kraina spokoju i piekna, bogata w drzewa owocowe i pola dzikiej pszenicy, ktora mogl scinac kazdy, kto mial kose. W naszej krainie rosly zielone trawy i wialy chlodne wiatry. Nie bylo tam nic, co mogloby wzbudzic pozadanie obcych. Tak przynajmniej sadzilismy.
Razem z siostra zylysmy w idealnym spokoju na lagodnych stokach gory Karmel, czesto rozmawiajac w myslach z matka i ze soba nawzajem w naszym jezyku; uczylysmy sie od matki wszystkiego, co wiedziala o duchach i ludzkich sercach.
Pilysmy nasenne napary, warzone przez matke z roslin uprawianych na zboczach, a w transach i snach podrozowalysmy w przeszlosc i rozmawialysmy z naszymi przodkami — poteznymi czarownicami znanymi nam z imienia. Jednym slowem, zwabialysmy duchy starozytnych na ziemie, aby przekazaly nam wiedze. Podrozowalysmy tez wysoko i daleko nad nasza kraina, opuszczajac swe ciala.
Moglabym opowiadac godzinami, co widzialem w tych transach, na przyklad o tym, jak kiedys wraz z Mekare chodzilysmy po ulicach Niniwy, ogladajac niewyobrazalne cuda; ale to teraz niewazne.