pan, ma u szlachty wielkie zachowanie;
Caly powiat ruszy sie, jesli on powstanie;
Znajac jego majatek, kazdy szlachcic powie:
Musi to byc rzecz pewna, gdy z nia sa panowie.
Biege do niego zaraz'.
'Niech sie pierwszy zglosi -
Rzekl Sedzia - niech przyjedzie tu, mnie niech przeprosi;
Wszak jestem starszy wiekiem, jestem na urzedzie!
Co sie tycze procesu, sad arbitrow bedzie...'
Bernardyn trzasnal drzwiami. 'No, szczesliwa droga!' -
Rzekl Sedzia.
Ksiadz wpadl w powoz stojacy u proga,
Tnie biczem konie, lechce lejcami po bokach;
Furknela kalamaszka, ginie w mgly oblokach,
Tylko kiedy niekiedy kaptur mnicha bury
Wznosi sie nad tumany jako sep nad chmury.
Wozny juz dawniej wyszedl ku domowi Hrabi.
Jak lis bywalec, gdy go won sloniny wabi,
Biezy ku niej, a strzelcow zna fortele skryte,
Biezy, staje, przysiada coraz, wznosi kite
I wiatr nia jak wachlarzem ku swym nozdrzom tuli,
Pyta wiatru, czy strzelcy jadla nie zatruli:
Protazy zeszedl z drogi i wzdluz sianozeci
Krazy okolo domu: palke w reku kreci,
Udaje, ze obaczyl kedys bydlo w szkodzie;
Tak zrecznie lawirujac stanal przy ogrodzie;
Schylil sie, biezy, rzeklbys, iz derkacza tropi,
Az nagle skoczyl przez plot i wpadl do konopi.
W tej zielonej, pachnacej i gestej krzewinie,
Kolo domu, jest pewny przytulek zwierzynie
I ludziom. Nieraz zajac zdybany w kapuscie
Skacze skryc sie w konopiach bezpieczniej niz w chruscie,
Bo go dla gestwi ziela ani chart nie zgoni,
Ani ogar wywietrzy dla zbyt tegiej woni.
W konopiach czlowiek dworski, uchodzac kanczuka
Lub piesci, siedzi cicho, az sie pan wyfuka.
I nawet czesto zbiegli od rekruta chlopi,
Gdy ich rzad sledzi w lasach, siedza srod konopi.
I stad w czasie bitew, zajazdow, tradowan
Obie strony nie szczedza wielkich usilowan,
Azeby stanowisko zajac konopiane,
Ktore z przodu ciagnie sie az pod dworska sciane,
A z tylu, pospolicie stykajac sie z chmielem,
Kryje atak i odwrot przed nieprzyjacielem.
Protazy, choc czlek smialy, uczul nieco strachu,
Bo przypomnial z samego rosliny zapachu
Rozne swoje dawniejsze woznienskie przypadki,
Jedne po drugich, biorac konopie na swiadki:
Jako raz zapozwany szlachcic z Telsz, Dzindolet,
Rozkazal mu, oparlszy o piersi pistolet,
Wlezc pod stol i ow pozew psim glosem odszczekac,
Ze Wozny musial co tchu w konopie uciekac.
Jak pozniej Wolodkowicz, pan dumny, zuchwaly,
Co rozpedzal sejmiki, gwalcil trybunaly,
Przyjawszy urzedowy pozew, zdarl na sztuki
I postawiwszy przy drzwiach z kijami hajduki,
Sam nad Woznego glowa trzymal goly rapier,
Krzyczac: 'Albo cie zetne, albo zjedz twoj papier!'
Wozny niby jesc zaczal, jak czlowiek roztropny,
Az skradlszy sie do okna, wpadl w ogrod konopny.
Wprawdzie juz wtenczas w Litwie nie bylo zwyczajem
Opedzac sie od pozwow szabla lub nahajem
I ledwie wozny czasem uslyszal lajanie,
Ale Protazy o tej obyczajow zmianie
Wiedziec nie mogl, bo dawno juz pozwow nie naszal.
Choc zawsze gotow, choc sie Sedziemu sam wpraszal,
Sedzia dotad, przez winny wzglad na lata stare,
Odmawial jego prosbom; dzis przyjal ofiare
Dla naglacej potrzeby.
Wozny patrzy, czuwa -
Cicho wszedzie - w konopie z wolna rece wsuwa
I rozchylajac gestwe badylow, w jarzynie
Jako rybak pod woda nurkujacy plynie;
Wzniosl glowe - cicho wszedzie - do okien sie skrada -
Cicho wszedzie - przez okna glab palacu bada -
Pusto wszedzie. - Na ganek wchodzi nie bez strachu,
Odmyka klamke - pusto jak w zakletym gmachu;
Dobywa pozew, czyta glosno oswiadczenie.
A wtem uslyszal tarkot, uczul serca drzenie,
Chcial uciec, gdy ode drzwi zaszla mu osoba -
Szczesciem znajoma! Robak! Zdziwili sie oba.
Widno, ze Hrabia kedys ruszyl z calym dworem
I bardzo spieszyl, bo drzwi zostawil otworem.
Widac, ze sie uzbrajal; lezaly dworurki
I sztucce na podlodze, dalej sztenfle, kurki
I narzedzia slusarskie, ktoremi rynsztunki
Poprawiano; proch, papier: robiono ladunki.
Czy Hrabia z calym dworem wyjechal na lowy?
Ale po coz bron reczna? Tu szabla bez glowy
Zardzewiala, tam lezy szpada bez temlaku:
Zapewne wybierano orez z tego braku
I poruszono nawet stare broni sklady.
Robak obejrzal pilnie rusznice i szpady,
A potem do folwarku wybral sie na zwiady,
Szukajac slug, zeby sie rozpytac o Hrabie;
W pustym folwarku ledwie wynalazl dwie babie,
Od ktorych slyszy, ze pan i dworska druzyna
Ruszyli tlumnie, zbrojnie - droga do Dobrzyna.
Slynie szeroko w Litwie Dobrzynski zascianek
Mestwem swoich szlachcicow, pieknoscia szlachcianek.
Niegdys mozny i ludny; bo gdy krol Jan Trzeci
Obwolal pospolite ruszenie przez wici,
Chorazy wojewodztwa z samego Dobrzyna
Przywiodl mu szescset zbrojnej szlachty. Dzis rodzina
Zmniejszona, zubozala; dawniej w panskich dworach
Lub wojsku, na zajazdach, sejmikowych zborach,
Zwykli byli Dobrzynscy zyc o latwym chlebie.
Teraz zmuszeni sami pracowac na siebie
Jako zaciezne chlopstwo! Tylko ze siermiegi
Nie nosza, lecz kapoty biale w czarne pregi,
A w niedziele kontusze. Stroj takze szlachcianek
Najubozszych rozni sie od chlopskich katanek:
Zwykle chodza w drylichach albo perkaliczkach,
Bydlo pasa nie w lapciach z kory, lecz w trzewiczkach,
I zna zboze, a nawet przeda - w rekawiczkach.
Roznili sie Dobrzynscy miedzy Litwa bracia
Jezykiem swoim tudziez wzrostem i postacia.
Czysta krew lacka, wszyscy mieli czarne wlosy,
Wysokie czola, czarne oczy, orle nosy;
Z Dobrzynskiej Ziemi rod swoj starozytny wiedli.
A choc od lat czterystu na Litwie osiedli,
Zachowali mazurska mowe i zwyczaje.
Jezli ktory z nich dziecku imie na chrzcie daje,
Zawsze zwykl za patrona brac Koronijasza:
Swietego Bartlomieja albo Matyjasza.
Tak syn Macieja zawzdy zwal sie Bartlomiejem,
A znowu Bartlomieja syn zwal sie Maciejem;
Kobiety wszystkie chrzczono Kachny lub Maryny.
By rozeznac sie wposrod takiej mieszaniny,
Brali rozne przydomki, od jakiej zalety
Lub wady, tak mezczyzni, jako i kobiety.
Mezczyznom czasem kilka dawano przydomkow
Na znak pogardy albo szacunku spolziomkow;
Czasem jedenze szlachcic inaczej w Dobrzynie,
A pod innym nazwiskiem u sasiadow slynie.
Dobrzynskich nasladujac, inna szlachta bliska
Brala rowniez przydomki, zwane i m i o n i s k a.
Teraz ich kazda prawie uzywa rodzina,
A rzadki wie, iz maja poczatek z Dobrzyna;
I byly tam potrzebne, kiedy w reszcie kraju
Glupim nasladownictwem weszly do zwyczaju.
Wiec Matyjasz Dobrzynski, ktory stal na czele
Calej rodziny, zwan byl K u r k i e m n a k o s c i e l e.
Potem z siedemset dziewiecdziesiat czwartym rokiem
Odmieniwszy przydomek, ochrzcil sie Z a b o k i e m;
Toz K r o 1 i k i e m Dobrzynscy mianuja go sami,
A Litwini nazwali M a c k i e m n a d M a c k a m i.
Jak on nad Dobrzynskimi, dom jego nad siolem
Panowal, stojac miedzy karczma i kosciolem.
Widac rzadko zwiedzany, mieszka w nim holota,
Bo brama sterczy bez wrot, ogrody bez plota,
Nie zasiane, na grzedach juz porosly