oltarzyk,
Wyjela zen obrazek i relikwijarzyk:
Na obrazku tym byla swieta Genowefa,
A w relikwiji suknia swietego Jozefa
Oblubienca, patrona zareczonej mlodzi;
I z temi swietosciami do pokoju wchodzi.
'Pan odjezdzasz tak predko? Ja Panu na droge
Dam podarunek maly i takze przestroge:
Niechaj Pan zawsze z soba relikwije nosi
I ten obrazek, a niech pamieta o Zosi.
Niech Pana Pan Bog w zdrowiu i szczesciu prowadzi
I niech predko szczesliwie do nas odprowadzi'.
Umilkla i spuscila glowe; oczki modre
Ledwie stulila, z rzesow pobiegly lzy szczodre,
A Zosia z zamknietymi stojac powiekami,
Milczala, sypiac lzami jako brylantami.
Tadeusz, biorac dary i calujac reke,
Rzekl: 'Pani! Juz ja musze pozegnac Panienke;
Badz zdrowa, wspomnij o mnie i racz czasem zmowic
Pacierz za mnie! Zofijo!...' Wiecej nie mogl mowic.
Lecz Hrabia, z Telimena wszedlszy niespodzianie,
Uwazal mlodej pary czule pozegnanie,
Wzruszyl sie i rzuciwszy wzrok ku Telimenie:
'Ilez - rzekl - jest pieknosci choc w tak prostej scenie!
Kiedy dusza pasterki z wojownika dusza,
Jak lodz z okretem w burzy, rozlaczyc sie musza!
Zaiste! nic tak uczuc w sercu nie rozpala,
Jako kiedy sie serce od serca oddala.
Czas jest to wiatr: on tylko mala swiece zdmuchnie,
Wielki pozar od wiatru tem mocniej wybuchnie.
I moje serce zdolne mocniej kochac z dala.
Panie Soplico! Mialem ciebie za rywala;
Ten blad byl jedna z przyczyn naszej smutnej zwady,
Ktora mie przymusila dostac na was szpady.
Postrzegam blad moj, bos ty wzdychal ku pasterce,
Ja zas tej pieknej Nimfie oddalem me serce.
Niech we krwi wrogow nasze utona urazy,
Nie bedziem sie zbojczemi rozpierac zelazy.
Niech sie inaczej spor nasz zalotny rozstrzygnie:
Walczmy, kto kogo czuciem milosci wyscignie!
Zostawim oba drogie serc naszych przedmioty,
Pospieszymy obadwa na miecze, na groty;
Walczmy z soba staloscia, zalem i cierpieniem,
A wrogow naszych meznym scigajmy ramieniem'.
Rzekl i na Telimene spojrzal, ale ona
Nic nie odpowiadala, strasznie zadziwiona.
'Moj Hrabio - przerwal Sedzia -
po co chcesz koniecznie
Wyjezdzac? Wierz mi, w twoich dobrach siedz bezpiecznie.
Szlachte biedna rzad moglby odrzec i przechlostac,
Ale ty, Hrabio, pewien jestes caly zostac;
Wiesz, w jakim rzadzie zyjesz, jestes dosc bogaty,
Wykupisz sie od wiezien polowa intraty'.
'To niezgodna - rzekl Hrabia - z moim charakterem;
Nie moge byc kochankiem, bede bohaterem;
W milosci troskach - slawy zwe pocieszycielki;
Gdy jestem nedzarz sercem, bede reka wielki'.
Telimena pytala: 'Ktoz Panu przeszkadza
Kochac i byc szczesliwym!' -
'Mych przeznaczen wladza -
Rzekl Hrabia - ciemnosc przeczuc, ktore ruchem tajnym
Rwa sie ku stronom obcym, dzielom nadzwyczajnym.
Wyznaje, ze dzis chcialem na czesc Telimenie
U oltarzow Hymena zapalic plomienie,
Ale mi dal zbyt piekny przyklad ten mlodzieniec,
Sam dobrowolnie slubny swoj zrywajac wieniec
I biegac serca swego doswiadczac w przeszkodach
Zmiennych losow i w krwawych wojennych przygodach.
Dzis otwiera sie nowa i dla mnie epoka!
Brzmiala odglosem broni mej Birbante-rokka,
Oby ten odglos rownie w Polszcze sie rozszerzyl!'
Skonczyl i dumnie szpady rekojesc uderzyl.
'Juzci - rzekl Robak - trudno ganic te ochote;
Jedz, wez pieniadze, mozesz usztyftowac rote,
Jak Wlodzimierz Potocki, co Francuzow zdziwil
Dajac na skarb milijon; jak ksiaze Radziwill
Dominik, co zastawil dobra swe i sprzety
I dwa uzbroil nowe konne regimenty.
Jedz, jedz, a wez pieniadze; rak tam dosyc mamy,
Ale grosza brak w Ksiestwie; jedz Wasze, zegnamy'.
Telimena, smutnemi rzuciwszy oczyma:
'Niestety - rzekla - widze, ze cie nic nie wstrzyma!
Rycerzu moj, w wojenne kiedy wstapisz szranki,
Obroc czule spojrzenie na kolor kochanki!
(Tu wstazke oderwawszy od sukni, zrobila
Kokarde i na piersiach Hrabi przyszpilila).
Niech cie ten kolor wiedzie na dziala ogniste,
Na kopije blyszczace i deszcze siarczyste,
A kiedy sie rozslawisz walecznemi czyny
I gdy niesmiertelnemi przeslonisz wawrzyny
Skrwawiony szyszak i helm twoj zwyciestwem hardy,
I wtenczas jeszcze oko zwroc do tej kokardy.
Wspomnij, czyja ten kolor przyszpilila reka!'
Tu mu podala reke.
Pan Hrabia przykleka,
Caluje; Telimena zblizyla do oka
Chustke, a drugiem okiem poglada z wysoka
Na Hrabie, ktory zegnal ja mocno wzruszony.
Ona wzdychala, ale ruszyla ramiony.
Lecz Sedzia rzekl:
'Moj Hrabio, spiesz sie, bo juz pozno'.
A ksiadz Robak: 'Dosc tego! - wolal z mina grozna. -
Spiesz sie, Wasze!' - Tak rozkaz Sedziego i Ksiedza
Rozdziela czula pare i z izby wypedza.
Tymczasem pan Tadeusz stryja obejmowal
Ze lzami i Robaka w reke pocalowal;
Robak, ku piersiom chlopca przycisnawszy skronie
I na glowie mu na krzyz polozywszy dlonie,
Spojrzal ku niebu i rzekl: 'Synu! z Panem Bogiem!'
I zaplakal... A juz byl Tadeusz za progiem.
'Jak to? - zapytal Sedzia - nic mu brat nie powie
I teraz? Biedny chlopiec, jeszcze sie nie dowie
O niczem! przed odjazdem?' -
'Nie - rzekl Ksiadz - o niczem
(Placzac dlugo z zakrytem rekami obliczem).
I po coz by mial wiedziec biedny, ze ma ojca,
Ktory sie skryl przed swiatem jak lotr, jak zabojca?
Bog widzi, jak pragnalbym, ale z tej pociechy
Zrobie Bogu ofiare za me dawne grzechy'.
'Wiec - rzecze Sedzia - teraz czas myslec o sobie;
Uwaz, ze czlowiek w twoim wieku i chorobie
Nie zdolalby z innymi razem emigrowac;
Mowiles, ze wiesz domek, gdzie sie masz przechowac;
Powiedz, gdzie? Spieszmy, czeka zaprzezona bryka.
Czy nie najlepiej w puszcze, do chaty lesnika?'
Robak, kiwajac glowa, rzekl: 'Do jutra rana
Mam czas; teraz, moj bracie, poslij do plebana,
Aby tu jak najrychlej przybyl z wijatykiem.
Oddal stad wszystkich, zostan tyko sam z Klucznikiem.
Zamknij drzwi'.
Sedzia spelnil Robaka rozkazy
I usiada na lozku przy nim; a Gerwazy
Stoi, lokiec przytwierdza na glowni rapiera,
A czolo pochylone na dloniach opiera.
Robak, nim zaczal mowic, w Klucznika oblicze
Wzrok utkwil i milczenie chowal tajemnicze.
A jako chirurg naprzod miekka reke sklada
Na ciele chorujacem, nim ostrzem raz zada,
Tak Robak wyraz bystrych oczu swych zlagodzil,
Dlugo niemi po oczach Gerwazego wodzil,
Na koniec, jakby slepym chcial uderzyc ciosem,
Zaslonil oczy reka i rzekl mocnym glosem:
'Jam jest Jacek Soplica...'
Klucznik na to slowo
Pobladnal, pochylil sie, i ciala polowa
Wygiety naprzod, stanal, zwisl na jednej nodze,
Jak glaz lecacy z gory, zatrzymany w drodze.
Oczy roztwieral, usta szeroko rozszerzal,
Grozac bialemi zeby, a wasy najezal;
Rapier z rak upuszczony przy ziemi zatrzymal
Kolanami i glownie prawa reka imal,
Cisnac ja; rapier, z tylu za nim wyciagniony,
Dlugim, czarnym swym koncem chwial sie w rozne strony.
I Klucznik byl podobny rysiowi