rannemu,

Ktory z drzewa ma skoczyc w oczy mysliwemu,

Wydyma sie klebuszkiem, mruczy, krwawe slepie

Wyiskrza, wasy rusza i ogonem trzepie.

'Panie Rebajlo - rzekl Ksiadz - juz mie nie zatrwoza

Gniewy ludzkie, bo jestem juz pod reka Boza;

Zaklinam cie na imie Tego, co swiat zbawil

I na krzyzu zabojcom swoim blogoslawil,

I przyjal prosbe lotra, bys sie udobruchal

I to, co mam powiedziec, cierpliwie wysluchal;

Sam przyznalem sie; musze dla ulgi sumnienia

Pozyskac, a przynajmniej prosic przebaczenia.

Posluchaj mej spowiedzi; potem zrobisz sobie

Ze mna, co zechcesz'. I tu zlozyl rece obie

Jak do pacierza; Klucznik cofnal sie zdumiony,

Uderzal reka w czolo i ruszal ramiony.

A Ksiadz zaczal swa dawna z Horeszka zazylosc

Opowiadac i swoja z jego corka milosc,

I swe z tego powodu z Stolnikiem zatargi.

Lecz mowil nieporzadnie, czesto mieszal skargi

I zale we swa spowiedz, czesto rzecz przecinal,

Jak gdyby juz ja konczyl, i znowu zaczynal.

Klucznik, dzieje Horeszkow znajacy dokladnie,

Cala te powiesc, chociaz splatana bezladnie,

Porzadkowal w pamieci i dopelniac umial;

Lecz Sedzia wielu rzeczy zgola nie rozumial.

Oba pilnie sluchali, pochyliwszy glowy,

A Jacek mowil coraz wolniejszemi slowy

I czesto zarywal sie.

*

'Wszak sam wiesz, Gerwazenku, jak Stolnik zapraszal

Czesto mnie na biesiady; zdrowie moje wnaszal,

Krzyczal nieraz, do gory podnioslszy szklenice,

Ze nie mial przyjaciela nad Jacka Soplice;

Jak on mnie sciskal! Wszyscy, ktorzy to widzieli,

Myslili, ze on ze mna dusza sie podzieli.

On przyjaciel? on wiedzial, co sie wtenczas dzialo

W duszy mojej!

*

Tymczasem juz szeptala o tem okolica,

Jaki taki gadal mi: <<Ej, panie Soplica!

Daremnie konkurujesz; dygnitarskie progi

Za wysokie na Jacka podczaszyca nogi>>.

Ja smialem sie, udajac, ze drwilem z magnatow

I z corek ich, i nie dbam o arystokratow;

Ze jesli bywam u nich, z przyjazni to robie,

A za zone nie pojme, tylko rowna sobie.

Przecie bodly mi dusze do zywca te zarty;

Bylem mlody, odwazny, swiat byl mnie otwarty

W kraju, gdzie, jako wiecie, szlachcic urodzony

Jest zarowno z panami kandydat korony!

Wszakze Teczynski niegdys z krolewskiego domu

Zadal cory, a krol mu oddal ja bez sromu.

Soplicow czyz nie rowne Teczynskim zaszczyty

Krwia, herbem, wierna sluzba Rzeczypospolitej!

*

Jak latwo moze czlowiek popsuc szczescie drugim

W jednej chwili, a zyciem nie naprawi dlugiem!

Jedno slowo Stolnika, jakzebysmy byli

Szczesliwi! Kto wie, moze dotad bysmy zyli,

Moze i on przy swojem kochanem dziecieciu,

Przy swojej pieknej Ewie, przy swym wdziecznym zieciu

Zestarzalby spokojny! moze wnuki swoje

Kolysalby! Teraz co? nas zgubil oboje,

I sam... i to zabojstwo... i wszystkie nastepstwa

Tej zbrodni, wszystkie moje biedy i przestepstwa!...

Ja skarzyc nie mam prawa, ja jego morderca,

Ja skarzyc nie mam prawa, przebaczam mu z serca,

Ale i on...

Zeby juz raz otwarcie byl mnie zrekuzowal,

Bo znal nasze uczucia; gdyby nie przyjmowal

Mych odwiedzin; to kto wie? moze bym odjechal,

Pogniewal sie, polajal, w koncu go zaniechal.

Ale on, chytrze dumny, wpadl na koncept nowy:

Udawal, ze mu nawet nie przyszlo do glowy,

Zeby ja mogl sie starac o zwiazek takowy.

A bylem mu potrzebnym, mialem zachowanie

U szlachty i lubili mnie wszyscy ziemianie.

Wiec on niby milosci mojej nie dostrzegal,

Przyjmowal mnie jak dawniej, a nawet nalegal,

Abym czesciej przyjezdzal; a ilekroc sami

Bylismy, widzac oczy me przycmione lzami

I piers zbyt pelna i juz wybuchnac gotowa,

Chytry starzec, wnet wrzucil obojetne slowo

O procesach, sejmikach, lowach...

*

Ach, nieraz przy kieliszkach, gdy sie tak rozrzewnial,

Gdy mie tak sciskal i o przyjazni zapewnial,

Potrzebujac mej szabli lub kreski na sejmie,

Gdy musialem nawzajem sciskac go uprzejmie,

To tak we mnie zlosc wrzala, ze ja obracalem

Sline w gebie, a dlonia rekojesc sciskalem,

Chcac plunac na te przyjazn i wnet szabli dostac;

Ale Ewa, zwazajac moj wzrok i ma postac,

Zgadywala, nie wiem jak, co sie we mnie dzialo,

Patrzyla blagajaca, lice jej blednialo;

A byl to taki piekny golabek, lagodny,

I wzrok miala uprzejmy taki! tak pogodny!

Taki anielski, ze juz nie wiem, juz nie mialem

Odwagi zagniewac ja, zatrwozyc - milczalem.

I ja, zawadyjaka slawny w Litwie calej,

Co przede mna najwieksze pany nieraz drzaly,

Com nie zyl dnia bez bitki, co nie Stolnikowi,

Alebym sie pokrzywdzic nie dal i krolowi,

Co we wscieklosc najmniejsza wprawiala mie sprzeczka,

Ja wtenczas, zly i pjany, milczal jak owieczka!

Jak gdybym Sanctissimum ujrzal!

*

Ilez to razy chcialem serce me otworzyc

I juz sie nawet przed nim do prosb upokorzyc,

Lecz spojrzawszy mu w oczy, spotkawszy wejrzenia

Zimne jak lod, wstyd mi bylo mojego wzruszenia;

Spieszylem znowu jak najzimniej dyskurowac

O sprawach, o sejmikach, a nawet zartowac.

Wszystko to, prawda, z pychy, zeby nie ublizyc

Imieniowi Soplicow, zeby sie nie znizyc

Przed panem prosba prozna, nie dostac odmowy,

Bo jakiez by to byly miedzy szlachta mowy,

Gdyby wiedziano, ze ja, Jacek...

Soplicy Horeszkowie odmowili dziewke!

Ze mnie, Jackowi, czarna podano polewke!

*

'W koncu, sam juz nie wiedzac, jak sobie poradzic,

Umyslilem ze szlachty maly pulk zgromadzic

I opuscic na zawsze powiat i Ojczyzne,

Wyniesc sie gdzie na Moskwe lub na Tatarszczyzne

I zaczac wojne. Jade pozegnac Stolnika,

W nadziei, ze gdy ujrzy wiernego stronnika,

Dawnego przyjaciela, prawie domownika,

Z ktorym pil i wojowal przez tak dlugie lata,

Teraz zegnajacego i kedys w kraj swiata

Jadacego - ze moze starzec sie poruszy

I pokaze mi przeciez troche ludzkiej duszy,

Jak slimak rogow!

Ach! kto choc na dnie serca ma dla przyjaciela

Chocby iskierke czucia, gdy sie z nim rozdziela,

Dobedzie sie iskierka ta przy pozegnaniu,

Jako ostatni plomyk zycia przy skonaniu!

Raz ostatni dotknawszy przyjaciela skroni,

Czestokroc najzimniejsze oko lze uroni!

*

'Biedna, slyszac o moim odjezdzie, pobladla,

Bez przytomnosci, ledwie ze trupem nie padla,

Nie mogla nic przemowic, az sie jej rzucily

Strumieniem lzy - poznalem, jak jej bylem mily!

*

Pomne, pierwszy raz w zyciu jam sie lzami zalal

Z radosci i z rozpaczy, zapomnial sie, szalal.

Juz chcialem znowu upasc ojcu jej pod nogi,

Wic sie jak waz u kolan, wolac: <<Ojcze drogi,

Wez za syna lub zabij!>> Wtem Stolnik posepny,

Zimny jako slup soli, grzeczny, obojetny,

Wszczal dyskurs, o czem? o czem? O corki weselu!

W tej chwili! O Gerwazy! uwaz, przyjacielu,

Masz ludzkie serce! ...

Stolnik rzekl: <<Panie Soplica,

Wlasnie przyjechal do mnie swat Kasztelanica;

Вы читаете Pan Tadeusz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату