czy Plut bedzie milczec, czy slowem zareczyl?'

Klucznik zly, ze go Rykow pytaniami dreczyl,

Powaznie palec wielki ku ziemi naginal,

A potem machnal reka, jak gdyby przecinal

Dalsza rozmowe, i rzekl: 'Klne sie Scyzorykiem,

Ze Plut nie wyda! gadac juz nie bedzie z nikim!'

Potem dlonie opuscil i palcami chrzasnal,

Jak gdyby tajemnice cala z rak wytrzasnal.

Ten ciemny gest pojeli sluchacze i stali,

Patrzac z dziwem na siebie, wzajem sie badali.

I posepne milczenie trwalo minut kilka,

Az Rykow rzekl: 'Nosil wilk, poniesli i wilka!'

'Requiescat in pace' - dodal Podkomorzy.

'Juzci - zakonczyl Sedzia - byl w tem palec Bozy!

Lecz ja tej krwi nie winien, jam o tym nie wiedzial'.

Ksiadz porwal sie z poduszek i posepny siedzial.

Na koniec rzekl, spojrzawszy bystro na Klucznika:

'Wielki grzech bezbronnego zabic niewolnika!

Chrystus zabrania mscic sie nawet i nad wrogiem!

Oj, Kluczniku! odpowiesz ty ciezko przed Bogiem.

Jedna jest restrykcyja: jesli popelniono

Nie z zemsty glupiej, ale pro publico bono'.

Klucznik glowa i reka kiwal wyciagniona

I mrugajac powtarzal: Pro publico bono!

Wiecej nie bylo mowy o Plucie majorze;

Nazajutrz daremnie go szukano we dworze,

Daremnie wyznaczono za trupa nagrode,

Major zginal bez sladu, jak gdyby wpadl w wode.

Co sie z nim stalo, roznie powiadano o tem,

Lecz nikt pewnie nie wiedzial ni wtenczas, ni potem.

Daremnie pytaniami Klucznika dreczono;

Nic nie wyrzekl procz tych slow: Pro publico bono.

Wojski byl w tajemnicy, lecz slowem ujety

Honorowym, staruszek milczal jak zaklety.

Po zawarciu ukladow wyszedl z izby Rykow,

A Robak kazal wezwac szlachte wojownikow,

Do ktorych Podkomorzy z powaga tak mowi:

'Bracia! Bog dzis naszemu szczescil orezowi,

Ale musze Wacpanstwu wyznac bez ogrodki,

Ze z tych niewczesnych bojow zle wynikna skutki;

Zbladzilismy i nikt tu z nas nie jest bez winy:

Ksiadz Robak, ze zbyt czynnie rozszerzal nowiny,

Klucznik i szlachta, ze je pojela opacznie.

Wojna z Rosyja jeszcze niepredko sie zacznie,

Tymczasem, kto mial udzial najczynniejszy w bitwie,

Ten nie moze bezpieczny zostac sie na Litwie;

Musicie wiec do Ksiestwa uciekac, Panowie,

A mianowicie Maciej, co sie Chrzciciel zowie,

Tadeusz, Konew, Brzytew - niech unosza glowy

Za Niemen, gdzie ich czeka zastep narodowy;

My na was nieobecnych cala wine zwalim

I na Pluta; tak reszte rodzenstwa ocalim.

Zegnam was nie na dlugo; sa pewne nadzieje,

Ze nam z wiosna swobody zorza zajasnieje

I Litwa, co was teraz zegna jak tulaczy,

Wkrotce jako zwycieskich swych zbawcow zobaczy.

Sedzia wszystko, co trzeba, zgotuje na droge

I ja pieniedzmi, ile zdolam, dopomoge'.

Czula szlachta, ze madrze Podkomorzy radzil;

Wiadomo, ze kto z ruskim carem raz sie zwadzil,

Ten juz z nim na tej ziemi nie zgodzi sie szczerze

I musi albo bic sie, albo gnic w Sybirze.

Wiec nic nie mowiac, smutnie po sobie spojrzeli,

Westchneli; na znak zgody glowami skineli.

Polak, chociaz stad miedzy narodami slynny,

Ze bardziej nizli zycie kocha kraj rodzinny,

Gotow zawzdy rzucic go, puscic sie w kraj swiata,

W nedzy i poniewierce przezyc dlugie lata,

Walczac z ludzmi i z losem, poki mu srod burzy

Przyswieca ta nadzieja, ze Ojczyznie sluzy.

Oswiadczyli, ze zaraz wyjezdzac gotowi.

Tylko sie to nie zdalo panu Buchmanowi:

Buchman, czlowiek rozsadny, w bitwe sie nie wmieszal,

Ale slyszac, ze radza, glosowac pospieszal.

Znajdowal projekt dobrym, lecz chcial przeinaczyc,

Dokladniej go rozwinac, jasniej wytlumaczyc,

A naprzod komisyja legalnie wyznaczyc,

Ktora by rozwazyla emigracji cele,

Srodki, sposoby tudziez innych wzgledow wiele;

Nieszczesciem, krotkosc czasu byla na zawadzie,

Ze sie nie stalo zadosc Buchmanowej radzie.

Szlachta zegna sie spiesznie i juz w droge rusza.

Ale Sedzia zatrzymal w izbie Tadeusza

I rzekl do Ksiedza: 'Czas juz, zebym ci powiedzial

To, o czem-em z pewnoscia wczoraj sie dowiedzial,

Ze nasz Tadeusz szczerze zakochany w Zosi;

Niechajze przed odjazdem o reke jej prosi;

Mowilem z Telimena; juz nam nie przeszkadza.

Zosia takze sie z wola opiekunow zgadza.

Jesli dzis slubem pary nie mozem uwienczyc,

Tocby ich, Panie Bracie, przynajmniej zareczyc

Przed odjazdem; bo serce mlode i podrozne,

Wiesz dobrze, jako miewa tentacyje rozne;

A wszakze kiedy okiem rzuci na pierscionek

I przypomni mlodzieniec, ze juz jest malzonek,

Zaraz w nim obcych pokus ostyga goraczka.

Wierzaj mi, wielka sile ma slubna obraczka.

Ja sam przed lat trzydziestu wielki afekt mialem

Ku pannie Marcie, ktorej serce pozyskalem;

Bylismy zareczeni; Bog nie blogoslawil

Zwiazkowi temu i mnie sierota zostawil,

Wziawszy do chwaly swojej nadobna Wojszczanke,

Przyjaciela mojego core, Hreczeszanke.

Pozostala mi tylko pamiatka jej cnoty,

Jej wdziekow i ten oto slubny pierscien zloty.

Ilekroc nan spojrzalem, zawsze ma nieboga

Stawala przed oczyma; i tak z laski Boga

Dotad mej narzeczonej dochowalem wiary,

I nie bywszy malzonkiem, jestem wdowiec stary,

Chociaz Wojski ma druga core, dosc nadobna

I do mojej kochanej Marty dosc podobna!'

To mowiac, na pierscionek z czuloscia spozieral

I odwrocona reka lzy z oczu ocieral.

'Bracie - konczyl - co myslisz? Zrobim zareczyny?

On kocha, a mam slowo ciotki i dziewczyny'.

Lecz Tadeusz podbiega i z zywoscia mowi:

'Czymze zdolam odwdzieczyc dobremu Stryjowi,

Ktory tak o me szczescie ustawnie sie trudzi!

Ach, dobry Stryju! Bylbym najszczesliwszy z ludzi,

Gdyby mi Zosia byla dzisiaj zareczona,

Gdybym wiedzial, ze to jest moja przyszla zona.

Przeciez powiem otwarcie: dzis te zareczyny

Do skutku przyjsc nie moga; sa rozne przyczyny...

Nie pytaj wiecej. Jesli Zosia czekac raczy,

Moze mnie wkrotce lepszym, godniejszym obaczy,

Moze staloscia na jej wzajemnosc zarobie,

Moze troszeczka slawy me imie ozdobie,

Moze wkrotce w ojczyste wrocim okolice;

Wtenczas, Stryju, wspomne ci twoje obietnice,

Wtenczas na kleczkach droga powitam Zosienke

I jesli bedzie wolna, poprosze o reke;

Teraz porzucam Litwe moze na czas dlugi,

Moze Zosi tymczasem podobac sie drugi;

Wiezic jej woli nie chce; prosic o wzajemnosc,

Na ktoram nie zasluzyl, bylaby nikczemnosc'.

Gdy te slowa z uczuciem mowil chlopiec mlody,

Zaswiecily mu, jako dwie wielkie jagody

Perel, dwie lzy na wielkich blekitnych zrenicach

I stoczyly sie szybko po rumianych licach.

Ale Zosia ciekawa z glebiny alkowy

Sledzila przez szczeline tajemne rozmowy;

Slyszala, jak Tadeusz po prostu i smialo

Opowiedzial swa milosc, serce w niej zadrzalo,

I widziala tych wielkich dwoje lez w zrenicach.

Choc dojsc nie mogla watku w jego tajemnicach:

Dlaczego ja pokochal? dlaczego porzuca?

Gdzie odjezdza? przeciez ja ten odjazd zasmuca.

Pierwszy raz poslyszala w zyciu z ust mlodziana

Dziwna i wielka nowosc, ze byla kochana.

Biegla wiec, gdzie stal maly domowy

Вы читаете Pan Tadeusz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату