I klaniaja sie grzecznie (zwyczaj honorowy:
Nim przyjdzie do zabojstwa, naprzod sie przywitac).
Juz spotkaly sie szpady i zaczely zgrzytac;
Rycerze, wznoszac nogi, prawemi kolany
Przyklekaja, w przod i w tyl skaczac na przemiany.
Ale Plut, Tadeusza widzac przed swym frontem,
Naradzal sie po cichu z gifrejterem Gontem,
Ktory w rocie uchodzil za pierwszego strzelca.
'Gonto - rzekl Major - widzisz ty tego wisielca?
Jesli mu wsadzisz kule, tam pod piatym zebrem,
To dostaniesz ode mnie cztery ruble srebrem'.
Gont odwodzi karabin, do zamka sie chyli,
Wierni go towarzysze plaszczami okryli;
Mierzy nie w zebro, ale w glowe Tadeusza,
Strzelil i trafil - blisko, w srodek kapelusza.
Okrecil sie Tadeusz, az Kropiciel wpada
Na Rykowa, a za nim szlachta, krzyczac: 'Zdrada!'
Tadeusz go zaslania, ledwie zdolal Rykow
Zrejterowac sie i wpasc we srodek swych szykow.
Znowu Dobrzynscy z Litwa natarli w zawody
I pomimo dawniejsze dwoch stronnictw niezgody
Walcza jak bracia, jeden drugiego zacheca.
Dobrzynscy, widzac jak sie Podhajski wykreca
Tuz przed szeregiem jegrow i kosa ich kraje,
Zawolali z radoscia: 'Niech zyja Podhaje!
Naprzod, bracia Litwini! Gora, gora Litwa!'
Skolubowie zas, widzac, jak waleczny Brzytwa,
Choc ranny, leci z szabla wzniesiona do gory,
Krzykneli: 'Gora Macki, niech zyja Mazury!'
Dodawszy wzajem serca, biega na Moskali;
Nadaremnie ich Robak z Mackiem wstrzymywali.
Gdy tak na rote jegrow uderzano z przodu,
Wojski rzuca plac boju, idzie do ogrodu;
Przy boku jego stapal ostrozny Protazy,
A Wojski mu po cichu wydawal rozkazy.
Stala w ogrodzie, prawie pod samym parkanem,
O ktory sie opieral Rykow swym trojgranem,
Wielka, stara sernica, budowana w kratki
Z belek na krzyz wiazanych, podobna do klatki.
W niej swiecily sie bialych serow mnogie kopy;
Wkolo zas wahaly sie suszace sie snopy
Szalwiji, benedykty kardy, macierzanki:
Cala zielna domowa apteka Wojszczanki.
Sernica w gorze miala wszerz sazni polczwarta.
A u dolu na jednym wielkim slupie wsparta,
Niby gniazdo bocianie. Stary slup debowy
Pochylil sie, bo juz byl wygnil do polowy,
Grozil upadkiem. Nieraz Sedziemu radzono,
Aby zrucil budowe wiekiem nadwatlona;
Ale Sedzia powiadal, ze woli poprawiac
Anizeli rozrucac, albo tez przestawiac.
Odkladal budowanie do sposobnej pory,
Tymczasem pod slup kazal wetknac dwie podpory.
Tak pokrzepiona, ale nietrwala budowa
Wygladala za parkan nad trojkat Rykowa.
Ku tej sernicy Wojski z Woznym milczkiem ida,
Kazdy zbrojny ogromnym dragiem jakby dzida;
Za nimi ochmistrzyni dazy przez konopie
I kuchcik, male, ale bardzo silne chlopie.
Przyszedlszy, dragi wparli w wierzch slupa nadgnily,
Sami, u koncow wiszac, pchaja z calej sily,
Jako flisy uwiezla na rapach wicine
Dlugimi dragi z brzegu pedza na glebine.
Trzasnal slup: juz sernica chwieje sie i wali
Z brzemieniem drzew i serow na trojkat Moskali,
Gniecie, rani, zabija; gdzie staly szeregi,
Leza drwa, trupy, sery biale jako sniegi,
Krwia i mozgiem splamione. Trojkat w sztuki pryska,
A juz w srodku Kropidlo grzmi, juz Brzytwa blyska,
Siecze Rozga, od dworu wpada szlachty tluszcza,
A Hrabia od bram jazde na rozpierzchlych puszcza.
Juz tylko osmiu jegrow z sierzantem na czele
Bronia sie; biezy Klucznik; oni stoja smiele,
Dziewiec rur wymierzyli prosto w leb Klucznika;
On leci na strzal, krecac ostrze Scyzoryka.
Widzi to Ksiadz, zabiega Klucznikowi droge.
Sam pada i podbija Gerwazemu noge.
Upadli, wlasnie kiedy pluton ognia dawal;
Ledwie olow przeswisnal, juz Gerwazy wstawal,
Juz wskoczyl w dym; dwom jegrom zaraz glowy zmiata.
Uciekaja strwozeni, Klucznik goni, plata;
Oni biegna dziedzincem, Gerwazy ich torem;
Wpadaja we drzwi gumna stojace otworem,
I Gerwazy do gumna na ich karkach wjechal,
Zniknal w ciemnosci, ale bitwy nie zaniechal,
Bo przeze drzwi jek slychac, wrzask i geste razy.
Wkrotce ucichlo wszystko; wyszedl sam Gerwazy
Z mieczem krwawym.
Juz szlachta odzierzyla pole,
Porozpedzanych jegrow sciga, rabie, kole;
Rykow sam zostal, krzyczy, ze broni nie zlozy,
Bije sie, gdy ku niemu podszedl Podkomorzy
I wznoszac karabele, rzekl powaznym tonem:
'Kapitanie! nie splamisz czci twojej pardonem,
Dales proby, rycerzu nieszczesny, lecz mezny,
Twojej odwagi; porzuc opor niedolezny,
Zloz bron, nim cie naszymi szablami rozbroim;
Zachowasz zycie i czesc, jestes wiezniem moim!'
Rykow, Podkomorzego zwalczony powaga,
Sklonil sie i oddal mu swoje szpade naga,
Skrwawiona po rekojesc, i rzekl: 'Lachy braty!
Oj, biada mnie, zem nie mial choc jednej armaty!
Dobrze mowil Suworow: <<Pomnij, Rykow kamrat,
Zebys nigdy na Lachow nie chodzil bez armat!>>
Coz! jegry byli pjani, Major pic pozwolil!
Och, major Plut, on dzisiaj bardzo poswawolil!
On odpowie przed carem, bo on mial komende,
Ja, Panie Podkomorzy, wasz przyjaciel bede.
Ruskie przyslowie mowi: Kto sie mocno lubi,
Ten, Panie Podkomorzy, i mocno sie czubi.
Wy dobrzy do wypitki, dobrzy do wybitki,
Ale przestancie robic nad jegrami zbytki'.
Podkomorzy, slyszac to, karabele wznasza
I przez Woznego pardon powszechny oglasza,
Kaze rannych opatrzyc, z trupow czyscic pole,
A jegrow rozbrojonych prowadzic w niewole.
Dlugo szukano Pluta; on, w krzaku pokrzywy
Zarywszy sie gleboko, lezal jak niezywy;
Wyszedl wreszcie, ujrzawszy, ze bylo po bitwie.
Taki mial koniec zajazd ostatni na Litwie.
KSIEGA DZIESIATA
EMIGRACJA. JACEK Tresc:
Narada tyczaca sie zabezpieczenia losu zwyciezcow - Uklady z Rykowem - Pozegnanie - Wazne odkrycie - Nadzieja.
Owe obloki ranne, zrazu rozpierzchnione
Jak czarne ptaki, lecac w wyzsza nieba strone,
Coraz sie zgromadzaly; ledwie slonce zbieglo
Z poludnia, juz ich stado pol niebios obleglo
Ogromna chmura; wiatr ja pedzil coraz chyzej,
Chmura coraz gestniala, zwieszala sie nizej,
Az jedna strona na wpol od niebios oddarta,
Ku ziemi wychylona i wszerz rozpostarta,
Jak wielki zagiel, biorac wszystkie wiatry w siebie,
Od poludnia na zachod leciala po niebie.
I byla chwila ciszy; i powietrze stalo
Gluche, milczace, jakby z trwogi oniemialo.
I lany zboz, co wprzody, kladac sie na ziemi
I znowu w gore trzesac klosami zlotemi,
Wrzaly jak fale, teraz stoja nieruchome
I pogladaja w niebo najezywszy slome.
I zielone przy drogach wierzby i topole,
Co pierwej, jako placzki przy grobowym dole,
Bily czolem, dlugiemi krecily ramiony,
Rozpuszczajac na wiatry warkocz posrebrzony -
Teraz jak martwe, z niemej wyrazem zaloby,
Stoja na ksztalt posagow sypilskiej Nioby.
Jedna osina drzaca wstrzasa liscie