przyzwyczajona, zeby ktos tak sie do niej zwracal. Pominela to jednak milczeniem, uznajac slowa prostego kierowcy autobusu za przejaw troski.
– Tak, nie ma co do tego najmniejszych watpliwosci Strasznie mnie bola!
– To swietnie!
Przykleknal i ostroznie masowal jej stopy.
– Wkrotce przyjada i nas stad zabiora – pocieszal. – Jak tylko ktos zglosi zaginiecie kogokolwiek z was, natychmiast rozpoczna poszukiwania.
– Nas nikt nie bedzie szukac – odezwal sie Borre – a to dzieki tej paniusi. Gdybys zostala w domu, tak jak mowilem, przynajmniej ty bys mnie szukala. A tak na pewno zrobisz niespodzianke corce i jej rodzinie. Oni przeciez nic o nas nie wiedza! Ale oczywiscie w Vindeid sie zorientuja, ze autobus nie dojechal.
– Niee – z ociaganiem zaprzeczyl Ivar. – Nasz kurs nie byl w rozkladzie, a autobus jest wycofany z eksploatacji. Wzialem go, zeby odwiedzic matke, zanim na drogach pojawi sie snieg, i zeby pomoc przyjezdnym, ktorzy beda chcieli przedostac sie na druga strone. Zawsze zbiera sie sporo ludzi obawiajacych sie dlugiej podrozy okrezna trasa i zdecydowanych na przejazd przez Kvitefjell. Nie mowilem, jak dlugo zostane u matki. A ona nie wie, ze mialem zamiar przyjechac.
– Ojej – westchnela zmartwiona Jennifer – ja dostalam klucz do Trollstolen od adwokata jakis tydzien temu i moglam sie tu wybrac kiedykolwiek, wiec mnie tez nikt nie bedzie poszukiwac. A poza tym kto mialby mnie szukac?
– A twoi rodzice? – zapytal Rikard.
– Rozwiedli sie i mieszkaja w roznych miejscowosciach. Od czasu do czasu przysylaja mi pocztowki, a poza tym sa mna strasznie rozczarowani, bo zrezygnowalam ze studiow architektonicznych. Ale ty jestes policjantem. Ciebie na pewno beda energicznie poszukiwac.
– Wzialem tydzien urlopu. Pojechalem do Vindeid pod wplywem naglego impulsu. Nikt na mnie nie czeka.
Gorycz w jego glosie nie uszla uwagi Jennifer. Spojrzala na niego zaniepokojona, a on z irytacja odwrocil glowe.
– Pani czy panna Louise Borgum? – zapytal Ivar.
Louise odpowiedziala, lekko sie usmiechajac:
– Jestem z mezem w separacji, on z pewnoscia nie bedzie mnie szukac.
– A moze ktos mial czekac w Vindeid?
Zawahala sie przez chwile.
– Nie, nie w Vindeid. Bylam z… wizyta w Boren, pozegnalam sie i udalam sie w prywatnej sprawie do Vindeid. Ale nikt na mnie nie czeka ani tam, ani w Boren.
W grupie zaczal narastac wyrazny niepokoj. Pozostaly im jeszcze dwa promienie nadziei.
– No, coz… – zajaknal sie Svein, na ktorego skierowaly sie oczy pozostalych. – Jak juz powiedzial Ivar, zabralem sie z nim dla zabawy. Jestem kawalerem, mieszkam sam i uplynie duzo czasu, zanim ktos za mna zateskni!
– Chyba masz jakas prace?
– Jestem samodzielnym mechanikiem, czesto wyjezdzam, czasami na dosc dlugo. Zamykam warsztat, kiedy chce.
A wiec zostal tylko jeden.
– Jestem lektorem – oznajmil Jarl Fretne chrapliwym glosem – ale w semestrze zimowym zwolniono mnie z zajec ze wzgledu na astme. Mialem zamiar skonsultowac sie ze znanym lekarzem mieszkajacym w Vindeid, ale nie bylem umowiony na wizyte. Nie zarezerwowalem tez nigdzie pokoju, liczac na to, ze hotele nie ciesza sie zbytnim powodzeniem o tej porze roku.
Zalegla dluga cisza. Slychac bylo tylko ogien trzaskajacy na kominku, podmuchy wiatru i grudki sniegu uderzajace o szyby.
– A wiec chcecie powiedziec – odezwala sie Jennifer slabym glosem – ze nikt nie wie o tym kursie?
Ivar wzruszyl ramionami.
– Oczywiscie, ze w Boren slyszeli, ze mam zamiar przejechac przez Kvitefjell, ale tam byla stosunkowo ladna pogoda. Kto mogl przypuszczac, ze bedziemy mieli klopoty z dojazdem do Vindeid!
– To karygodne! – zabral glos Borre Pedersen. – A od strony glownej drogi przewrocony autobus jest niewidoczny? Tak, to jasne. Jak mozna byc tak tepym i nieodpowiedzialnym…
– To byl nieszczesliwy wypadek – przerwal mu ostro Rikard. – Wszyscy zaufalismy Ivarowi, wierzac, ze na wieczor dowiezie nas na miejsce. Z tego, co pamietam, ktos nawet probowal go przekupic. Nie mozna bylo przewidziec takiej sniezycy, wiec nikogo nie obarczaj wina za to, co sie stalo! Lepiej sie zastanowmy, co robic!
– Wlasnie – poparla go Jennifer. – Najpierw sprawdzmy, czy jest tu cos do jedzenia i picia. Bedziemy sie chyba musieli przygotowac do noclegu, prawda?
– Masz racje – poparl ja Rikard – Zagladalem do pokoi, bo musielismy brac to pod uwage juz od poczatku. Parter jest stosunkowo nowoczesnie urzadzony. Dwa pokoje dwuosobowe, trzy jednoosobowe ze wspolna lazienka i toaletami w korytarzu. Najblizej recepcji znajduje sie bardzo ladny pokoj, przypuszczalnie nalezacy do dyrektora. Jedyny w calym domu z wlasnym prysznicem i toaleta. Pokoje na pietrze, nie wygladaja zachecajaco, a poza tym nie ma w nich kaloryferow. Sprawiaja wrazenie bardzo staroswieckich.
– Tak, lepiej zostawmy je w spokoju – zadecydowala Trine Pedersen. – Jesli mozna, zajmiemy pokoj dwuosobowy. Co ty na to, Borre? – dodala szybko, jakby bojac sie samodzielnie podjac decyzje. – A co z druga dwojka…?
Nie dokonczyla, ogarnieta watpliwosciami.
– Moge w nim obozowac razem ze Sveinem – rzekl Ivar. – Znam jego ojca i nie boje sie, ze zostane napadniety we snie.
Zasmial sie halasliwie, zeby pokazac, ze to byl tylko zart.
Svein, z zawadiackimi kasztanowymi lokami opadajacymi na czolo i troche zbyt pewnym siebie spojrzeniu, byl bardziej sceptycznie nastawiony:
– Chrapiesz?
– Jak niedzwiedz. Ale zaloze tlumik. Chociaz ty pewnie najchetniej mieszkalbys razem z panienka, co? Jennifer, tak masz na imie? Niemal jak z powiesci w odcinkach!
– Poniewaz Jennifer jest prawie wlascicielka hotelu, uwazam, ze powinna zajac najladniejszy pokoj, ten przy recepcji – zadecydowal Rikard. – A Louise Borgum, lektor Fretne i ja wezmiemy jedynki.
Jennifer gwaltownie zaprotestowala:
– Ale ja nie chce spac tutaj sama! Nie odwaze sie!
– Przeciez chodzi tylko o jedna noc – uspokoil ja Rikard. – Mozesz zamknac drzwi na klucz.
Louise pospieszyla z propozycja:
– Chetnie zajme ten pokoj, jesli ma to pomoc Jennifer.
Rikard rzucil dziewczynie zdziwione spojrzenie. Znala je dobrze z czasow, kiedy ze soba wspolpracowali.
Zrozumiala, co mial na mysli, i szybko odpowiedziala:
– Tylko tak zartowalam. Chetnie wezme ten pokoj, ale dziekuje za propozycje!
Kiedy juz wszyscy sie ogrzali, w kazdym razie od zewnatrz, wyslano Jennifer do „swojej” kuchni, zeby sie rozejrzala za czyms nadajacym sie do jedzenie lub picia. Ktos poszedl, zeby sie zajac elektrycznoscia, ktos inny, zeby puscic wode, a jeszcze inni postanowili lepiej sie przyjrzec swoim pokojom. Borre Pedersen, ktorego poproszono, zeby wyniosl z salonu ociekajace woda buty i troche wytarl podloge, wpadl w szal.
– Co, ja? Wycierac podloge! Nigdy w zyciu, to jest zajecie dla bab! Niech one sie tym zajma.
– Znalezlismy sie w sytuacji, ktora wymaga, aby kazdy z nas okazal sie przydatny – odezwal sie ostro Rikard, ale Trine przyniosla juz szczotke do zamiatania i scierke do podlogi i zaczela sprzatac. Jej maz demonstracyjnie rozsiadl sie na krzesle.
Gdy skonczyla, podeszla do drzacej z zimna Jennifer, stojacej bezradnie na srodku kuchni ze swiecznikiem w rece.
– Moge ci jakos pomoc? – zapytala. Jej glos brzmial o wiele pewniej niz wtedy, gdy w poblizu byl Borre.
Jennifer skwapliwie przytaknela. Prace kuchenne nigdy nie byly jej najmocniejsza strona, usprawiedliwiala sie, obiecujac jednoczesnie, ze bedzie pomagac, na ile tylko potrafi. Tak wiec Trine objela dowodztwo…