mogly sie kryc rozne niespodzianki.
– Ze tez Svein nic nam nie powiedzial!
– Tak, to bylo bardzo glupie z jego strony. Mial jednak widoczny slad, a poza tym bylo chyba na tyle wczesnie, ze wolal nikogo nie budzic. Jak zwykle, postanowil poradzic sobie sam. Zawsze byl uparty, nigdy nie chcial sluchac swoich rodzicow. Z drugiej strony, to nic dziwnego, ma o wiele wiecej oleju w glowie niz oni. Wlasciwie znam tylko jego rodzicow, on sam jest duzo mlodszy ode mnie. Ale byl z niego mily i bystry chlopak.
Louise Borgum wzdrygnela sie na te slowa.
– Badz tak mily i nie mow „byl”! Brzmi to tak, jakbys juz stracil wszelka nadzieje.
– Nie, oczywiscie, ze tak nie myslalem.
– Sa tu jakies narty? – zastanawiala sie glosno Jennifer, sadzac, ze wpadla na swietny pomysl.
– Sprawdzilismy to – odparl Rikard. – W jednym koncu domu jest pomieszczenie na sprzet narciarski, ale nie znalezlismy doslownie nic! A bez nart nie dotrzemy daleko. W nocy spadlo mnostwo sniegu.
Trine chwycila Jennifer za rece.
– Czy pozyczysz mi swoje zimowe ubranie? Jest cieple, wiec pojde go szukac.
Jennifer przyjrzala sie z uwaga zaplakanej kobiecie.
– Nie mozesz wyjsc z twarza mokra od lez, bo sie nabawisz odmrozen. Wyjde sama i rozejrze sie.
– Ide z toba – oswiadczyl Rikard, a Ivar i Jarl Fretne skineli glowami na znak, ze zamierzaja sie przylaczyc. Louise natomiast nie wykonala zadnego ruchu na potwierdzenie, ze chce pojsc z nimi. W nylonowych ponczochach i lekkich butach niewiele by mogla pomoc.
Zgasila papierosa.
– Moj ostatni – rzekla oschle. – Mam nadzieje, ze wkrotce przybedzie odsiecz!
Ubrali sie najcieplej jak mogli. Jennifer unikala patrzenia w strone skrzyni stojacej w kacie. Teraz, w swietle poranka, wiedziala oczywiscie, ze to tylko jej fantazje, ale i tak…
– A jesli ich nie odnajdziemy, co to bedzie oznaczac? – spytala.
– Istnieja dwie mozliwosci – odpowiedzial ponuro Rikard. – Albo sa w poblizu jakies domki kempingowe, Ivar wprawdzie o zadnych nie slyszal, ale przez ostatni rok mogly jakies przybyc, i tam sie zatrzymali, albo dotarli do glownej drogi i pojechali autostopem.
– Ale do glownej drogi jest chyba daleko? – spytala Jennifer slabym glosem.
– Szesc kilometrow – odpowiedzial Ivar cicho, tak zeby nie uslyszala tego Trine.
– O Boze! – mruknela Jennifer, dodajac glosno: – Miejmy nadzieje, ze dali sobie rade!
W tym samym czasie radio podalo prognoze pogody dla Norwegii:
„Na duzym obszarze kraju, wzdluz wybrzeza oraz w gorach, szaleje burza sniezna, ktora pod wieczor jeszcze sie nasili. Z powodu obfitych opadow sniegu zamkniete sa dla ruchu kolowego nastepujace drogi gorskie: droga przelotowa Lrdal – Tyin, droga dojazdowa Vindeid – Bogen przez Kvitefjell, nastepnie…”
ROZDZIAL IV
Nie wiedzial o tym ani Borre, ani Svein, ani pozostala szostka uwieziona w Trollstolen.
Snieg dawal sie Jennifer we znaki, wdzieral sie wszedzie, za kolnierz, w mankiety rekawow i do butow, powodujac nieprzyjemne szczypanie. Jarl Fretne zrezygnowal z dalszych poszukiwan i zawrocil do domu, ale Trine Pedersen, nie zwazajac na protesty pozostalych, wyszla i brnac w glebokim sniegu, wykrzykiwala imie meza cienkim, bezradnym glosem.
Bardzo uwazali na to, zeby nie stracic z oczu hotelu. Odeszli juz na tyle daleko, ze budynek rysowal sie jako niewyrazny kontur, przysloniety sniezna kurtyna.
– Twoje policzki calkiem stracily kolor – krzyknal Rikard. – Wracaj, zeby ich nie odmrozic!
– A ty? – odkrzyknela Jennifer.
– Chyba musimy zrezygnowac.
Nie mial zadnego nakrycia glowy i mimowolnie wykrzywial twarz pod naporem wiatru, ale Jennifer uznala, ze nawet to nie szkodzi jego urodzie. A moze tak jej sie tylko wydaje dlatego, ze darzy go wielka sympatia?
Ivar zawolal do nich:
– Pojde jeszcze kawalek. Zostancie tu, zebym wiedzial, w ktora strone wracac!
– Dobry pomysl – przytaknal Rikard. – Ale masz taka cienka kurtke.
– Ja pojde – zadecydowala Jennifer. – Tak bedzie lepiej. Rikard, czy moje policzki nie sa juz takie blade?
Przez pewien czas intensywnie je pocierala.
– Nie. Pojde z toba. Zaczekasz tu Ivar, dobrze?
Skinal glowa. Brneli zatem dalej, jak przypuszczali, w kierunku drogi, ktora szli poprzedniego wieczoru. Brama, ich jedyny punkt odniesienia w tym bialym krajobrazie, zostala dawno za nimi.
Rikard popatrzyl na podazajaca przed nim Jennifer. Jedyna zaleta tej naszej przygody jest to, ze tak mnie ta dziewczyna absorbuje, tyle sie wokol niej dzieje, ze nie mam czasu rozmyslac o Marit, skonstatowal. Wieczorem przed zasnieciem probowal wzbudzic w sobie zal z powodu postepku Marit, ale stwierdzil, ze to uczucie utracilo swoja intensywnosc. Juz nie czul sie tak szalenie zaangazowany. Troche go to martwilo. Czy naprawde nie byl w stanie kochac kobiety dluzej niz miesiac?
– Moze panowie schronili sie w autobusie? – zasugerowala Jennifer.
Ocknal sie i odpedzil obraz Marit ze swoich mysli.
– To niewykluczone, ale az tak daleko sie nie zapuscimy.
– Mozemy to zrobic, jesli tylko jedno z nas zostanie tutaj, a drugie…
Nagle zlapala go za ramie.
– Rikard! – szepnela. – Spojrz tam! Sniezne zjawy!
Skierowal wzrok we wskazana przez dziewczyne strone. Daleko, daleko w samym srodku burzy snieznej, na wzniesieniu, ujrzeli dziwna postac, krecaca sie dokola jakoby w ataku szalu. W pewnej chwili upadla glowa w snieg, chwile lezala, a potem probowala dzwignac sie na nogi.
– Bzdury! – krzyknal Rikard. – To jakis czlowiek. Halo! – zawolal glosno.
Postac uniosla glowe. Skierowali sie w jej strone, brnac niezdarnie w bialym puchu.
– To Borre Pedersen – stwierdzil Rikard. – O Boze, jak on wyglada!
Jennifer jeknela na widok mezczyzny. Caly byl pokryty sniegiem i lodem, rece bez rekawiczek przybraly sinoczarny kolor, a twarz nabiegla mu krwia. Wpatrywal sie w nich dzikim, bezrozumnym wzrokiem.
– Chodz! – polecil Rikard. – Wesprzyj sie na nas!
Wydawalo sie, ze Pedersen stracil cala wole walki, kiedy nadeszla pomoc. Sami musieli polozyc jego zesztywniale z zimna ramiona na swoje barki i tak na zmiane ciagnac go lub wlokac, posuwali sie z powrotem ku hotelowi. Rikard krzyknal do Ivara, ze znalezli Borrego, i Jennifer zostala zluzowana.
– A Svein? – zapytal Ivar, rozgladajac sie wokol. – Widziales go, Borre?
Przemarzniety mezczyzna nie mogl mowic.
– Svein? – probowal wykrztusic – Nie, tak… Slady. Nie.
– Gdzie? Gdzie widziales slady? – usilowal sie dowiedziec Rikard.
Borre wydobyl z siebie jakies niezrozumiale dzwieki, ktore z trudem zinterpretowali jako „daleko stad”.
– Jennifer, biegnij przodem – poprosil Rikard – i powiedz, zeby przygotowali cos cieplego! Powiedz tez Trine, ze odnalezlismy jej meza.
Kiedy Jennifer spieszyla do domu, przyszla jej do glowy bluzniercza mysl, ze gdyby mieli znalezc tylko jednego z tych, ktorzy wyszli, to lepiej by sie chyba stalo, gdyby byl nim Svein. Zawstydzila sie, ze mogla cos takiego pomyslec, ale pocieszyla sie, ze z wyrazu twarzy Rikarda i Ivara odczytala dokladnie to samo.
Gdy tylko dotarla do hotelu, polozonego dalej niz przypuszczala, i znalazla sie w blogim cieple, zawolala Trine, ale pojawily sie tylko Louise i Fretne.
Jennifer opowiedziala im w kilku slowach, co sie wydarzylo, i zapytala o Trine.
– Jeszcze nie wrocila. Sadzilismy, ze poszla z wami.
– O, nie! – jeknela Jennifer. – Tylko nie to!
– Przygotuje cos w kuchni, a ty sprobuj ja zawolac!