– Uwazam, ze bylaby to wielka szkoda. Masz w sobie tyle dobrych cech, do ktorych nie chcesz sie przyznac sam przed soba. – Zamyslila sie. – Czas… Nienawidze czasu, ktory po prostu mija i odbiera wszystko to, co radosne i piekne… Wstala z miejsca. – Jesli dochodzenie zakonczone, to moze pojdziemy zobaczyc, czy obiad jest juz gotowy?
On rowniez wstal.
– Oczywiscie. Ale czy najpierw moge obejrzec, jak wygladaja twoje rece?
Nie wykazywala specjalnej ochoty, zeby mu je pokazac. Uczynila to po dluzszym wahaniu, pokazujac mu tylko wierzch dloni.
– Sa zaczerwienione i opuchniete – stwierdzil, nie wypuszczajac ich z rak, chociaz usilowala je cofnac. – Ale to dobry znak. Musialy cie chyba bardzo bolec po powrocie do hotelu?
Kiedy wyraznie nie chciala ich pokazac od spodu, obrocil je zdecydowanym ruchem i przerazil sie tym, co odkryl.
– Jennifer, co ty zrobilas?
Przypatrywal sie oslupialy glebokim bialym bliznom przecinajacym nadgarstki.
Probowala to zlekcewazyc.
– Ach, to? Drobiazg. Dziewczyny robia cos takiego, zeby zwrocic na siebie uwage.
– Drobiazg? To byla powazna sprawa. Myslisz, ze nie widzialem wczesniej podobnych prob samobojczych? Zwykle rany bywaja bardzo powierzchowne. Ale ty bylas naprawde dokladna! Poza tym nie sa swieze. Kiedy to sie stalo?
– Rikard, nie chce o tym mowic.
– Kto cie uratowal?
Na chwile twarz jej sie wykrzywila. Wyszeptala gorzko:
– Uratowal? Tufsen wyl, wiec sasiedzi wywazyli drzwi.
– Dlaczego to zrobilas? – spytal Rikard.
– Czy nie mozemy tego potraktowac jako zamknietego epizodu?
– Chyba nigdy tego nie zapomnisz, spogladajac codziennie na te blizny. Ile mialas lat?
– Rikard, nie chce do tego wracac!
– Ile mialas lat?
Uratowalo ja wolanie Trine. Mieli przyjsc na obiad.
Wszyscy siedzieli przy stole, zamysleni i przygnebieni. Trine wstala z miejsca.
– Zobacze tylko, czy Borre czegos nie potrzebuje – odezwala sie przepraszajacym tonem. – Jesli zasnal, moze mu wystygnac jedzenie…
Jej glos cichnal stopniowo, kiedy przechodzila przez salon i hol.
Nikt z siedzacych przy stole sie nie odezwal.
Nagle rozlegl sie przerazliwy krzyk Trine. Wszyscy poderwali sie z miejsc i pobiegli ku niej.
Spotkali sie z Trine w waskim korytarzyku.
– Mysle… mysle… – jeczala, zaslaniajac dlonia usta.
Rikard wbiegl do pokoju.
Wystarczylo mu jedno spojrzenie.
Borre pustym wzrokiem wpatrywal sie w drzwi wejsciowe, usta mial otwarte jakby w okrzyku leku i przerazenia.
– Nie zyje – stwierdzil krotko Rikard.
Dopiero po dluzszym czasie do siedzacych w salonie dolaczyl Rikard. Wydawalo sie, ze nawet Jarl Fretne zaczal sie wystrzegac samotnosci i garnal sie do ludzi, chociaz nie uczestniczyl w rozmowach.
Rikard opadl na krzeslo.
– Nie wiem, co bylo przyczyna zgonu – rzekl znuzonym glosem. – Zadnych zewnetrznych obrazen, a odmrozenia nie mogly spowodowac smierci, w kazdym razie nie tak naglej. Trine, czy mial slabe serce?
– Nie wiem – odparla zaplakana. – Nigdy nie chcial isc do doktora. Zawsze mowil, ze jest silny jak kon, a wizyty u lekarza sa dobre dla rozkapryszonych bab.
– No, tak – mruknal Rikard. – Ilu z podobnym nastawieniem zmarlo na zawal serca?
– Wygladal na przestraszonego – stwierdzil Ivar troche drzacym glosem. – Jakby doznal wstrzasu nerwowego.
– To nic nie znaczy – ucial stanowczo Rikard, zeby zapobiec panice. – Atak serca moze byc dla pacjenta strasznym przezyciem.
– Ale mial taka czerwona twarz. Chyba nie zostal uduszony?
– Tego nie moge stwierdzic – odparl Rikard. – Nie jestem lekarzem, a poza tym czym mialby sie udusic?
– Jakies obrazenia wewnetrzne? – podsunal Ivar.
Rikard wzruszyl ramionami.
– Moze to rozstrzygnac jedynie lekarz. Kiedy sie to moglo stac?
Trine odpowiedziala po namysle:
– Spal, kiedy zaczelysmy przygotowywac obiad, ale to bylo dawno temu. Potem zagladalam do niego jeszcze tylko raz, bo nie chcialam mu przeszkadzac.
– Czy pozniej nikt go juz nie widzial?
Zaprzeczyli, krecac glowami. Louise wiekszosc czasu spedzila w kuchni z Trine, Jarl Fretne spal w swoim pokoju, Rikard byl u Jennifer, a Ivar krecil sie po hotelu, bawiac sie w majstra-klepke – przynosil drewno do kominka i naprawial drobne usterki.
Rikard zagryzl warge, a potem, patrzac na Trine, zaczal mowic, starajac sie, by jego slowa brzmialy przekonujaco:
– Wiesz, Trine, mysle, ze lepiej sie stalo. Uwazam, ze zaden lekarz na swiecie nie zdolalby mu uratowac rak przed amputacja. Mial tez powazne odmrozenia stop i twarzy.
Jennifer dodala w duchu: „A jego dusza byla amputowana juz dawno temu. Zgadzam sie z kazdym slowem Rikarda, ze dla ciebie, kobieto, najlepiej sie stalo!”
Trine otarla oczy.
– Co teraz zrobimy? – zapytala zaplakana. – Nie moge przeciez…
– Przeniesiemy go do pomieszczenia na sprzet narciarski – pospieszyl z odpowiedzia Rikard. – A przed nadejsciem wieczoru przyjedzie pewnie odsniezarka, zeby nas uwolnic.
Zamilkl. Wszyscy pomysleli o tym samym. Swiatlo palilo sie od dawna. Wieczor juz dawno nadszedl.
– Chyba wiem, co go zabilo – odezwala sie nagle Trine.
Spojrzeli na nia ze zdziwieniem.
– To wina tego domu – zaczela impulsywnie, a oczy zaplonely jej niezdrowym blaskiem – Tego przekletego domu! Sam Borre tez mowil: Jest tu ktos jeszcze. Byl tutaj caly czas.
– Glupstwa – skomentowal Jarl Fretne. Byly to wlasciwie jego pierwsze slowa, odkad przybyli do Trollstolen.
– Czy tego samego nie mowil pierwszego wieczoru Svein? A pomyslcie o wannie, ktora sama zeszla ze schodow. Borre tez cos zauwazyl. I ja tez!
– Ty? – zdziwil sie Ivar. – A kiedy?
Trine znowu zaczela szlochac. Nie nalezala do kobiet, ktorym bylo do twarzy z lzami.
– Kiedy lezalam w tym zasniezonym dole na tylach domu, nie mialam odwagi spojrzec na budynek, bo czulam na sobie czyjes spojrzenie, ale katem oka udalo mi sie dostrzec, ze w oknie na pierwszym pietrze cos sie poruszylo.
– Jestes pewna? – zapytal ostro Rikard.
– Nie – zaprzeczyla juz spokojniej. – Jak mowilam, nie odwazylam sie rozejrzec, ale bylam przekonana, ze ktos tam byl. Czulam to.
Podczas gdy pozostali siedzieli pograzeni w milczeniu, Trine wybuchnela znowu:
– Chce do domu! Nie chce tu dluzej zostac!
– Chyba nikt z nas tego nie chce – odparl Rikard. – Rano dokladnie przeczeszemy cala gore, zeby cie uspokoic.