zaatakowalo gardlo, ktore bolalo ja coraz bardziej. Znowu wlamali sie do kiosku i przez caly dzien kazali ssac dziewczynie pastylki od bolu gardla i polykac tabletki od bolu glowy, az wszystko wokol niej zaczelo wirowac. Lekarstwa nie przyniosly jednak zadnej ulgi, nie zlagodzily objawow przeziebienia. Kiedy nadszedl wieczor, bardzo zatroskany Rikard przygotowal dla Jennifer lozko.
– Wiesz, chcielismy stad wyruszyc, jak tylko pogoda na to pozwoli, ale przy twoim stanie nie mozemy.
Rzucila przygaszona:
– A wiec przeszkadzam wam?
– Nie, skadze. Jeszcze przez dlugi czas nie bedziemy mogli sie stad ruszyc. Wprawdzie przestalo padac, ale temperatura ciagle spada. Wiatr tez nie ustaje. Im szybciej wyzdrowiejesz, tym wieksza szansa na zabranie cie stad.
Chwycila jego dlon i przytrzymala w kurczowym uscisku.
– Rikard, nienawidze tego hotelu! Czuje, ze tkwimy w jakiejs pulapce. Ohydnej pulapce, z ktorej sie nigdy nie uwolnimy.
– Tez doznalem uczucia, ze nie uda sie nam stad wydostac – przyznal. – Ale nie boj sie! Caly czas bede przy tobie i zrobie wszystko, zebysmy sie znowu znalezli wsrod ludzi. Aha, nie gniewaj sie na Jarla, ze cie unikal przez cale popoludnie! Ma delikatne pluca i boi sie przeziebienia.
– Oczywiscie, rozumiem to. Rikard, jest mi tak przykro.
Usmiechnal sie.
– Nie ma powodu. Teraz juz spij. Rano na pewno poczujesz sie lepiej.
Jednak Jennifer wcale rano nie poczula sie lepiej, wprost przeciwnie.
Budzila sie od czasu do czasu i czula, ze ma goraczke. Czasami przychodzil Rikard, przynoszac jej cieple napoje, herbate, kawe albo bulion, a potem przesiadywal u niej dosc dlugo. (Moze nalezalo to tlumaczyc tym, ze tak mocno go trzymala za reke, ze nie mogl odejsc).
Byl dla niej bardzo mily i okazywal wiele cierpliwosci. Glaskal jej spocone wlosy i szeptal slowa otuchy, jak na przyklad: „Jak tylko wyzdrowiejesz, zaraz sie stad zabieramy!” lub „Prosze, wypij te zupe, nie badz tak strasznie niesforna!”. Jennifer odbierala jego slowa jako przepelnione czula troska i moze rzeczywiscie tak bylo.
Caly czas przychodzil do niej tylko Rikard, nikt wiecej. W jednym ze swoich przeblyskow swiadomosci dziewczyna zastanawiala sie, czy znowu nie wydarzylo sie cos strasznego. Nie wiedziala, czy go o to pytala, bo natychmiast o wszystkim zapominala.
Dochodzily do niej jakies odglosy, dziwne, niewytlumaczalne dzwieki… Jeden raz pojawila sie jakas twarz. Wtedy sie przestraszyla, ale to byl tylko koszmarny sen, ktory wkrotce odszedl w niepamiec.
Poza tym wspaniale bylo tylko lezec i moc spac.
Nastepnego dnia, piatego dnia w Trollstolen, swiat wydal sie Jennifer troche mniej rozmazany, ale goraczka w dalszym ciagu nie ustepowala.
– Rikard – wymamrotala spierzchnietymi wargami. – Czuwal przy niej i ujal ja za reke. – Nigdy sie stad nie wydostaniemy.
Wydawalo sie jej, ze powtarzala te slowa juz setki razy, i moze naprawde tak bylo.
– Juz dobrze, Jennifer. Wychodzisz z tej choroby.
– Czy tylko ja was zatrzymuje?
– Nie, wcale nie! Na zewnatrz jest minus dwadziescia stopni.
– Brr! – wykrzyknela i szczelniej opatulila sie w koldre. – Sprawdz, czy Borre lezy tam, gdzie powinien!
Rikard zmarszczyl brwi.
– Jennifer? Czy masz az taka goraczke?
– Widzialam… jakas twarz. Nie zyjesz, pomyslalam. Ale moze to byl tylko sen. Sprawdz to, prosze!
Obiecal jej to, ale w jego glosie brzmial niepokoj.
– Co slychac poza tym? – zapytala apatycznie.
– Ogolnie wszystko w porzadku. Louise miala nastepny atak histerii i probowala stad uciec. Ivar ja zawrocil. To bardzo przyzwoity czlowiek. Opiekuje sie nia i Trine najlepiej jak potrafi, obie sa bardzo nieszczesliwe.
– Louise nie wyglada na histeryczke.
– Nie, ale rzeczywiscie jest nerwowa, w kazdej chwili moze sie zalamac.
– A jak po utracie meza radzi sobie Trine?
Rikard lekko sie usmiechnal.
– Wydaje mi sie, ze zaczyna czuc powiew wolnosci, chociaz oczywiscie oplakuje Borrego. Albo raczej uwaza, ze to nieprzyjemne, iz on tam lezy i nie mozna go pochowac. Na szczescie zabrala swoja robotke na drutach dla jednego z wnuczat i to jej zapewnia zajecie. Jarl Fretne znalazl szachy, wiec gram z nim kilka razy dziennie. Caly czas przegrywam.
Jennifer sie usmiechnela, ale nagle spowazniala.
– Rikard, nie rozumiem, co sie tu dzieje.
– Ani ja. Czy mamy przyjac, ze te sama osobe spotkalismy pierwszej nocy w piwnicy i pozniej, kiedy zalatwiala jakies tajemnicze sprawy na pietrze? I ze to rowniez ona przeszukiwala bagaz Jarla?
– Tez wychodze z takiego zalozenia.
– Czasami myslalem, ze to Ivar…
– Ale on jest przeciez taki mily!
– To prawda. Ale niedlugo nie bedzie w kim wybierac. Ale to nie moze byc on, bo kiedy ktos nas przewrocil w piwnicy, on rozmawial ze Sveinem. Przepraszam, Jennifer, pewnie cie to nudzi?
– Nie, wcale nie. Dobrze mi sie z toba gawedzi, chociaz nie potrafie jasno myslec.
– Wobec tego postaraj sie zasnac.
– Posiedz jeszcze troche przy mnie, Rikardzie!
– Dobrze. Widzialas, ze zawsze, kiedy od ciebie wychodze, zamykam drzwi na klucz? Wzialem zapasowy, twoj wlasny lezy na stoliku, gdybys chciala z niego skorzystac. Nosze przy sobie wszystkie zapasowe klucze, zeby nikt nie mogl myszkowac po pokojach wspolmieszkancow.
– Jak to dobrze, ze jestes z nami, Rikardzie Mohr – usmiechnela sie lekko Jennifer.
Za chwile znowu pograzyla sie we snie.
Rikard nie chcial czekac, az Jennifer sama mu wyjasni, dlaczego chciala popelnic samobojstwo. Wlasciwie postapil nieladnie, wykorzystujac jej stan otepienia spowodowany goraczka, ale wiedzial, ze w przeciwnym razie nigdy by mu o tym nie opowiedziala, a jesli w ogole, to po usilnych zabiegach z jego strony, a na to nie mial czasu.
Odwiedzil ja jeszcze raz tego dnia, pod wieczor. Jennifer byla wtedy bardzo oslabiona.
Uslyszala dobiegajace z oddali pytanie:
– Kiedy po raz pierwszy probowalas sobie otworzyc zyly? Co sie wowczas wydarzylo?
Chciala odpowiedziec. Przeciez pytal ja o to Rikard, jej najlepszy przyjaciel.
– Nikt mi niczego nie wytlumaczyl – zaczela niejasno. – Nic nie wiedzialam, niczego nie rozumialam.
– Czego nie rozumialas?
– Rikardzie, dlaczego nie przyjechales, kiedy do ciebie napisalam? Dlaczego nie moglam cie odwiedzic? Tak rozpaczliwie potrzebowalam twojej pomocy!
Wzdrygnal sie.
– Czy to stalo sie wlasnie wtedy? Czy to z mojego powodu…
– Nie, nie z twojego. Ale musze miec kogos, kto mnie lubi. Dlatego probowalam sie z toba spotkac. – Wargi jej drzaly. – Nie rozumialam, ze ktos moze sie mna interesowac w taki sposob.
Rikard siedzial nieruchomo.
– W jaki sposob?
– Byl taki wstretny. Taki zly! Zupelnie inny niz ty. Jego obawy zaczely przybierac realne ksztalty. Dreczylo go gorzkie poczucie winy.
– Masz na mysli tego mezczyzne, ktory mnie przypominal?
– Tak, Rikardzie, to bylo takie straszne, takie obrzydliwe! Przeciez nie mialam o niczym pojecia! A on powiedzial, ze tylko udaje kokietke i ze sie wyglupiam.
O Boze, pomyslal Rikard. Dziewczyna garnela sie do tego mezczyzny, pragnela, zeby zastapil jej ojca, a on