– Czesc, Richie. Masz ladna koszule – odpowiedziala Amy.

– Naprawde tak uwazasz? – zapytal.

– Tak. Podoba mi sie.

– Dzieki – rzucil lamiacym sie glosem Richie. Spojrzal na Liz swymi duzymi, lagodnymi oczyma i zapytal:

– Jestes gotowa na kino?

– Nie moge sie doczekac – odparla Liz. Wstala. – Wybieramy sie do kina dla zmotoryzowanych – powiedziala do Amy. – Nazwa jak najbardziej pasuje. – Usmiechnela sie znaczaco. – Bo Richie zawsze wie, jak i gdzie zaparkowac swoj aparat.

Richie zaczerwienil sie.

Liz wybuchnela smiechem i dorzucila:

– Mialabym szanse obejrzec choc urywek tego filmu, gdyby Richie zamontowal pare listew pod sufitem w samochodzie.

– Liz, jestes okropna – mruknela Amy.

– Uwazasz, ze jestem okropna? – spytala Liz zwracajac sie do Richiego.

– Moim zdaniem jestes wspaniala – rzekl Richie i odwazyl sie objac ja jedna reka w talii. W dalszym ciagu wydawal sie niesmialy i zahukany, nawet jezeli Liz zdolala bardziej niz przelotnie zapoznac go z seksem i narkotykami.

Liz spojrzala na Amy:

– Widzisz? On uwaza, ze jestem wspaniala, a przeciez jest klasowym geniuszem, wiec chyba wie co mowi.

Amy usmiechnela sie wbrew sobie.

– Posluchaj – powiedziala Liz – kiedy bedziesz gotowa by rozpoczac zycie od nowa, kiedy znudzi cie odgrywanie roli cnotki, zadzwon do mnie. Umowie cie z kims i wybierzemy sie na randke we czworo.

Amy obserwowala, jak Richie i Liz wychodza i wsiadaj a do zoltej celiki. Liz prowadzila.

Odjechala od kraweznika przy wtorze upiornego pisku opon, ktory sprawil, ze wszyscy klienci w „Dive' mimowolnie spojrzeli w strone okien.

Kiedy Amy wyszla z lokalu za dwadziescia siodma, nie poszla prosto do domu. Krazyla bez celu ponad godzine, ale nie ogladala wystaw mijanych sklepow ani nie zwracala uwagi na domy, obok ktorych przechodzila; nie cieszyla sie cieplym wiosennym wieczorem – po prostu szla przed siebie, rozmyslajac o przyszlosci.

Kiedy o osmej wrocila do domu, ojciec pracowal w swoim warsztacie. Matka siedziala przy kuchennym stole przegladajac jakies czasopismo, sluchajac programu radiowego i saczac wodke z sokiem pomaranczowym.

– Jezeli nie jadlas kolacji w pracy – powiedziala – w lodowce powinien byc jeszcze zimny rozbef.

– Dziekuje -odparla Amy – ale nie jestem glodna. Zjadlam spory obiad.

– Jak chcesz – powiedziala mama i podkrecila radio.

Amy uznala ten gest za zakonczenie rozmowy. Weszla na pietro. Spedzila godzine z Joeyem, grajac z nim w remika. Joey uwielbial te gre. Chlopiec wydawal sie jednak dziwnie ponury. Nie byl tym samym, tryskajacym zyciem Joeyem, odkad matka zmusila go do pozbycia sie wszystkich jego plakatow i figurek potworow. Amy usilnie probowala go rozbawic i maly smial sie, ale miala wrazenie, ze nie robi tego szczerze, po prostu udaje. Byl jakis spiety; Amy nie znosila, kiedy sie tak zachowywal, ale nie wiedziala, jak do niego dotrzec, w jaki sposob poprawic mu humor.

Pozniej w swoim pokoju ponownie stanela naga na wprost olbrzymiego lustra. Krytycznie przygladala sie swojemu cialu, usilujac oszacowac, czy rzeczywiscie mogla mierzyc sie z Liz. Nogi miala dlugie i dosc zgrabne, uda ksztaltne i sprezyste, cale cialo nalezycie – choc bez przesady – umiesnione. Posladki Amy byly kragle, jedrne i twarde, brzuch juz nie plaski, ale wrecz lekko zapadniety. Piersi nie miala wprawdzie tak duzych jak Liz,, ale wcale nie byly male, a do tego ksztaltne, sterczace, o duzych ciemnych sutkach.

Bylo to bez watpienia cialo stworzone do seksu, przykuwajace uwage i zadowalajace mezczyzne. Cialo kurtyzany?

A moze hostessy, jak to okreslila Liz?

Nogi, biodra, posladki i piersi dziwki. Czy po to wlasnie sie urodzila? Aby sprzedawac sama siebie? Czy przyszlosc prostytutki byla nie do unikniecia? Czyjej przeznaczeniem bylo obsciskiwac nocami nieznajomych w hotelowych pokojach?

Liz stwierdzila, ze dostrzega zepsucie w oczach Amy. Mama powiedziala to samo. W rozumieniu mamy zepsucie bylo monstrualna, zla istota, ktora nalezalo powstrzymac za wszelka cene – Liz jednak uwazala, ze to nic takiego, ze nie nalezy sie tego bac, a wrecz przeciwnie, przyjac to z radoscia i oddaniem.

Teraz Amy spojrzala na swoje odbicie w lustrze, probujac zajrzec do swojej duszy – ale choc patrzyla z uwaga, nie zdolala dostrzec nic oprocz dwojga ciemnych i dosc ladnych oczu; nie zauwazyla ani piekielnego zepsucia, ani laski niebieskiej.

Czula sie samotna, sfrustrowana i przerazliwie wrecz zaklopotana.

Chciala zrozumiec siebie. Bardziej niz czegokolwiek chciala jednak odnalezc dla siebie wlasciwe miejsce w swiecie, tak by nie czula sie spieta, bezradna i zagubiona.

Jesli jej nadzieje na pojscie do college'u i zostanie artystka byly niemozliwe do spelnienia, nie chciala marnowac cennych lat walczac o cos, czego nie byla w stanie uzyskac. Przeciez i tak jej zycie bylo ciagla walka.

Dotknela piersi i sutki natychmiast sie wyprezyly, dumne i sztywne, wielkosci koniuszkow jej malych palcow. Tak, to byla zla, grzeszna rzecz, jak mowila mama, ale czula sie dzieki temu tak dobrze i slodko…

Gdyby mogla miec pewnosc, ze Bog jej uslucha, ukleklaby i poprosila Go o znak, niezbyt swiety znak, ze jest dobrym lub zlym czlowiekiem. Watpila jednak, czy Bog zechce jej wysluchac po tym, co uczynila z dzieckiem.

Mama powiedziala, ze byla zla, ze Cos czyhalo w jej wnetrzu i ze poluzowala cugle temu Czemus. Mama powiedziala, ze Amy ma sklonnosci do zlego. A matka powinna wiedziec takie rzeczy o swojej corce.

Ale czy na pewno?

NA PEWNO?

* * *

Przed pojsciem do lozka Joey raz jeszcze przeliczyl swoje oszczednosci. W zeszlym miesiacu dolozyl do sloika kolejne dwa dolary i dziewiecdziesiat piec centow. Mial teraz rowno trzydziesci dwa dolary.

Zastanowil sie, czy bedzie musial przekupic kogos z lunaparku, aby pozwolil mu przylaczyc sie do zalogi, kiedy wesole miasteczko bedzie opuszczac Royal City. Stwierdzil, ze musi miec co najmniej dwadziescia dolarow na zycie, zanim sam zacznie zarabiac pieniadze, sprzatajac po sloniach i wykonujac inne prace, odpowiednie dla zatrudnionego w wesolym miasteczku dziesieciolatka. Pozostawalo dwanascie dolarow na ewentualna lapowke.

Czy to wystarczy?

Postanowil poprosic ojca o dwa dolary na kino.

Tyle tylko, ze wcale nie pojdzie do „Rialto' na popoludniowy, niedzielny seans. Zajrzy do Tommy'ego Culpa i bedzie sie u niego bawil do wieczora, a jezeli ojciec spyta go, czy byl w kinie, powie, ze tak i dolaczy dwa dolary do swego funduszu ucieczkowego.

Postawil skarbonke na biurku.

Kiedy modlil sie przed snem, prosil Boga, aby mama nie wypila tego wieczoru zbyt duzo i nie weszla znowu do jego pokoju.

Nastepnego dnia, w niedziele, Amy zadzwonila do Liz.

– Halo – odezwala sie przyjaciolka.

– Tu ciotka cnotka – zameldowala sie Amy.

– A, witaj, siostrzyczko.

– Postanowilam zerwac z celibatem.

– Alleluja!

– W moim zakonie jest zimno i strasznie wieje.

– Chyba nuda – mruknela Liz.

– Co masz dla mnie, zebym przestala sie nudzic?

– Co powiesz o Buzzie Klemmecie?

Вы читаете Tunel Strachu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату