– Nie znam go – odparla Amy.
– Ma osiemnascie lat, niedlugo skonczy dziewietnascie. Byl od nas dwa lata wyzej…
– O, starszy facet!
– … ale rzucil szkole w jedenastej klasie. Pracuje na stacji Arco na rogu Main i Broadwayu.
– Na pewno wiesz, jak podrywac takie typki – stwierdzila sarkastycznie Amy.
– Moze faktycznie jego obraz nie wyglada zachecajaco – dodala Liz -ale poczekaj, az go zobaczysz. To istna gora.
– Gora czego?
– Samych miesni.
– A umie mowic?
– Calkiem niezle.
– Potrafi sam wiazac sobie sznurowadla?
– Nie jestem pewna – odparla Liz. – Ale zazwyczaj nosi mokasyny, wiec nie bedziesz musiala sie o to martwic.
– Mam nadzieje, ze wiesz co robisz.
– Zaufaj mi – stwierdzila Liz. – Spodoba ci sie. Na kiedy mam cie z nim umowic?
– Kiedy chcesz – mruknela Amy. – Tylko pamietaj, ze ja rano pracuje.
– Jutro wieczorem?
– Swietnie.
– Urzadzimy randke we czworo – ucieszyla sie Liz. – Ja, Richie i ty z Buzzem.
– Gdzie pojdziemy?
– Moze do mnie? Posluchamy muzyczki, obejrzymy jakis film na wideo, przypalimy kilka jointow. Mam taka trawe, ze nic, tylko jarac. Odlot bedzie jak ta lala.
– A co z twoimi rodzicami? – zapytala Amy.
– Wyjezdzaja dzis na dwutygodniowy urlop. Do Nowego Orleanu. Starych nie ma, chata wolna.
– Ufaja ci na tyle, ze zostawiaja sama na cale dwa tygodnie?
– Licza, ze nie spale domu do fundamentow – odparla Liz. – I tylko to sie dla nich liczy. Nic wiecej ich nie obchodzi. Posluchaj, mala, ciesze sie, ze w koncu przejrzalas na oczy. Obawialam sie, ze nici z naszego wspolnego letniego wyjazdu. Zobaczysz, teraz, kiedy znow jestes w formie, rozpetamy prawdziwe pieklo.
– Nie jestem pewna, czy sobie tego zycze. Chce sie zabawic, umowic sie na randke, ale nie sadze, zebym miala ochote sie z kims pieprzyc. Mam dosc na jakis czas. Powiedzmy, dopoki nie skoncze college'u.
– Tak, tak, na pewno – stwierdzila Liz.
– Ja nie zartuja.
– Narzuc sobie tempo, jakie uwazasz za stosowne, nie zamierzam cie do niczego zmuszac. Tak czy inaczej, niezle sie zabawimy, kiedy moich starych nie bedzie w miescie.
– A w przyszlym tygodniu rozpoczyna sie festyn – rzucila Amy.
– No wlasnie! Mam cholerna ochote przypalic dobrego skreta, a potem poszalec na tych odlotowych karuzelach!
– Tak tez myslalam.
– A wiesz, jak to jest, kiedy na haju przejezdzasz przez Tunel Strachu i wszystkie te plastikowe potwory wyskakuja na ciebie z ciemnosci?
– Nie mam pojecia – odparla Amy.
– To naprawde zabawne.
– Nie moge sie tego doczekac – stwierdzila Amy.
10
Janet Middleneir pracowala na panstwowej posadzie jako specjalistka od zabezpieczen technicznych. Jej zadaniem bylo pilnowac, zeby wszystkie budynki publiczne – sady, remizy, biblioteki, szkoly, biura szeryfa, i wszystkie subsydiowane przez rzad obiekty i stadiony sportowe byly zawsze czyste, dobrze oswietlone i bezpieczne, zarowno dla gosci jak i dla pracownikow. Byla odpowiedzialna za inspekcje calosci tych budynkow, jak rowniez stanu wszelkich znajdujacych sie w nich urzadzen mechanicznych i nie mechanicznych. Janet zaledwie kilka lat temu skonczyla college, pracowala od dwoch lat i nadal byla oddana swej pracy tak jak w dniu, kiedy ja zaczynala. Obowiazki traktowala nieomal jak swietosc, a slowa „zaufanie publiczne' w dalszym ciagu cos dla niej znaczyly, nawet jesli dla niektorych ludzi, z ktorymi pracowala, ich wydzwiek byl juz odrobine przebrzmialy. Nie pracowala na tyle dlugo, by zostac skazona korupcja, zwiazana nieuchronnie z kazdym stanowiskiem sadowym. Janet po prostu ZALEZALO.
W poniedzialek, dwudziestego trzeciego czerwca, kiedy lunapark przybyl do Rockville w Maryland, Janet Middleneir stawila sie w przyczepie, pelniacej rowniez strone biura Fredericka Fredericksona, srebrnowlosego wlasciciela i kierownika BAM. Z typowa dla siebie rzeczowoscia i zwiezloscia Janet wyjasnila, iz zamierza dokonac inspekcji calego wesolego miasteczka, dopoki nie upewni sie, ze wszystkie atrakcje zostaly nalezycie zabezpieczone. Nie zezwoli na otwarcie lunaparku, jezeli pozostanie choc cien zagrozenia dla zdrowia i zycia obywateli jej hrabstwa.
Naginala nieco swoje kompetencje, a moze nawet je przekraczala.
Wlasciwie nie byla pewna, czy sprzet w wesolym miasteczku podlegal pod jej jurysdykcje, chocby nawet znajdowalo sie ono na bloniach bedacych wlasnoscia hrabstwa. Pod tym wzgledem prawo nie bylo dostatecznie jasne.
Nikt z tutejszego urzedu bezpieczenstwa publicznego nie dokonywal dotychczas inspekcji lunaparku, ale Janet nie chciala przepuscic takiej okazji. Zaledwie przed paroma tygodniami pewna mloda dziewczyna zginela, kiedy w Wirginii zawalil sie diabelski mlyn, i choc w BAM nigdy nie wydarzyl sie zaden tragiczny wypadek, Janet zamierzala wziac to wesole miasteczko dokladnie pod lupe, zanim udzieli zezwolenia na jego oficjalne otwarcie.
Kiedy wyjasnila panu Fredericksonowi, co zamierza, przez chwile obawiala sie, ze zechce ja splawic, a nie byla pewna, jak by sie zachowala, gdyby zaproponowal jej lapowke. Wiedziala, ze lunaparkowcy mieli swojego czlowieka, ktorego zadaniem bylo przekupywanie urzednikow panstwowych; nazywali go „smarowaczem', bowiem zjawial sie w miasteczku przed przybyciem tam lunaparku i “smarowal' policje oraz kilku wazniejszych oficjeli, wykorzystujac w tym celu zielone wizerunki bardziej znanych prezydentow oraz darmowe bilety dla przyjaciol i rodzin przekupywanych.
Jezeli „smarowacz' nie wypelnil swojego zadania, zwykle do lunaparku przybywala policja i zamykala cale miasteczko, nawet jezeli bylo ono z gruntu uczciwe, a nie nastawione, jak wiekszosc, na wyciagniecie jak najwiekszej sumy pieniedzy z kieszeni odwiedzajacych je frajerow. Nie oplaceni, a co za tym idzie wsciekli gliniarze byli w stanie zamknac na cztery spusty nawet najbardziej pruderyjne show „z dziewczynkami' i z punktu widzenia prawa uznac znajdujace sie w lunaparku karuzele oraz inne atrakcje za niebezpieczne, szybko i skutecznie powalajac cale miasteczko na kolana. Nie chciala, aby ludzie z BAM-u uznali, ze zalezy jej na latwym groszu.
Na szczescie pan Frederickson okazal sie wyksztalconym, elokwentnym, wytwornym dzentelmenem, co bylo dla niej milym rozczarowaniem; w lot pojal wszystko – i podziwial szczerosc intencji, jakie nia kierowaly. Nie zaproponowal jej lapowki. Zapewnil, ze jego ludziom, podobnie jak i jemu, zalezy na bezpieczenstwie i zdrowiu gosci odwiedzajacych miasteczko, po czym wypisal jej zezwolenie, na podstawie ktorego mogla do woli zwiedzac i kontrolowac znajdujace sie na terenie lunaparku urzadzenia. Pelnomocnik Fredericksona, Max Freed, wydal Janet plakietke z literami VIP, aby wszyscy lunaparkowcy sluzyli jej wsparciem i pomoca.
Przez caly ranek i wiekszosc popoludnia, w kasku, z wielka latarka i notatnikiem w rekach Janet krecila sie po terenie przygladajac sie, jak lunapark powstaje niczym feniks z popiolow, kontrolujac zamocowania sworzni, srub i bolcow, wczolgujac sie – gdy bylo to konieczne – w mroczne zakamarki; nie przeoczyla niczego. Okazalo sie, ze Frederick Frederickson mowil prawde – pracownicy BAM podczas ustawiania konstrukcji lunaparku wykazywali sie dokladnoscia, pieczolowitoscia i niemal przesadna sumiennoscia.
Kwadrans po trzeciej dotarla do Tunelu Strachu, ktory zdawal sie gotowy na przyjecie gosci godzine i