Nim jednak ktokolwiek zdolal uslyszec jej krzyk, Gunther rzucil sie na nia i uciszyl jednym ciosem wielkiej reki.
Upadla.
A Gunther runal na nia calym ciezarem.
Na pietnascie minut przed otwarciem wesolego miasteczka Conrad dokonywal zwykle ostatniego przegladu Tunelu Strachu. Przemierzal cala dlugosc torowiska, aby upewnic sie, ze wszystkie zlacza byly nalezycie zamontowane, a na szynach nie pozostawiono zadnych narzedzi ani desek, ktore moglyby spowodowac wykolejenie wagonikow.
W sali Pajakow Gigantow natknal sie na martwa kobiete. Lezala na torach, pod jedna z ogromnych tarantul, na stercie zerwanych z niej, zakrwawionych ubran – naga, pobita, zmasakrowana. Oderwana glowa spoczywala, twarza do gory, o trzy stopy od ciala.
W pierwszej chwili pomyslal, ze Gunther zabil jakas kobiete z lunaparku. Bylaby to najgorsza rzecz, jaka mogla sie przydarzyc. Cial ludzi z zewnatrz mozna bylo pozbyc sie w taki sposob, aby nie zwrocic uwagi policji na BAM i jego zaloge. Gdyby jednak zginal ktos z obslugi miasteczka, gliniarze weszliby na teren lunaparku i predzej czy pozniej zainteresowaliby sie Guntherem. Lunaparkowcy zaakceptowali chlopca, tak jak wszystkie dziwolagi, poniewaz nie wiedzieli o jego niepohamowanej zadzy gwaltu i zabijania, o jego pragnieniu krwi. Nie zawsze byl tak gwaltowny. Lunaparkowcy nie zdawali sobie sprawy, jaki stal sie niebezpieczny w ciagu ostatnich trzech lat, kiedy zaczal odczuwac wplyw popedu plciowego. Nikt nie zwracal uwagi na Gunthera, byl wsrod nich cieniem, ledwie dostrzegalna obecnoscia. Gdyby jednak zginela ktoras z tutejszych kobiet, ktos moglby zechciec przyjrzec sie uwazniej Guntherowi, a wowczas w zaden sposob nie udaloby sie ukryc prawdy.
Kiedy troche ochlonal, Conrad stwierdzil, ze martwa kobieta nie nalezala do ich personelu. Nigdy dotad jej nie widzial. A wiec nadal mial szanse uratowac Gunthera i siebie.
Wiedzac, ze nie ma wiele czasu na ukrycie dowodu zbrodni, Conrad obszedl zakrwawione szczatki i pospieszyl w strone drugiego konca sali Pajakow Gigantow. Zanim dotarl do nastepnego zakretu, wyszedl z korytarza dla wagonikow i wdrapal sie na podwyzszenie, gdzie zastygli w smiertelnym pojedynku mezczyzna i pajak wielkosci czlowieka. Teraz, gdy w tunelu nie bylo zwiedzajacych, postacie nie ruszaly sie. Czlowiek i tarantula stali przed sterta glazow z papier mache. Conrad obszedl sztuczne kamienie i uklakl.
Nie docieralo tu swiatlo z podwieszonych pod sufitem tunelu lamp.
Wysunal dlon przed siebie i wymacal szorstka podloge z desek.
Po paru sekundach odnalazl metalowy pierscien, ktorego szukal. Pokrecil go i uniosl klape jednego z szesciu rozmieszczonych w Tunelu Strachu wejsc do pomieszczen sluzbowych.
Wsunal sie do otworu tylem i na brzuchu, wymacujac stopami szczeble drabinki. Zszedl w atramentowa ciemnosc. Kiedy jego glowa znalazla sie ponizej poziomu podlogi tunelu, stopami dotknal drewnianej podlogi piwnicy; odsunal sie od drabinki i wyprostowal.
Siegnal reka w mrok po prawej stronie, namacal lancuszek do zapalania swiatla i pociagnal. Zapalilo sie dwa tuziny zarowek, ale mimo to piwnica nadal wydawala sie mroczna, Znajdowal sie w nisko sklepionym pomieszczeniu, pelnym przeroznych maszyn, kol zebatych, kabli, pasow i lancuchow transmisyjnych, blokow i innych dziwnych urzadzen skladajacych sie na mechaniczne trzewia Tunelu Strachu.
Odwracajac sie od drabinki Conrad wsliznal sie pomiedzy dwie maszyny i wszedl w waski przesmyk biegnacy wzdluz rzedow dlugich kabli, naciagnietych na kilkanascie wielkich, metalowych kol. Pospieszyl do zakatka z warsztatem stolarskim, metalowymi szafkami uginajacymi sie pod stertami zapasowych czesci, stosem brezentowych placht i paroma kombinezonami roboczymi. Szybko zdjal marynarke, sciagnal spodnie i wlozyl kombinezon. Nie chcial tlumaczyc sie Duchowi z krwi na ubraniu.
Wzial zlozony brezent i szybkim krokiem wrocil do drabinki.
Znalazlszy sie ponownie na gorze, w tunelu, wrocil do lezacej na torach martwej kobiety.
Spojrzal na zegarek. Otwarcie zaplanowano na szesnasta trzydziesci, i jak wskazywal zegarek, bylo punktualnie wpol do piatej. Wlasnie w tej chwili otwierano brame lunaparku i do srodka wchodzily grupki odwiedzajacych. W przeciagu dziesieciu minut pierwsi z nich zaczna kupowac bilety do Tunelu Strachu.
Duch nie uruchomi maszynerii, dopoki nie uzyska ostatecznego raportu o stanie torowiska. Musi zastanowic sie, dlaczego zajmuje to Conradowi tyle czasu. Za dwie, trzy minuty zacznie go szukac.
Conrad rozlozyl brezent w korytarzu dla wagonikow. Uniosl wciaz jeszcze cieple zwloki i ulozyl na plotnie. Nastepnie, schwyciwszy za dlugie wlosy, podniosl oderwana glowe kobiety – usta miala otwarte szeroko, oczy wybaluszone – i rowniez polozyl na brezencie. Przykryl ja sterta podartych ubran, a potem dolozyl jeszcze latarke, maly notes i kask. Co to za kobieta, zeby chodzic w kasku? Co ona robila w tunelu? Zaczal rozgladac sie za torebka. Kobieta powinna miec przy sobie torebke… szukal wokolo, ale nie znalazl.
Wreszcie dyszac z wysilku sciagnal razem konce brezentu, szarpnal i wypchnal na platforme, na ktorej czlowiek i tarantula toczyly smiertelny boj.
Nastepnie sam podciagnal sie na podwyzszenie i w tej samej chwili uslyszal czyjes wolanie:
– Conradzie?
Z drzacym sercem Conrad obejrzal sie za siebie, w glab mrocznego tunelu.
To byl Duch. Albinos stal piecdziesiat stop dalej, na drugim koncu prostego odcinka torowiska, przy wejsciu do sali Pajakow Gigantow. Z tej odleglosci byl jedynie blada postacia; Conrad nie mogl w polmroku dostrzec twarzy albinosa. A skoro ja slabo go widze, to i on nie lepiej widzi mnie, skonstatowal z ulga. Nie widzi plachty, a gdyby nawet, nie moze wiedziec, co jest w srodku.
– Conradzie?
– Tu jestem.
– Cos sie stalo?
– Nie, nie. Nic.
– Brama otwarta. Za pare minut zjawia sie tu tlumy klientow. Conrad przykucnal przy podluznym pakunku, zaslaniajac go wlasnym cialem.
– Na torze byly jakies rzeczy. Smieci. Ale juz wszystko w porzadku. Zajalem sie nimi.
– Potrzebujesz pomocy? – spytal Duch ruszajac w jego strone.
– Nie, nie, nie. Wszystko mam pod kontrola. Lepiej uruchom sprzet i wyjdz na zewnatrz do kasy. Zacznij sprzedawac bilety. Zaraz mozemy ruszac z tym koksem.
– Jestes pewien?
– Oczywiscie, ze tak! – ucial Conrad. – Rusz sie. Dolacze do ciebie za pare minut.
Duch wahal sie przez chwile, po czym odwrocil sie na piecie i wyszedl z sali.
Kiedy tylko albinos znikl mu z oczu, Conrad zaciagnal brezentowy pakunek za jeden z glazow z papier mache. Mial pewne klopoty z przecisnieciem ponurego zawiniatka przez klape w podlodze.
Wychylil sie wraz ze swym brzemieniem do przodu, opuscil je tak daleko, jak tylko byl w stanie, prostujac sztywno obie rece, po czym wypuscil konce brezentowej plachty.
Trup wyladowal u stop drabiny. Plachta rozchylila sie i upiorna oderwana glowa lypnela w jego kierunku; jej usta zastygly w ostatnim niemym okrzyku.
Conrad ponownie zszedl po drabinie. Zamknal za soba klape, zgarnal konce brezentu i zaciagnal zwloki do malo uczeszczanego pomieszczenia konserwacyjnego w narozniku piwnicy.
Powietrze wypelnilo sie nagle osobliwa muzyka, plynaca z tasmy. To Duch przygotowywal tunel do przyjecia pierwszych milosnikow mocnych wrazen.
Krzywiac sie, Conrad po kolei sprawdzal kolejne elementy przesiaknietego krwia ubrania kobiety. Przejrzal kieszenie jej dzinsow, bluzki i kurtki, szukajac czegos, co mogloby dopomoc w zidentyfikowaniu zabitej.
Natychmiast odnalazl kluczyki od jej samochodu. Do kolka przyczepiony byl breloczek w ksztalcie tablicy rejestracyjnej, jeden z tych, ktore sprzedaja organizacje weteranow. Wybite numery byl z pewnoscia prawdziwymi numerami jej samochodu.
Zanim jeszcze skonczyl przetrzasac jej rzeczy, natknal sie na plakietke BAM-u przypieta do jej bluzki. To odkrycie zupelnie nim wstrzasnelo. Jesli byla jakas szycha, sekretu Gunthera nie da sie juz dlugo utrzymac w tajemnicy.
Dopiero w ostatniej kieszeni Conrad odnalazl to, czego szukal. Byla to laminowana legitymacja stwierdzajaca