Gunther rozpoczynal dopiero swoje rzady terroru. Nastanie tysiac lat ciemnosci.

O tak, Gunther byl czyms wiecej anizeli zwyklym dziwolagiem. Gdyby byl tylko zdeformowanym mutantem, oznaczaloby to, ze Conrad mylil sie we wszystkim, co czynil przez ostatnie dwadziescia piec lat.

Ale nie tylko. Oprocz tego, ze Conrad sie mylil, znaczyloby to rowniez, ze Gunther jest niebezpiecznym, zadnym krwi szalencem. A zatem Gunther musial byc czyms wiecej nizli dziwolagiem. Byl owa mityczna, mroczna bestia sunaca leniwie w kierunku Betlejem.

Gunther byl zaglada swiata.

Gunther byl heroldem nowej Mrocznej Ery.

Gunther byl Antychrystem.

MUSIAL nim byc. Dla dobra Conrada, po prostu MUSIAL nim byc.

11

Dla Joeya tydzien poprzedzajacy festyn straszliwie sie wlokl. Chlopiec nie mogl sie juz doczekac dolaczenia do zalogi lunaparku i opuszczenia raz na zawsze Royal City, ale wydawalo mu sie, ze zanim zdazy uciec, matka zamorduje go w jego wlasnym lozku.

Nikt nie byl mu w stanie pomoc i przyspieszyc uplyw czasu. Matki rzecz jasna unikal. Tato byl jak zawsze zajety prawniczymi problemami i budowa modeli kolejki. Tommy Culp, najlepszy kolega Joeya ze szkoly, wyjechal wraz z rodzina na wakacje.

Nawet Amy widywal ostatnimi czasy bardzo rzadko. Codziennie oprocz niedziel pracowala w „Dive'. W ubieglym tygodniu zas co wieczor umawiala sie z jakims facetem imieniem Buzz.

Joey nie wiedzial, jak mial Buzz na nazwisko. Byc moze 'Saw'

Joey nie wybieral sie do lunaparku przed sobota, ostatnim dniem festynu, bo dzieki temu nikt nie zorientowalby sie, dokad uciekl, zanim wesole miasteczko nie znalazloby sie w innym stanie. Jednak juz w poniedzialek trzydziestego czerwca byl tak podekscytowany, ze po prostu nie mogl wytrzymac. Powiedzial matce, ze wybiera sie do biblioteki, ale wsiadl na rower i prze-pedalowal dwie mile dzielace go od terenow wesolego miasteczka.

W dalszym ciagu zamierzal uciec z domu dopiero w sobote. Poniedzialek byl jednak dniem, gdy w lunaparku przygotowywano wszystkie atrakcje, a Joey stwierdzil, ze skoro ma dolaczyc do pracownikow wesolego miasteczka, powinien wiedziec wszystko o tym, co sie tu robi.

Przez dwie godziny krecil sie po lunaparku, nie wchodzac nikomu w droge, lecz uwaznie przygladajac sie wszystkiemu, zafascynowany szybkoscia, z jaka Diabelski Mlyn i inne karuzele przybieraly swoj ksztalt. Kilku lunaparkowcow, poteznych, mocno umiesnionych mezczyzn o ramionach pokrytych tatuazami, poslalo w jego kierunku pare zarcikow, na ktore odpowiedzial dowcipnie. Wszyscy, ktorych spotykal, wydawali mu sie fajnymi facetami.

Kiedy dotarl do miejsca, gdzie stawiano Tunel Strachu, pracownicy montowali wlasnie na jego szczycie olbrzymia glowe klauna. Jeden z robotnikow nosil maske Frankensteina i na jej widok Joey zachichotal. Drugi byl albinosem; spojrzal na Joeya mierzac go bezbarwnymi, wodnistymi oczyma, zimnymi jak oko samej zimy.

Te oczy byly pierwsza rzecza w calym wesolym miasteczku, ktora nie przypadla Joeyowi do gustu. Wydawaly sie patrzec na wskros niego i mimowolnie przypomnial sobie stara historie o kobiecie, ktorej spojrzenie obracalo ludzi w kamienie.

Wzdrygnal sie, odwrocil od albinosa i pomaszerowal w strone centrum lunaparku, gdzie stawiano Osmiornice, jedna z jego ulubionych karuzeli. Zdazyl zrobic zaledwie kilka krokow, kiedy ktos go zawolal.

– Hej, ty!

Szedl dalej, chociaz wiedzial, ze okrzyk byl skierowany do niego.

– Hej, chlopcze! Zaczekaj chwile!

Z westchnieniem, oczekujac, ze zostanie wyrzucony za brame, Joey odwrocil sie i ujrzal mezczyzne zeskakujacego z platformy przy Tunelu Strachu. Nieznajomy byl wysoki i szczuply, jakies dziesiec lat mlodszy od ojca Joeya. Wlosy mial kruczoczarne z wyjatkiem zupelnie siwych pasemek na skroniach. Jego oczy byly tak jasnoniebieskie, ze Joeyowi skojarzyly sie z plomieniem kuchenki gazowej u niego w domu.

Mezczyzna podszedl blizej.

– Nie jestes z wesolego miasteczka, co?

– Nie – odrzekl ponuro Joey. – Ale nikomu nie wchodze w droge. Naprawde. Ktoregos dnia… byc moze… chcialbym pracowac w lunaparku. Po prostu mialem ochote zobaczyc, jak to wszystko jest urzadzone. Moze pozwolilby mi pan tu zostac, zebym mogl sobie jeszcze troche popatrzec?

– Ejze, ejze – rzekl nieznajomy. Stanal przed chlopcem i pochylil sie. -Myslisz, ze chce cie wyrzucic?

– A nie chce pan?

– Na Boga, nie!

– To dobrze – mruknal Joey.

– Domyslilem sie, ze nie jestes zwyklym gapiem – powiedzial mezczyzna. – Zauwazylem, ze powaznie interesujesz sie lunaparkiem. Ciekawi cie wesole miasteczko jako takie, jako sposob na zycie, prawda? Od razu rzucilo mi sie to w oczy.

– Serio?

– O, tak. To wrecz z ciebie emanuje – rzekl nieznajomy.

– Sadzi pan, ze moglbym ktoregos dnia… zostac lunaparkowcem? – spytal Joey.

– Ty? Alez oczywiscie. Masz w sobie to COS – zapewnil obcy pan. -Moglbys byc lunaparkowcem i kim tylko zechcesz. Wlasnie dlatego cie zawolalem. Widzialem to wyraznie, nawet stojac na platformie przy tunelu.

– No coz… – zaczal Joey zaklopotany.

– Masz – powiedzial nieznajomy. – Chce ci to dac.

Siegnal do kieszeni i wyjal dwa rozowe, cienkie, prostokatne kartoniki.

– Co to takiego? – zapytal Joey

– Dwie darmowe przepustki do lunaparku.

– Zartuje pan.

– Czy wygladam na dowcipnisia?

– Czemu mi je pan daje?

– Juz ci powiedzialem – rzekl nieznajomy. – Masz w sobie to COS. Jak mowia lunaparkowcy, po prostu jestes do tego stworzony. Tak czy inaczej, jesli widze kogos, kto jest obdarzony tym szczegolnym darem, zawsze wreczam mu pare darmowych przepustek. Przyjdz ktoregos wieczoru i przyprowadz przyjaciela. Albo brata. Masz brata?

– Nie – odrzekl Joey.

– Siostre?

– Tak.

– Jak ma na imie?

– Amy.

– A ty?

– Joey.

– Joey jak?

– Joey Alan Harper.

– Ja mam na imie Conrad. Musze podpisac ci przepustke. – Wyjal z drugiej kieszeni dlugopis i zamaszystym ruchem, dokladnie tak, jak tego oczekiwal Joey, zlozyl dwa podpisy na malych kartonikach.

– Bardzo panu dziekuje – rzekl Joey, usmiechajac sie promiennie. – To wspaniale!

– Wesolej zabawy – powiedzial z usmiechem nieznajomy. Mial bardzo biale zeby. – Moze ktoregos dnia zostaniesz lunaparkowcem i to ty bedziesz wreczal darmowe przepustki ludziom, ktorzy sa wyroznieni tym niezwyklym, szczegolny darem.

– Aaa… ile musze miec lat? – zapytal Joey.

– Aby zostac lunaparkowcem?

– Tak.

Вы читаете Tunel Strachu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату