– Wiek nie gra tu zadnej roli.
– Czy dziesieciolatek tez moglby sie do was przylaczyc?
– Sierota, owszem. Bez problemu – stwierdzil Conrad. – Albo dzieciak, ktorego rodzice w ogole sie nim nie zajmuja. Gdyby jednak mial kochajaca rodzine, ktora wszczelaby poszukiwania, predzej czy pozniej musialby wrocic do domu.
– Ale czy wy… znaczy, lunaparkowcy… nie ukrylibyscie takiego chlopaka? – zapytal Joey. – Gdyby on nie chcial wrocic do domu, nie ukrylibyscie go?
– Nie moglibysmy tego zrobic – odrzekl mezczyzna. -To wbrew prawu. Gdyby jednak nikomu na nim nie zalezalo, gdyby nikt go nie chcial, lunapark by sie nim zaopiekowal. Zawsze tak bylo i zawsze tak bedzie. A co z toba? Zaloze sie, ze twoi rodzice bardzo cie kochaja!
– Wcale nie – rzekl Joey.
– Na pewno. Musza cie bardzo kochac. A twoja mama?
– Nie – odparl Joey.
– Nie wierze. Na pewno jest bardzo dumna, ze ma takiego ladnego, bystrego synka.
Joey pokrasnial.
– Jestes podobny do twojej mamy? – zapytal Joey.
– No… tak. Jestem bardziej podobny do niej niz do taty.
– Te same ciemne oczy i ciemne wlosy?
– Tak – odparl Joey. – Jak moja mama.
– Wiesz… – zaczal Conrad. – Znalem kiedys kogos, kto wygladal prawie tak samo jak ty.
– Kogo? – zapytal Joey.
– Pewna bardzo mila kobiete.
– Ja nie wygladam jak kobieta! – oburzyl sie Joey.
– Nie, nie – wycofal sie pospiesznie Conrad. – Oczywiscie, ze nie. Ale masz takie same ciemne oczy i wlosy jak ona. I jest tez pewne podobienstwo w rysach twarzy.. Wiesz, to calkiem mozliwe, ze ona ma synka i to wlasnie w twoim wieku. Tak. To calkiem mozliwe. Wyobrazasz sobie, co by to bylo, gdyby okazalo sie, ze jestes synem mojej od dawna nie widzianej przyjaciolki?
Nachylil sie do Joeya. Bialka jego oczu mialy lekko zoltawy odcien. Na ramionach widnialy drobinki lupiezu, w wasach utkwil okruszek chleba. Jego glos zabrzmial cieplo, kiedy zapytal:
– Jak ma na imie twoja mama?
Nagle Joey ujrzal w oczach obcego, cos co spodobalo mu sie jeszcze mniej niz wyraz oczu albinosa. Wbil wzrok w dwa krystalicznie czyste, blekitne punkciki i odniosl wrazenie, ze jego zyczliwosc byla wylacznie gra. Tak jak w filmie
Tyle tylko, ze Jim Rockford, pomimo swej falszywej zyczliwosci, byl w gruncie rzeczy porzadnym, milym facetem. Conrad zas, ukrywajacy sie za fasada falszywego usmiechu, wcale nie byl mily. W glebi jego blekitnych oczu nie bylo zyczliwosci ani ciepla… byla tam jedynie ciemnosc.
– Joey?
– Tak?
– Spytalem, jak ma na imie twoj a mama.
– Leona – sklamal Joey, choc w glebi duszy nie wiedzial, dlaczego nie powinien powiedziec prawdy. Czul, ze popelnilby niewybaczalny, najwiekszy blad w calym swoim zyciu. Leona byla matka Tommy'ego Culpa.
Conrad popatrzyl na niego surowo.
Joey chcial odwrocic wzrok, ale nie mogl.
– Leona? – zapytal Conrad.
– Tak.
– No coz… moze moja przyjaciolka zmienila imie. Nigdy nie lubila swego imienia. Moze to jednak jest twoja matka. A ile ona ma lat?
– Dwadziescia dziewiec – odrzekl pospiesznie Joey, przypominajac sobie, ze matka Tommy'ego Culpa wyprawiala niedawno przyjecie urodzinowe, na ktorym -jak twierdzil Tommy – goscie popili sie jak swinie.
– Dwadziescia dziewiec? – spytal Conrad. – Na pewno?
– Jestem pewien – rzekl Joey. – Bo mama ma urodziny dzien przed moja siostra, tak ze co roku wyprawiamy jedno przyjecie po drugim. Moja siostra skonczyla osiem, a mama dwadziescia dziewiec lat.
Zdziwil sie, ze klamstwo tak latwo przechodzilo mu przez usta. Zwykle szlo mu raczej kiepsko. Nie byl w stanie nikogo oszukac. Tym razem jednak bylo inaczej. Zupelnie jakby ktos starszy i madrzejszy przemawial przez niego.
Nie wiedzial, skad wzielo sie w nim przekonanie, ze nie wolno powiedziec temu mezczyznie prawdy. Mama nie mogla byc kobieta, ktorej poszukiwal Conrad – uwazala, ze wszyscy lunaparkowcy to szumowiny i zlodzieje. Jednak oklamal Conrada i mial wrazenie, ze ktos inny kierowal jego jezykiem, ktos, kto nad nim czuwal, ktos jak… Bog.
Byla to naturalnie idiotyczna mysl. Aby sprawic Bogu przyjemnosc, nalezalo zawsze mowic prawde. Dlaczego Bog mialby sklaniac cie do klamstwa?
Niebieskie oczy mezczyzny zlagodnialy, a gdy Joey powiedzial, ze jego matka ma dwadziescia dziewiec lat, z jego glosu zniklo rowniez napiecie.
– No coz – oznajmil lunparkowiec. – Wyglada na to, ze twoja mama tonie moja stara przyjaciolka. Kobieta, o ktorej mysle, powinna miec teraz okolo czterdziestu pieciu lat.
Wpatrywali sie w siebie przez dluzsza chwile, chlopiec i nachylony w jego strone mezczyzna, az w koncu Joey powiedzial:
– No to… dziekuje za darmowe przepustki.
– Jasne, jasne – rzekl mezczyzna, prostujac sie. Najwyrazniej chlopiec zupelnie przestal go interesowac. – Przyjemnej zabawy, chlopcze. – Odwrocil sie i pomaszerowal w kierunku Tunelu Strachu.
Joey ruszyl w przeciwna strone, by przyjrzec sie, jak robotnicy stawiaja Osmiornice.
Pozniej spotkanie z niebieskookim lunaparkowcem wydawalo mu sie rownie ezoteryczne jak sen. Jedynie dwie rozowe przepustki ze zgrabnymi podpisami Conrada Strakera na obu z nich byly dowodem na to, ze zdarzenie faktycznie mialo miejsce, ze nie stanowilo wytworu wyobrazni Joeya. Przypomnial sobie swoj strach i to, w jaki sposob oszukal nieznajomego, ale nie potrafil odnalezc w sobie owego osobliwego odczucia, ktore sprawilo, iz uznal klamstwo za uzasadniona koniecznosc – i zawstydzil sie, ze postapil w taki, a nie inny sposob. Chyba jednak powinien byl powiedziec prawde.
Tego wieczoru o wpol do siodmej Buzz Klemmet przyszedl po Amy do jej domu. Byl przystojnym facetem, mocno owlosionym, umiesnionym i zadziornym; podtrzymywal starannie wypracowany wizerunek twardego
Richie i Liz siedzieli juz na tylnym siedzeniu kabrioletu vintacge GTO, nalezacego do Buzza. Dach byl opuszczony i kiedy tylko Buzz i Amy wsiedli, Richie powiedzial:
– Ej, podnies no dach, zebysmy po drodze do lunaparku mogli smialo przypalic skreta bez obaw, ze ktos nas przyuwazy.
– Dobre, stare Royal City, Ohio – mruknela Liz. – Wciaz jeszcze tkwi w sredniowieczu. Uwierzylibyscie, ze w tym kraju sa miejsca, gdzie mozna otwarcie popalic trawke i nie wrzuca cie za to do pierdla?
Byzz postawil dach, ale ostrzegl:
– Wstrzymajcie sie z paleniem, dopoki nie zatankujemy.
Pol mili od domu Harperow zatrzymali sie przy stacji benzynowej. Buzz wyszedl, aby sprawdzic olej, a Richie,