Przeszli kilka stop w strone platformy naganiacza, gdzie wysoki, dystyngowany mezczyzna nieprzerwanie przemawial do przechodniow. Spojrzal w dol, w ich strone, a Amy stwierdzila, ze mial najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziala. Po kilku sekundach uswiadomila sobie, ze gigantyczna twarz klauna na szczycie Tunelu Strachu miala rysy tego wlasnie naganiacza.

– Przerrrazajace atrrrakcje i rrrewelacje! – wolal naganiacz. – Koszmarrrry, grrroza i horrorrrr! Gobliny, duchy i wampiry! Pajaki wieksze niz ludzie! Istoty z kosmosu i z najczarniejszych czelusci naszej planety! Czy wszystkie istoty znajdujace sie w tym tunelu sa sztuczne? A moze ktoras z nich jest prawdziwa? Przekonajcie sie sami! Poznajcie prawde… na wlasne ryzyko! Czy jestescie w stanie wytrzymac te probe i towarzyszace jej napiecie i groze? Panowie, pokazcie, ze jestescie mezczyznami! Panie, czy wasi partnerzy sa dostatecznie mescy, by was chronic, gdy juz znajdziecie sie wewnatrz? A moze to wy bedziecie musialy ich ochraniac? Przerrrazajace atrrrakcje, rrrewelacje!

– UWIELBIAM przejazdzki Tunelem Strachu, kiedy jestem na haju -stwierdzila Liz. – To naprawde oszalamiajace uczucie, kiedy jest sie dostatecznie mocno nacpanym.

– Ja jestem dostatecznie nacpana – zapewnila Amy.

– Ja tez – dodal Buzz.

– Eee tam, musimy dac sobie wiecej czadu – powiedziala Liz. – To jeszcze nic.

– Jesli wypale jeszcze jednego skreta – rzekl Richie – bede musial pojsc na odwyk.

– Ale nie do izolatki – rzekl Buzz. – Raczej do dwojki. Dopisuje sie do ciebie.

– To jest to – rzucila z podnieceniem w glosie Liz. – Trzeba byc naprawde mocno nacpanym, zeby w pelni nacieszyc sie Tunelem Strachu.

Ja pasuje, postanowila Amy. Koniec ze skretami na dzis wieczor. Na dzis wieczor i w ogole.

Kupili bilety na Weza. Facet kontrolujacy urzadzenia byl karlem i podczas gdy czekali na rozpoczecie przejazdzki, Liz otwarcie drwila z jego wzrostu. Karzel spojrzal niemilo na Liz, a Amy zapragnela, aby jej przyjaciolka wreszcie sie zamknela.

Kiedy Waz ruszyl, karzel mial okazje zemscic sie na zlosliwej dziewczynie – nadal urzadzeniu wieksza niz zwykle szybkosc. Sznur wagonikow zaczal pokonywac zakrety, wzniesienia i pochylosci z taka predkoscia, ze Amy bala sie, iz lada moment wyleca z szyn. To, co zapowiadalo sie na wspaniala przejazdzke, zmienilo sie w torture, zdajaca sie nie miec konca. Kostki palcow zaciskaly sie az do bialosci, zoladek podchodzil do gardla, zimny pot wystepowal na czolo. Nie do wiary, ale nawet w tych okolicznosciach, wykorzystujac ciemnosci oraz wysuwane automatycznie brezentowe dachy nad wagonikami, Buzz zajal sie Amy – sunal dlonmi w gore i w dol po jej ciele.

Cala noc jest jak ten Waz, pomyslala Amy. Pozbawiona kontroli.

Po kolejnej przejazdzce na Osmiornicy i samochodzikach wrocili do slepej uliczki za ciezarowkami, na skraju wesolego miasteczka. Liz zapalila kolejnego ze swoich „doprawionych' skretow. Nad lunaparkiem zapadl juz zmierzch i podajac sobie jointa z rak do rak nie widzieli sie zbyt dobrze nawzajem. Zartowali, ze jakis obcy mogl przylaczyc sie do nich w ciemnosci i pociagnac macha, zanim zdazyliby sie zorientowac. Udawali, ze dostrzegaja potwory ukryte pod przyczepami otaczajacych ich ciezarowek.

Kiedy skret doszedl do Amy, probowala udawac. Wciagnela dym do ust, ale sie nie zaciagnela. Przez chwile potrzymala dym w ustach, a potem wypuscila. Nawet w ciemnosciach, jedynie w swietle zarzacego sie koniuszka papierosa, Liz po odglosie wciagnietego oddechu zorientowala sie, ze Amy nie pociagnela trawki jak nalezy.

– Nie rob sobie jaj, mala – rzucila ostro. – Nie wylamuj sie.

– Nie wiem, o co ci chodzi – bronila sie Amy.

– Akurat, nie wiesz. Pociagnij jeszcze raz tego skreta, ale porzadnie. Kiedy jestem nacpana, chce, zeby wszyscy byli w takim samym stanie jak ja.

Aby nie zdenerwowac Liz, Amy ponownie pociagnela jointa i tym razem wciagnela dym do pluc. Nienawidzila siebie za brak silnej woli.

Ale nie chce stracic Liz, pomyslala. Potrzebuje Liz. Czy mam kogos oprocz niej?

Kiedy wrocili na glowny plac, o malo nie zderzyli sie z albinosem. Jego cienkie jak bawelna wlosy unosily sie za nim, poruszane ciepla czerwcowa bryza. Spojrzal na nich bezbarwnymi oczyma, zimnymi jak dym, i powiedzial:

– Darmowe bilety do wrozki Madame Zeny. Za darmo przepowie wam przyszlosc. Po jednym dla kazdej z pan z pozdrowieniami od kierownictwa naszego lunaparku. Powiedzcie przyjaciolom, ze B AM jest przyjaznym wesolym miasteczkiem i warto do nas zagladac.

Amy i Liz, zdziwione, wziely bilety z bialych jak robaki dloni. Albinos zniknal w tlumie.

13

Cala czworka stloczyla sie w malym namiocie wrozki. Liz i Amy usiadly na dwoch krzeslach przy stole z krysztalowa, emanujaca lagodnym blaskiem kula. Puchie i Buzz staneli za nimi.

Zdaniem Amy Madame Zena nie wygladala na Cyganke, za jaka sie podawala, chociaz miala na sobie barwny kaftan, plisowana spodnice i cala mase rzucajacej sie w oczy bizuterii. Byla jednak bardzo atrakcyjna i wygladala dostatecznie tajemniczo.

Jako pierwsza miala poznac swoja przyszlosc Liz. Madame Zena zadala jej serie pytan dotyczacych jej samej oraz jej rodziny, aby – jak stwierdzila -zogniskowac swe nadprzyrodzone moce. Kiedy zabraklo jej pytan, zajrzala w glab szklanej kuli; nachylila sie blizej, a dziwny blask plynacy z wnetrza kuli i przeplywajace cienie nadaly jej twarzy drapiezny wyglad.

W czterech szklanych kominkach w czterech rogach namiotu palily sie swiece.

W sporej klatce po prawej stronie stolu przemaszerowal po zerdce kruk i wydal ochryply, gardlowy dzwiek.

Liz spojrzala na Amy i wywrocila oczyma.

Amy zachichotala. Narkotyk sprawil, ze jej smiech byl zywszy i glosniejszy niz zwykle.

Madame Zena teatralnie zmruzyla oczy, wpatrujac sie w szklana kule, jakby usilowala przeniknac kurtyne skrywajaca swiat jutra. Nagle wyraz jej twarzy zmienil sie. Pojawilo sie szczere zaklopotanie. Zamrugala, pokrecila glowa i nachylila sie jeszcze bardziej nad polyskujaca kula spoczywajaca na stole.

– Co pani widzi? – spytala Liz.

Madame Zena nie odpowiedziala. Jej twarz nabrala tak upiornego wyrazu, ze Amy wyraznie sie zaniepokoila.

– Nic… – powiedziala Madame Zena.

Najwyrazniej Liz w dalszym ciagu uwazala, ze Cyganka udaje. Zupelnie nie zwrocila uwagi na wyraz nie skrywanej zgrozy malujacy sie na twarzy wrozki, ktory Amy wydawal sie wrecz uderzajacy.

– Ja nie… – zaczela Madame Zena, po czym przerwala i oblizala wargi. -Ja nigdy…

– Co mnie czeka? – zapytala Liz. – Bogactwo, slawa, czy moze jedno i drugie?

Madame Zena przymknela na chwile oczy, powoli pokrecila glowa i ponownie zajrzala w glab kuli.

– Moj Boze… ja… ja…

Powinnismy stad wyjsc, pomyslala nagle Amy. Powinnismy stad wyjsc, zanim ta kobieta powie nam cos, czego nie chcemy uslyszec. Powinnismy wstac i uciec stad, gdzie oczy poniosa.

Madame Zena uniosla wzrok znad kuli. Jej twarz byla blada, bez kropli krwi.

– Co za aktorka! – rzucil polglosem Richie.

– Stek bzdur – mruknal ponuro Buzz.

Madame Zena zignorowala ich i odezwala sie do Liz:

– Ja… eee… wolalabym nie przepowiadac ci przyszlosci… przynajmniej na razie. Potrzebuje… eee… czasu na interpretacje tego, co zobaczylam w kuli. Najpierw przepowiem przyszlosc twojej przyjaciolce, a potem… eee… jesli nie masz nic przeciw temu… wrocimy do ciebie.

– Jasne – zgodzila sie Liz, uznajac zachowanie wrozki za rodzaj zabawy z klientem, majacej na celu wyciagniecie od niego jak najwiekszej sumy pieniedzy za „bardziej konkretne' przepowiedzenie przyszlosci. – Mnie sie nie spieszy, moge zaczekac.

Вы читаете Tunel Strachu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату