– Sam nigdy nie gotujesz?

– Unikam, jak tylko moge.

– To tak jak ja.

Usiadla, zsunela z ramienia brazowa skorzana torbe i wyjela z niej lunch.

– Znowu pudding? – zapytal Sal.

– Tym razem twarozek z jagodami. Jakos musze sobie dostarczyc protein.

– Ktory miesiac?

– Prawie dwudziesty drugi tydzien.

– Nie wygladasz.

– To ten pudding – zapewnila go. – A ty masz dzieci?

Pokrecil glowa.

– Nawet zony nie mam.

– Innym to nie przeszkadza sie rozmnazac.

– Wiem, ale ja jestem tradycjonalista. Albo kunktatorem. Jeszcze nie zdecydowalem. Rusza sie?

– Co, dziecko?

– Przeciez nie serek.

– Powoli zaczyna. Na razie to sa delikatne kopniecia, ale nasilaja sie, kiedy probuje jesc albo spac. Jesli nic nie robie, ona oczywiscie jest spokojna.

– Ona?

– Tak mysle. Mac chce chlopca. Przyszlego bejsboliste, jak sadze. Co wy z tym macie?

– Sport to wazna rzecz – odparl zupelnie powaznie Sal. – Co bysmy robili w poniedzialkowe wieczory?

Kimberly wbila lyzeczke w twarozek. Miala mnostwo do przekazania Salowi, ale uznala, ze to on powinien rozdawac karty, tak bedzie uczciwiej. Zdaje sie, ze ma ochote wyladowac zlosc. I rzeczywiscie, od razu przeszedl do rzeczy.

– Niezle zagranie, Quincy. Rzucasz mi jakies nazwisko i koniec. W sam raz, zebym uznal, ze ci zalezy, a jednoczesnie by za wiele nie zdradzic. Musze przyznac, ze choc zostalem wyrolowany, to przynajmniej z klasa.

– Powinnam byla wspomniec o sygnecie, co?

– Przeszlo mi to przez mysl.

Rozlozyla rece. Myslala nad tym chwile i tylko tyle mogla zrobic.

– Sluchaj, mozemy tu spedzic kolejny kwadrans, wkurzajac sie na siebie nawzajem. Ty, bo ci nie pokazalam sygnetu, a ja, bo probowales na chama przesluchac informatorke, ktora wyraznie prosila o mnie. Albo uznamy, ze oboje stosujemy agresywne metody i przejdziemy do konkretow.

– Ja ci nie ufam, ty mi nie ufasz, a skoro oboje jestesmy niegodni zaufania, to powinno nam sie swietnie wspolpracowac, tak?

– Wlasnie.

Sal sie zastanowil.

– Moze byc. Zaczynaj.

Dokonczyl kanapke, wytarl usta serwetka, ale ominal kropke z majonezu na policzku. Kimberly odruchowo siegnela przez stol i starla ja palcem. Juz po fakcie dotarla do niej intymnosc tego gestu. Cofnela sie zawstydzona.

– No wiec… – grzebala w twarozku, szukajac jagody – Delilah Rose dala mi szkolny sygnet, ktory rzekomo nalezal do Ginny Jones. Sprawdzilam i wiem, ze jego wlascicielem jest Tommy Mark Evans, absolwent Alpharetta High School z dwa tysiace szostego roku. Ginny Jones chodzila z nim do klasy.

– Byli para?

– Trener Urey uwaza, ze nie. Z tego co pamieta, prawie przez caly sezon Tommy spotykal sie z niejaka Darlene Angler, ale mozliwe, ze przed matura zerwali. Tego nie byl pewien. Rozmawialam jednak z sekretarka szkoly i ona obiecala zdobyc kronike klasy. Jak dobrze pojdzie, dostaniemy ja pod koniec tygodnia. Sprawdzila tez dla mnie dane Virginii Jones…

– Tak bez nakazu? – zapytal ze zdziwieniem Sal.

– Uzylam swego najmilszego glosu. Poza tym po to sa sekretarki. Zostaly tak zaprogramowane, zeby w kazdej chwili odszukac wazne informacje. Nie zadaja zbednych pytan.

– Fakt.

– No wiec Ginny chodzila do tego liceum cztery lata, ale go nie skonczyla. W lutym przestala sie pojawiac i nie widziano jej pozniej. Z akt wynika, ze wielokrotnie telefonowano do niej do domu, ale nikt nie odbieral. Jest tez reczna adnotacja: „Rodzina prawdopodobnie wyprowadzila sie z miasta”.Chyba dali sobie spokoj. Jedyna prawna opiekunka Ginny byla jej matka, Veronica L. Jones. Zadzwonilam w pare miejsc i ustalilam, ze byla kelnerka w Hungryman Diner, ale jej szef powiedzial, ze przestala sie stawiac do pracy i sluch o niej zaginal. Zalegaja jej z ostatnia wyplata, wiec gdybym ja znalazla, mam jej o tym powiedziec.

Sal szeroko otwarl oczy.

– Odeszla z pracy bez wyplaty? To nie wrozy nic dobrego.

– No wlasnie. Panstwo Jones mieli w Alpharetcie dom. Wiosna dwa tysiace siodmego zostal zastawiony za niezaplacony podatek od nieruchomosci. W tej chwili jest wystawiony na licytacje. Nie udalo mi sie znalezc ani sladu zgloszenia o zaginieciu corki czy matki, a obie ewidentnie gdzies zniknely.

– W lutym dwa tysiace szostego? – spytal Sal, marszczac brwi.

Kimberly wzruszyla ramionami.

– W lutym Ginny przestala chodzic do szkoly, wiec mozna przyjac, ze to sie stalo mniej wiecej wtedy.

– Ale twoja znajoma Delilah Rose twierdzi, ze Ginny zniknela dopiero trzy miesiace temu, w listopadzie dwa tysiace siodmego, wiec czegos tu nie rozumiem.

– I tu tajemniczy telefon robi sie interesujacy. Zalozmy przez chwile, ze kobieta, ktora slyszalam w sluchawce, to matka Ginny, Veronica Jones.

– Tak twierdzila, wiec nietrudno to zalozyc.

– Powiedzmy, ze zostala porwana w lutym dwa tysiace szostego. Ginny wraca do domu i nikogo nie zastaje. I tak co wieczor, przez kilka kolejnych dni. Czlowiek rozsadny zadzwonilby na policje albo co, ale nastolatka? Ona woli prysnac. Moze miala znajomych w Sandy Springs albo uznala, ze fajnie bedzie sie troche zabawic, poszalec w klubach, nacieszyc sie wolnoscia…

– Jedzie sie zabawic, wsiaka w tamto srodowisko i juz nie wraca.

– Tak. A wiec matka jest ofiara numer jeden.

– A prawie dwa lata po tym – dodal sceptycznie Sal – Ginny zostaje ofiara numer dwa?

– Scislej mowiac, numer trzy. Tommy Mark Evans ukonczyl szkole w lipcu dwa tysiace szostego roku. Dobre stopnie, swietne wyniki sportowe – miejscowa gwiazda. Zdobyl pelne stypendium na Uniwersytecie Pensylwanii i jesienia wyjechal na studia. Przyjechal na Boze Narodzenie. Dwudziestego siodmego grudnia powiedzial rodzicom, ze wychodzi sie przejechac. Juz nie wrocil. Jego auto znaleziono trzy dni pozniej zaparkowane przy starej drodze gruntowej. Tommy lezal oparty o kierownice, a na czole mial dwie dziury po kulach.

Sal uniosl brwi.

– Ktos tu ogladal Rodzine Soprano. A on nie byl czasem zamieszany w narkotyki? Bral, rozprowadzal? Moze kiedy wyjechal, zmienily sie uklady na miescie i nowy szef chcial sie go pozbyc?

– Trener twierdzi, ze nie, ale on swiata poza nim nie widzial, wiec podchodzilabym do jego opinii z rezerwa. Sledztwo prowadzila policja z Alpharetty. Ponoc do niczego nie doprowadzilo i nikt nie zostal aresztowany. Urey mowi, ze rodzice do dzis nie moga sie z tym pogodzic. W taki sposob stracic syna, i to w swieta.

– Czyli na razie mamy jedna zaginiona matke i jednego martwego ucznia. Oboje powiazani z Ginny Jones. Jeszcze jakies tragedie w Alpharetcie, o ktorych powinienem wiedziec?

Kimberly wzruszyla ramionami.

– To duze miasto. Mozliwe, ze to dopiero poczatek. Dlatego mysle, ze powinienes porozmawiac z tamtejsza policja.

– Ja?

– Z toba predzej zechca gadac, poza tym ja oficjalnie nie zajmuje sie ta sprawa. Zrobilam to wylacznie z dobroci serca.

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату