Sal znow spojrzal na nia nieufnie. Wcale jej to nie zdziwilo. Ktora przepracowana agentka federalna zrobila cos kiedykolwiek z dobroci serca? Ale moglby chociaz powiedziec „dziekuje”.

Nic z tego.

– Daj mi ten sygnet – zazadal. – Moje sledztwo, moje dowody.

– Lezy zabezpieczony w depozycie. Zalatwie, zeby ci go wydali.

– To juz na pewno wszystko, co mialas mi do powiedzenia?

Kimberly juz chciala przytaknac, kiedy sobie uswiadomila, ze pominela jeszcze jedna, raczej istotna informacje. Westchnela.

– Delilah Rose wspomniala jeszcze, ze Ginny Jones widziano po raz ostatni w towarzystwie klienta poslugujacego sie pseudonimem Dinchara.

– Dinchara?

– To arachnid czytane od tylu. Podobno facet lubi przynosic ze soba swoich pupili. Wiesz, nie ma to jak spedzic noc z ukochanym ptasznikiem.

Sala zamurowalo.

– Zartujesz.

– Ani troche. Rozumiem, ze nikt dotad o nim nie wspominal?

– Raczej bym zapamietal. Co on robi z tymi pajakami?

– Kladzie na ciele dziewczyny i patrzy, jak sobie laza. Albo pozwala im obserwowac akcje, ale za to dodatkowo placi.

– Co?!

– Nie masz wrazenia, ze coraz wiecej swirow jest na swiecie?

– Tylko kiedy ogladam reality show w telewizji. A wiec pan Dinchara z ptasznikiem. Kurcze, nie powinno byc klopotow z namierzeniem tak osobliwego klienta. Co go laczylo z Jones?

– Korzystal z jej uslug. Chyba nie miala nic przeciwko pajakom. Panna Rose, jak mozna sie domyslic, tez nie. Widac, ze ma slabosc do wszystkiego, co ma osiem nog. Ale powiedziala cos jeszcze: sygnet Tommy'ego znalazla ponoc na podlodze samochodu Dinchary, a Ginny nosila go na szyi jako talizman. Dala mi do zrozumienia, ze nie ma takiej mozliwosci, aby Ginny z wlasnej woli go zdjela.

Sal znow zmarszczyl czolo.

– Skoro Ginny nosila sygnet Tommy'ego, to chyba znaczy, ze byli dla siebie kims wiecej niz tylko kolegami z klasy.

– Na ogol oznacza to cos wiecej niz przyjazn.

– Czyli trener Urey nie wie o Tommym wszystkiego.

– Nie da sie ukryc. Skoro jednak Tommy i Ginny byli ze soba tak blisko, czemu ona wyjechala? Za moich czasow upolowanie przystojniaka ze szkolnej reprezentacji to bylo cos. Juz sama mozliwosc pochwalenia sie przed kolezankami…

– Zaczynamy sie krecic w kolko – westchnal Sal.

– Tak to jest, gdy brakuje informacji.

– Podsumujmy: mamy dziesiec zaginionych kobiet, jednego martwego studenta, szkolny sygnet, ktory laczy zaginiona kobiete X z niezyjacym mezczyzna Y oraz tajemniczego typa o dziwacznych upodobaniach. Czegos brakuje?

– Dziesieciu cial.

Skrzywil sie.

– To wszystko?

Wzruszyla ramionami, tym razem z powazniejsza mina:

– Mamy jeszcze nasze jedyne zrodlo.

– Czyli?

– Delile Rose.

14

„(…) jad przede wszystkim sluzy jako czynnik paralizujacy, zeby unieruchomic ofiare, ktora moze pozostawac przy zyciu nawet przez cztery do pieciu dni. Pajak wowczas pobiera pokarm na biezaco, w miare potrzeb”.

(Julia Maxine Hite, William J. Gladney, J. L. Lancaster Jr., W. H. Whitcomb, Biology of the Brown Recluse Spider, Zaklad Entomologii Wydzialu Rolniczego Uniwersytetu Arkansas, Fayetteville, maj 1966)

Kimberly wyszla z biura po szostej. Ruch gestnial, na autostradzie juz zdazyl sie zrobic korek. Zastanawiala sie, czy nie wrocic do pracy i nie przeczekac tych najgorszych godzin. I tak miala milion telefonow do wykonania i musiala napisac kilka zaleglych raportow. Ale w koncu zrezygnowala. Pojechala do Alpharetty.

Nie znala dobrze tej okolicy. Atlanta jest tak ogromna, ze mozna tu mieszkac kilkadziesiat lat i ani razu nie pojawic sie na rosnacych jak grzyby po deszczu nowych przedmiesciach, stanowiacych wskaznik fenomenalnego rozwoju tej metropolii. Kojarzyla sie jej z gigantyczna pajeczyna, ktora nieustannie sie rozrastajac, lapie w swe sidla kurze fermy i polne drogi, az pewnego dnia w miejscu malowniczej alei pojawia sie nowy supermarket. Stan stosunkowo latwo wchlonal te nowa zabudowe. Wciaz jednak mozna w okolicy znalezc spokoj: w gorach – oddalonych o dwie godziny jazdy na polnoc, lub na plazy – do ktorej latwo dotrzec po trzech godzinach podrozy na poludnie. Mac zawsze powtarzal, ze w zyciu nie zamieszkalby gdzie indziej. Kimberly jeszcze sie zastanawiala.

Miala ze soba mape i telefon komorkowy, a w dodatku szczycila sie niemal fotograficzna pamiecia. Nie miala prawa sie zgubic.

Do domu Ginny Jones trafila dosyc szybko. Opuszczony budynek wygladal jak maly szary kopiec na tle ciemniejacego nieba. Okna byly zabite deskami, a trawnik okropnie zachwaszczony. A jednak to wcale nie byla najbardziej zaniedbana posesja w okolicy.

Kimberly pojechala dalej. Dzialki byly coraz wieksze, domy okazalsze, trawniki dokladniej przystrzyzone. Kilka razy skrecila w niewlasciwa strone i wreszcie po dwudziestu minutach dotarla pod drugi adres na liscie: dom Tommy'ego Marka Evansa.

Imponujaca willa w stylu kolonialnym stala na dwudziestu arach szmaragdowego trawnika. Na podjezdzie blyszczalo srebrne terenowe bmw. Po bokach rosly fachowo przystrzyzone zywoploty. To mowilo wszystko.

A wiec Ginny byla ta uboga wychowywana bez ojca dziewczyna, a Tommy zamoznym gwiazdorem szkolnej reprezentacji. Ciekawe, czy ich zwiazek przypominal Kopciuszka, w ktorym bohaterka spotyka swego ksiecia z bajki, czy raczej Zakochanego kundla, tyle ze z odwroconymi rolami?

Kimberly zaczela dostrzegac mozliwe scenariusze. Przypuscmy, ze Tommy chodzil z Ginny, ale czul presje ze strony rodziny i srodowiska, by sie tym nie afiszowac. Ginny mogla byc troche czula na tym punkcie. Dodatkowy powod, by uciec, zwlaszcza kiedy matka przestala wracac na noc do domu.

Kimberly planowala zrobic sobie jeszcze jeden przystanek. Bylo juz calkiem ciemno, co utrudnialo kierowanie autem i jednoczesne zerkanie na mape. Poruszala sie krotkimi odcinkami, kluczac w labiryncie bocznych uliczek, kompleksow biurowych i osiedli domow, az o malo sie nie zgubila. Zdawalo jej sie, ze jest blizej okolic domu Ginny niz Tommy'ego, ale nie miala pewnosci. W lewo przy debie, potem w prawo przy wysokiej brzozie.

Pod kolami skonczyl sie asfalt. Jedna z ostatnich wiejskich drog w tej okolicy. Za rok pewnie beda tu staly zabudowania. I nie pozostanie zaden slad po miejscu, w ktorym zginal mlody chlopak.

Bez trudu je dostrzegla. W ciemnosciach bielal krzyz, na ktorym wisial zeschniety bozonarodzeniowy wieniec. Czerwona wstazka delikatnie trzepotala na wietrze.

Kimberly zatrzymala samochod dwadziescia metrow przed nim, zabrala zakiet i dalej poszla pieszo.

Bylo juz po wpol do osmej. Wprawdzie nie znajdowala sie daleko od cywilizacji, lecz geste zarosla skutecznie

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату