Az podskoczyla, odruchowo lapiac sie za serce. Mac stal w drzwiach ubrany w swoja skorzana kurtke. Mial rozwichrzone wlosy, jakby dopiero co wrocil ze spaceru.

– Jezu, ale mnie przestraszyles – powiedziala i natychmiast opuscila dlon.

Mac przygladal sie jej z posepna mina. Nawet sie nie ruszyl, zeby sie przywitac, pocalowac w policzek.

– Jest pozno – powiedzial w koncu.

– Przepraszam, musialam dluzej popracowac.

– Dzwonilem do biura.

– Bylam w terenie. – Zmarszczyla brwi. Nie podobal jej sie ton jego glosu. – Stalo sie cos? Skoro tak bardzo chciales sie ze mna skontaktowac, mogles zadzwonic na komorke.

– Wolalem nie – odparl chlodno.

– Mac, co jest, do licha? Bez przerwy pracuje do pozna. Ty tez. Od kiedy mamy o to do siebie pretensje?

– Zajmujesz sie ta sprawa.

– Jaka sprawa?

Postapil wreszcie krok naprzod.

– Wiesz, o czym mowie, Kimberly. Delilah Rose. Ten gosc od pajakow. Zaangazowalas sie w to. Na litosc boska, jestes w piatym miesiacu ciazy, a babrzesz sie w takim gownie.

– Oczywiscie. Jestem agentka federalna, babranie sie w gownie to moja praca.

– Nie, to jest zadanie dla calego Biura. IGBI. W Georgii jest mnostwo wykwalifikowanych detektywow, ktorzy mogliby pociagnac te sprawe. Na przyklad Sal. Albo twoj kolega Harold. Albo Mike, John, Gina. Wszyscy sa dobrze wyszkoleni, zaangazowani i tak samo nieustepliwi jak ty. Ale oni nie moga sie tym zajac, prawda? To zawsze musisz byc ty.

– To sie dowiedz, ze z samego rana przekazalam sprawe Salowi Martignettiemu. Nawet oddalam sygnet do depozytu wladz stanowych. Masz, co chciales. GBI sie tym zajmie.

– W takim razie gdzie bylas? – Zadal to pytanie sciszonym glosem, po czym zawsze poznawala, ze wpadla w klopoty.

Od razu sie najezyla, przygotowujac na awanture, ktorej oboje prawdopodobnie beda zalowac. Ale to pozniej, na razie bylo teraz, a Kimberly nie znosila przegrywac.

– Od kiedy musze ci sie spowiadac z tego, co robie w wolnym czasie?

– Do jasnej cholery! – wrzasnal Mac. – Myslisz, ze nic nie wiem? Juz dzwonilem do Sala. Ktory nawiasem mowiac, chcialby z toba porozmawiac o swojej wizycie u rodzicow Evansa. Pojechalas sie rozejrzec, co? Uwazasz, ze Sal sobie nie poradzi. Przeciez przez ostatnie dziesiec lat tylko piecdziesiat, moze szescdziesiat razy rozpracowywal zabojstwa, coz on moze wiedziec na ten temat? I co, wloczylas sie po barach? Rozmawialas z prostytutkami? A moze stalas na rogu, wolajac: „Hej, zboczencu, moze sie skusisz na swiezy towar?”.

– Zglupiales? Pojechalam tylko do Alpharetty rozejrzec sie po okolicy, gdzie mieszkali Tommy i Ginny. Nic niebezpiecznego. Krotka wycieczka.

– A twoj telefon? Caly czas milczal?

Buntowniczo zacisnela wargi. To wystarczylo za odpowiedz.

Mac nie wytrzymal i walnal piescia w blat.

– Dosyc tego. Jako twoj maz nigdy ci niczego nie narzucalem, ale sa pewne granice. Jezeli tobie brakuje rozsadku, zeby je dostrzec, to mnie na pewno nie. Zabraniam ci wiecej sie zajmowac ta sprawa, slyszysz? Fini. Koniec. Zostaw to Salowi!

– Mac, to byl tylko jakis zboczeniec dyszacy do sluchawki. Klasyka. Nie zamierzam dac sie zastraszyc jakiemus gowniarzowi, ktoremu sie zachcialo kawalow, a tobie powinno byc wstyd, ze w ogole cos takiego zasugerowales.

– Kimberly, czy ty nic nie rozumiesz?

– Co mam rozumiec? – odkrzyknela, szczerze zdziwiona.

– Tu nie chodzi tylko o ciebie, ale o nasze dziecko, ktore nosisz w brzuchu. Ktore juz teraz sie rozwija i nawet stamtad poznaje swiat. Wiedzialas, ze ono ma uszy? Czytalem w tej cholernej ksiazce, ktora mi dalas. Od dwudziestego tygodnia ciazy plod zaczyna slyszec. A czego mu kazalas sluchac wczoraj w nocy?

Chwile jej to zajelo, lecz nagle wszystko zrozumiala i rece automatycznie powedrowaly w dol, obejmujac brzuch w spoznionym gescie ochronnym. Nie pomyslala o tym, nie zdawala sobie sprawy…

To prawda, minal juz dwudziesty tydzien ciazy. Wtedy u plodu rozwijaja sie uszy i co gorliwsze matki zaczynaja mu puszczac Mozarta i Beethovena, zeby wychowac przyszlego geniusza. Tyle ze Kimberly nie miala czasu ani cierpliwosci na takie bzdury. Nie, ona wlasnie kazala swemu dziecku sluchac krzykow umierajacej kobiety.

– Niemozliwe, na pewno… – Ale nie byla w stanie dokonczyc.

W koncu Mac zwiesil ramiona. Z daleka wydawalo sie, ze cala zlosc z niego wyparowala. Teraz wygladal po prostu na udreczonego czlowieka. Czula, ze powinna do niego podejsc, objac go i przytulic mu glowe do piersi. Moze gdyby poczul ruchy dziecka, tak jak ona je czuje, przekonalby sie, ze jest zdrowe i bezpieczne, dzieci sa przeciez odporne, bla, bla, bla…

Ale nie mogla sie ruszyc.

Stala w miejscu. Jej dziecko juz slyszy. A czego mu kazala sluchac wczoraj w nocy?

Mac mial racje. Ich zycie sie zmienilo.

– Kimberly – powiedzial juz lagodniej zmeczonym glosem. – Jakos przez to przejdziemy.

– Jesli zrezygnuje z pracy? Przestane byc agentka, pracoholiczka, soba?

– Wiesz, ze nigdy bym cie o to nie poprosil.

– Ale to robisz.

– Wcale nie. – Znowu podniosl glos. – Nie prosze, zebys calkiem rzucila prace, tylko abys przestala sie zajmowac morderstwami. Nie prosze, zebys siedziala w domu, tylko abys skrocila swoj tydzien pracy do czterdziestu godzin. Nie mowie: „Wycofaj sie ze wszystkich sledztw”, tylko: „Kimberly, prosze, nie angazuj sie w kolejna sprawe, ktora nawet nie podpada pod jurysdykcje FBI”. Nie widzisz roznicy? Nie zadam cudow, prosze tylko o odrobine zdrowego rozsadku.

– Zdrowego rozsadku?!

– Moze nie najlepiej sie wyrazilem.

– Ale co sie zmienilo, Mac? No, powiedz, co tak naprawde sie zmienilo?

Teraz dla odmiany on sie zdziwil.

– Dziecko?

– Ciaza! Jeszcze nie mamy do czynienia z dzieckiem, na razie rozmawiamy o moim ciele. Tym samym, ktore przez ostatnie cztery lata zabieralam do pracy i bezpiecznie przywozilam z powrotem do domu.

– To nie do konca prawda…

– Jak to nie! Mowiles o zaufaniu? Zdrowym rozsadku? No to mi zaufaj, ze potrafie zadbac o siebie i o to cialo tak, jak dbalam przez cztery lata. Nie pcham sie tam, gdzie moge oberwac, nie biore udzialu w niebezpiecznych akcjach, przestalam nawet chodzic na strzelnice, zeby nie miec kontaktu z olowiem. Spedzilam wlasnie szesc dni na miejscu katastrofy i na wszelki wypadek nie wychylalam nosa poza tasme. Zazywam witaminy, unikam alkoholu i pamietam, zeby jesc ryby. Szczerze mowiac, uwazam, ze swietnie dbam o siebie i dziecko, a mimo to ledwie zadzwoni telefon, ty od razu zaczynasz mnie traktowac protekcjonalnie. „Hej, mala, to zbyt niebezpieczne, lepiej sobie odpusc”.

– Nigdy tak nie mowilem!

– Nie doslownie!

– Co ci odbilo? – Znow zaczal krzyczec. – Jak mozna byc tak uparta? Przeciez to nasze dziecko. Jak mozesz go nie kochac tak bardzo jak ja?

Od razu pozalowal tych slow, ale bylo za pozno. Stalo sie, w koncu je wypowiedzial. Wisialy w powietrzu od chwili, gdy Kimberly sie dowiedziala, ze jest w ciazy. Jego lek. Jej lek. Wiedziala, ze zabola. I zabolaly.

– Kimberly…

– Pozno juz, trzeba isc spac.

– Wiesz, ze wcale tak nie mysle.

– Alez owszem, Mac. Twoja matka nie pracowala, siostry tez siedza w domu przy dzieciach. Mozesz mowic, co chcesz, ale w duszy jestes tradycjonalista. Maz chodzi do pracy, zona zostaje w domu. I jeszcze powinna byc z tego powodu szczesliwa, zakladajac oczywiscie, ze kocha swoja rodzine.

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату