moze byc po mnie.
– Dobrze – powiedzial Sal. – W takim razie zapraszam do mnie. – Szerokim gestem wskazal na swoj nieoznakowany samochod. – Przejedziemy sie po okolicy; nikt nic nie zauwazy.
– Blagam was. Pomysla, ze jestescie z antynarkotykowego…
– No to chodzmy sie przejsc. – Kimberly mocno chwycila ja pod reke i pociagnela za soba. – Gdzies tu musi byc jakas familijna restauracja. Watpie, zeby pan Dinchara zagladal do takich przybytkow. Ukryjemy sie w tlumie, a przy okazji zjemy razem dobra kolacyjke, ktora nam uprzyjemnisz swym cietym jezykiem.
– Nienawidze pani – mruknela Delilah, ale pokornie poszla za nia. – Zycie mi pani rujnuje.
– Widzisz, juz sie zaczela swobodna wymiana pogladow. Naprawde umiesz chodzic w tych butach? Alez jestes wysoka.
Sal i Kimberly trzymali ja miedzy soba i szybkim krokiem przemierzyli trzy przecznice. W tej czesci miasta, tak wymieszanej kulturowo, bez trudu znalezli ciekawie urzadzona wloska restauracje. Zaciagneli Dehle do srodka, usadzili w boksie otoczonym rodzinami z dziecmi i wzieli menu. Sal oswiadczyl, ze umiera z glodu i wybral lasagne. Kimberly zdecydowala sie na zupe i salatke. Delilah chwile zlorzeczyla pod nosem, ale gdy zrozumiala, ze za nic nie musi placic, zamowila
Sal i Kimberly postanowili, ze najpierw zjedza kolacje. Obstawili wyglodniala informatorke talerzami z goracym makaronem i parujaca zupa, liczac, ze pyszne jedzenie wykona za nich polowe roboty. Kazde wsparcie sie przyda.
– Dostane odszkodowanie za stracony dzien pracy? – spytala Dehlah, zerkajac w polowie posilku na zegarek.
– Nie, ale moga ci zapakowac reszte jedzenia na wynos – zapewnila ja Kimberly.
Dziewczyna przewrocila oczami.
– I co, wsadze se niedojedzonego kurczaka pod stanik i tak bede przyjmowac klientow?
– Zaloze sie, ze niektorzy jeszcze by ci za to doplacili – powiedzial calkiem powaznie Sal.
Delilah zmierzyla go pogardliwym spojrzeniem.
– To ty jestes tym swirem, ktory chcial mnie przesluchiwac. Nie podobasz mi sie. – Spojrzala na Kimberly. – Niech go pani splawi.
– Probowalam, ale jest wyjatkowo odporny. Chyba musisz zaczac go tolerowac.
– Hej, wcale nie musze tolerowac irytuja…
Kimberly przerwala te tyrade, lapiac dziewczyne za nadgarstek i wkladajac jej dlon do talerza z makaronem.
– Zamknij sie i posluchaj. Chcialas sprzedac jakies informacje. No to jestesmy. Wiec przestan, kurwa, marnowac nasz czas i gadaj.
– Mamusia wie, ze pani tak brzydko mowi?
– Moja mama nie zyje, ale dzieki za troske.
Delilah w koncu spuscila oczy. Kimberly uwolnila jej reke. Patrzyla, jak dziewczyna bierze serwetke i wyciera rozchlapany sos. Sal tymczasem wtopil sie w tlo i udawal, ze go nie ma. Moze jeszcze bedzie z nich zgrany zespol.
– Czemu do mnie wydzwaniasz, Delilo?
Dziewczyna zrobila zdziwiona mine.
– Co? Wcale do pani nie dzwonilam. Od naszej rozmowy nawet sie nie widzialam z Dinchara i nie mam nowych informacji.
– Komu powiedzialas o naszym spotkaniu?
– Oszalala pani? W moim srodowisku kapusie maja krotki zywot. Tym sie nie ma co chwalic.
Kimberly przyjrzala sie jej, probujac ocenic, czy mowi prawde. Delilah miala wlosy spiete w kucyk, co uwydatnialo wytatuowanego nad obojczykiem granatowego pajaka, ktory odnozami obejmowal szyje, a klami siegal do lewego ucha.
– Czy ten tatuaz to jego pomysl? Moze ci za to zaplacil? Pare stow, tysiac? Ile kosztuje okaleczenie szyi dziewczyny?
Delilah uciekla wzrokiem, dajac Kimberly znak, ze cos ukrywa.
– Od jak dawna go znasz?
– Kilka miesiecy.
– Z tego co mowilas, Ginny Jones zniknela trzy miesiace temu, a obie znalyscie go juz wczesniej, wiec to musialo byc wiecej niz kilka miesiecy.
– No dobra, moze szesc. Albo osiem, nie pamietam. Kto by to liczyl?
– A wiec znalas go, zanim zaszlas w ciaze. Dziewczyna otwarla szeroko oczy. Odlozyla sztucce i znieruchomiala wpatrzona w talerz z resztkami makaronu.
– Delilah?
– Dinchara nie jest ojcem mojego dziecka – wyrzucila z siebie. – Mialam chlopaka, kochalam go, myslalam, ze on mnie tez. Wiec niech sie pani odpieprzy, dobra? Dziecka w to nie mieszajcie.
– To o co chodzi? Znasz Dinchare prawie od roku. Czemu nagle chcesz go podkablowac?
– Juz mowilam. Zrobil cos zlego Ginny…
– A co z Bonita Breen? – odezwal sie nagle Sal. – Albo Mary Back, Etta Mae Reynolds? Nic ci te nazwiska nie mowia? – Przysunal sie blizej, spychajac ja w sam kat boksu, zeby dac jej odczuc, jak bardzo jest osaczona i jak niewielki ma wybor.
– Ale co? O co chodzi?
– Nicole Evans, Beth Hunnicutt, Cyndie Rodriguez? Kolezanki, wspollokatorki, wspolniczki?
Delilah patrzyla na niego ze zmarszczonym czolem, zmeczona, rozkojarzona.
– Cyndie chyba wyjechala. Nie widzialam jej od miesiecy. Co ona ma z tym wspolnego?
– Dokad wyjechala?
– Skad mam wiedziec? Pewnie tak jak wszyscy, jak najdalej stad.
– Dobrze ja znalas?
– Wpadalysmy na siebie srednio co drugi tydzien. Ta dziewczyna lubila ostro zabalowac.
– Narkotyki?
– Jeszcze jak. Brala wszystko, co jej wpadlo w rece, od kleju po kokaine. Przez to tylko tracila klientow. – Wyprostowala sie dumnie, w jej oczach znow pojawil sie wojowniczy blysk.
– Kiedy widzialas ja ostatni raz?
– Bo ja wiem? Po prostu pojawiala sie tu i tam. Nie bylysmy przyjaciolkami.
– Wiesz, z kim mieszkala?
– Zaraz… Takie dwie dziewczyny, nie? Jedna brunetka, druga blondynka. Koszmarnie tlenione wlosy. Tak, teraz sobie przypominam, ze czasem je widywalam we trojke. Raz podnosily ja z podlogi i ciagnely do drzwi. To pewnie z nimi mieszkala.
– Widzialas je gdzies ostatnio?
– Nie.
– Czesto sie zdarza, ze dziewczyny pojawiaja sie i znikaja?
– Bez przerwy. Im sie wydaje, ze tylko sprobuja, zarobia na szybko troche kasy, ale to srodowisko wciaga i niszczy. Dostaja w kosc, czuja sie wypalone i uciekaja.
– Dokad? – zapytala Kimberly.
– Szukac szczescia gdzie indziej. – Delilah wzruszyla ramionami. – Jesli tu idzie kiepsko, jedzie sie na wschod do Miami albo na zachod do Teksasu. Kazda ma w zanadrzu co najmniej jedna historyjke o znajomej, ktora mieszka sobie gdzies tam i zarabia tysiac dolcow za noc. No wiec dziewczyny jada, robia dokladnie to samo co tu i naiwnie wierza, ze nagle zbija majatek. Moze to dziwne, ale my w glebi duszy jestesmy optymistkami.
– Zdarza sie, ze ktoras wraca? – spytal Sal.
– Czasami. Nie wiem. Moze po roku, dwoch. Chyba ze zaczela cpac, wtedy juz po niej.
– A Cyndie, Beth, Nicole? Jak to bylo z nimi? Znow obojetne wzruszenie ramion.
– Nie wiem. Dawno ich nie widzialam. Czemu was to obchodzi?
– A czemu ciebie obchodzi Ginny Jones? – spytala Kimberly. – Dlaczego uwazasz, ze nie wyjechala jak inne szukac lepszego zycia?
– Bo ona by tego nie zrobila – natychmiast odparla Delilah. – Nie odjechalaby bez pozegnania.