Summer, o ktorej musi byc w domu.
– Mam jeszcze godzine.
– Swietnie – odpowiedzial. – Wiem, dokad mozemy pojechac.
Postanowilem go sledzic. To nie bylo trudne. Jechal duzym terenowym pick-upem z podwojna kabina pasazerska, prawdopodobnie nalezacym do ojca. Na zderzaku widniala nalepka:, Alpharetta Raiders”.
A wiec moja rodzina sie przeprowadzila. No tak, wlasciwie czemu nie. Ja tez zdazylem sie juz przeprowadzic co najmniej szesc razy.
Skrecil w bita droge. Poznalem ja. To „aleja zakochanych”, o ktorej slyszalem od innych chlopakow. Nie wiedzialem o niej tak wiele, bo przeciez nie wolno mi bylo chodzic do szkoly. Nie mialem szansy nosic sportowej bluzy z emblematem druzyny. Nie dla mnie bale maturalne i ladne blondynki. Nie, ja bylem zdziwaczalym samotnikiem, ktory czasem pojawial sie tu i owdzie ubrany w ciuchy z demobilu, blady, rozczochrany. Miejscowy swir. Kazde miasto ma takiego.
Nagle, nie wiadomo dlaczego, pomyslalem o swietach. Czy rodzice nadal wieszaja nad kominkiem moja skarpete na prezenty, te z latka na palcu i imieniem wyszytym srebrna nitka? Klada na stole dodatkowe nakrycie? Pakuja prezent, tak na wszelki wypadek?
Skoro sie przeprowadzili, to znaczy, ze nie ma juz mojego pokoju. Co sie stalo z rzeczami? Ksiazkami, ubraniami, zabawkami? Zapakowali do pudel czy oddali biednym? Moze moj brat ma teraz dwupokojowy apartament. Jeden pokoj do spania, drugi, zeby po nim biegac.
Pewnie ma wlasny telewizor, kanape, sprzet do grania. Zaprasza znajomych, w tym chichoczace blond cheerleaderki jak Summer. Ciekawe, czy jest lubiany, czy dzieciaki w szkole go podziwiaja. Chlopaka, ktoremu udalo sie nie wpasc w lapy Pana Hamburgera.
A moze jest tragicznym bohaterem. W mlodym wieku stracil brata, a spojrzcie, jak daleko zaszedl.
I kiedy nagromadzilem juz w sobie dosyc energii, zeby go znienawidzic, znow przypomniala mi sie mama i bol powrocil niczym cios nozem miedzy zebra.
Ciekawe, czy rodzice sa z niego dumni, czyjego widok pomaga mamie co wieczor zasnac.
Wjechalem w droge, wyskoczylem z mojego zardzewialego gruchota i pobieglem w krzaki sie odlac. Stalem tam chyba z pol godziny, wysikalem cala cole, ktora wyzlopalem w kinie. Kiedy wyszedlem, akurat nadjezdzal moj brat.
Nie bylo czasu na ucieczke. Moglem tylko miec nadzieje, ze mnie nie zauwazy.
Nic z tego. Pick-up zwolnil, odsunela sie szyba. Moj wlasny brat patrzyl na mnie.
– Hej, to nie ty jestes tym swirem z kina? Czego tu szukasz, do diabla? Sledzisz nas?
Nic nie odpowiedzialem.
Groznie zmarszczyl brwi. Wydawalo sie, ze zaraz wyskoczy z samochodu. Wtedy zza jego plecow dobiegl glos dziewczyny.
– Daj spokoj, kochanie. Zostaw go, szkoda nerwow. Poza tym nie moge sie spoznic do domu, pamietasz?
– Fakt – odparl niechetnie. – Chyba masz racje. Widzialem, jak kladzie reke na kierownicy i wrzuca bieg. I nagle kilkoma susami dopadlem do nich. W reku mialem galaz. Nie wiem, skad sie tam wziela.
– Hej! – wrzasnalem na caly glos. – HEJ!
– Co jest, kurwa…
– Nie daj sie zlapac Panu Hamburgerowi!
I zaczalem z calej sily tluc w drzwi auta. Tak mocno, ze az polamalem galaz. Dziewczyna piszczala, a moj brat sie uchylal, zakrywajac glowe rekami. Poszedlem na calosc, walilem w reflektory, w maske, w oslone chlodnicy, kopalem ciezkimi buciorami i darlem sie wnieboglosy.
Po mojej twarzy splywaly lzy i cieklo mi z nosa, ale nie moglem przestac. Nie moglem, bo tak bardzo kochalem brata, ze az go nienawidzilem. Kochalem za to, ze przezyl. Nienawidzilem za to, ze nie jest mna. Kochalem, bo mial taka sliczna dziewczyne, nienawidzilem za dolki w policzkach po mamie. Kochalem go, bo uniknal mojego losu. Nienawidzilem, poniewaz juz nie bylem jego bratem, a wlasnie tego pragnalem najbardziej na swiecie.
Dlatego zdemolowalem mu samochod. Potluklem szyby, pogialem maske, az wreszcie uslyszalem dzwiek zapalanego silnika i mialem sekunde, zeby uskoczyc.
Moj brat odjechal, uciekajac od niebezpiecznego szalenca z kijem w reku.
Moj brat uciekl ode mnie.
„Jednym z najciekawszych zjawisk obserwowanych u pajakow sa ich zachowania godowe. Zaloty zwykle inicjuje samiec, lecz w niektorych przypadkach takze samica bierze w nich aktywny udzial, jezeli tylko osiagnie odpowiedni stopien podniecenia”.
(B. J. Kaston, How to Know the Spiders, wydanie III, 1978)
Kimberly wrocila do domu bardzo pozno. Wszystkie swiatla byly pogaszone oprocz jednej lampy w przedpokoju. Palila sie takze lampka na biurku w kuchni, gdzie Mac zostawil sterte korespondencji i notatki z telefonow. Tym razem nie bylo usmiechnietej buzki. Na karteczce lezacej na samym wierzchu Mac narysowal rozchodzace sie kreski zakonczone malymi owalami. Dopiero po chwili ja oswiecilo: to galazka oliwna.
Usmiechnela sie, mimo ze pod powiekami zapiekly ja lzy.
Jej maz jest cudownym czlowiekiem, nie zasluzyla na niego.
Powinna teraz do niego pojsc, pokajac sie i prosic o wybaczenie. Ale czy to uczciwe przepraszac za to, ze zajmuje sie sprawa, z ktorej tak naprawde wcale nie ma zamiaru zrezygnowac?
Zaczela krazyc po kuchni, spieta jak zawsze, gdy zaczyna prowadzic nowe sledztwo. Mozg pracuje na najwyzszych obrotach, podnosi sie poziom adrenaliny. Delilah Rose rowna sie Ginny Jones. Ginny Jones rowna sie…? Ofiara, wspolmorderczyni, cos jeszcze gorszego?
Otwarla lodowke i siegnela po piwo. Zreflektowala sie, westchnela i odlozyla je z powrotem.
Weszla do salonu i wpatrywala sie w czarne zarysy skorzanej sofy, ulubionego fotela Maca, ich o wiele za duzego telewizora. W dziecinstwie lubila sie skradac noca po domu. W przeciwienstwie do Mandy. Siostra bala sie ciemnosci, w jej sypialni zawsze palily sie dwie nocne lampki. Ale dla Kimberly noc oznaczala przygode. Czy uda sie przejsc na paluszkach z sypialni na pietrze do drzwi wejsciowych tak, zeby nikt nie uslyszal?
Wyobrazala sobie, ze poluje na bandytow albo probuje przechytrzyc zlodzieja, ktory zdazyl sie zakrasc do domu. Noc przyciaga potwory, a Kimberly, odkad pamieta, chciala z nimi walczyc.
Najczesciej przylapywal ja na tym ojciec, ktory cierpial na bezsennosc.
– Kimberly – mowil – czemu nie jestes w lozeczku?
A ona zawstydzona, ze ja nakryto, nie chcac sie przyznac przed dzielnym tata policjantem, ze sciga cienie, odpowiadala, ze przyszla tylko napic sie wody.
Stawal wtedy i przez chwile na nia patrzyl. Cisza zawsze byla najsilniejsza bronia jej ojca, wladal nia po mistrzowsku. W koncu szedl do kuchni i przynosil jej szklanke wody.
– Trzeci schodek od gory – informowal. – Skrzypi. Nastepnej nocy byla wiec ostrozniejsza.
Gdy sie wyprowadzil, mogla chodzic po domu, ile chciala. Mama miala mocny sen, a Mandy, dopoki w wieku