byli naiwni.

– Jackie… – rzucil do mikrofonu Sal.

–  Wszystko pod kontrola – zapewnila agentka.

– Nie draznij sie ze mna – powiedzial groznie mezczyzna.

–  Chce tylko porozmawiac, okej? Chodzmy do twojego samochodu. Zabawimy sie. Bedzie jak za dawnych czasow.

Mezczyzna nie odpowiedzial. Kimberly wyobrazala sobie, jak Ginny ciagnie go za soba przez tlum ludzi.

–  Obiekt zbliza sie do wyjscia – nadala agentka Sparks. - Opuszcza budynek. Trzy, dwa jeden…

Otworzyly sie drzwi wejsciowe. Pierwsza wylonila sie Ginny. Byla wystraszona i zdenerwowana. Miala na sobie kusa spodniczke, ale za to obszerniejsza gore, zeby lepiej zakamuflowac sprzet, ktory jej zamontowali pod biustonoszem. Teraz cos przy nim grzebala, poprawiajac miseczki, az zatrzeszczalo w sluchawkach.

– Tylko mi nie mow, ze… – zaczal Sal, ale sygnal powrocil. Odetchnal z ulga, lecz Kimberly watpila, ze to koniec klopotow.

Za dziewczyna pojawil sie mezczyzna. Szczuply, ale silnie zbudowany. Brunet, skora na rekach opalona. Dzinsy i koszula wygladaly porzadniej, niz Kimberly sobie wyobrazala. Raczej dobrej firmy. Facet nie przypominal farmera. Daszek splowialej czapki nasunal gleboko na czolo, przez co to ona rzucala sie w oczy, nie jej wlasciciel.

Poszli chodnikiem, oddalajac sie od klubu. Ginny nic nie mowila, trzymala go pod reke. Chwile pozniej drzwi lokalu znow sie otworzyly i pojawila sie w nich Sparks. Wyjela papierosa, zapalila, a potem wolnym krokiem ruszyla za nimi.

Sal i Kimberly znow spojrzeli po sobie.

– Co ta Ginny do cholery wyprawia? – wyszeptal zdenerwowany Sal.

– Nie wiem.

– Dalismy ciala.

– Chcesz odwolac Sparks?

– Nie. Na razie nie.

Chwycili za sluchawki i jednym uchem nasluchiwali Ginny, a drugim Jackie.

Z lewej strony dobiegl odglos otwierania i zatrzaskiwania drzwi samochodu. Potem piskliwy chichot Ginny:

–  A wiec jednak sie cieszysz, ze mnie widzisz… Z prawej glos agentki Sparks:

–  Obiekt i pani Jones wsiedli do czarnej toyoty Four-Runner z chromowanymi dodatkami. Pojazd zablocony, nie moge odczytac tablic rejestracyjnych.

–  Mozemy go capnac za drobne wykroczenie – szepnal Sal.

– Ciii… – Kimberly polozyla palec na ustach.

–  To co wolisz? – spytala Ginny – Bzykanko czy laske?

– Gadaj, suko. Nie po to jechalem taki kawal drogi, zeby sie zabawiac z jakas dziwka. Ktora w dodatku chce, zebym jej zaplacil za pieprzone badanie krwi. Co ci do lba strzelilo?

–  To nie byl moj pomysl - odparla pospiesznie Ginny. - To znaczy, nie umialam nic innego wymyslic, zeby zwrocic twoja uwage.

Chwila ciszy.

–  Ginny, lepiej zacznij mowic, bo przysiegam, ze juz nigdy nie bedziesz sie musiala martwic zoltaczka.

– Wypytuja o mnie.

– Kto?

– Federalni. Z GBI. Twierdza, ze w miescie gina prostytutki. Chca wiedziec, co sie dzieje. Pytali o Ginny Jones.

– Co im powiedzialas?

– Nic! Przeciez dziewczyny wyjezdzaja do Teksasu, nie? Mowilam, zeby raczej tam poszukali.

– Wymieniali inne nazwiska? – naciskal mezczyzna.

–  Nie wiem.

Uderzyl ja. Ten nagly dzwiek tak zaskoczyl Kimberly, ze az sie wzdrygnela.

–  Nie klam.

– Ale ja naprawde…

I jeszcze raz. Salowi az zbielaly kostki od sciskania sluchawek. Mine mial ponura.

–  NIE KLAM, MOWIE!

– Naprawde nie pamietam! Przepraszam, oni caly czas gadali, padalo duzo nazwisk, aleja staralam sie byc cicho, nie zwracac na siebie uwagi. Nie bij mnie, ja nie klamie! Przysiegam! Przysiegam!

Jeszcze jedno uderzenie i znowu krzyk.

– Przerwij to – powiedziala Kimberly, spogladajac na zaciete oblicze Sala. – Robi sie niebezpiecznie, trzeba ja stamtad wydostac.

Ale Sal pokrecil glowa.

– Nie, on sie tylko z nia drazni. Jeszcze nie mowi powaznie. Wlasnie to jest najgorsze, ze on dopiero moze byc grozny.

Sal mogl miec racje, bo szarpanina w sluchawkach wreszcie ucichla.

–  Daje ci pol minuty. Czego chcesz?

Znowu cisza. Dluga i pelna napiecia. W koncu Ginny powiedziala:

–  Chce ja zobaczyc. Moja matke.

– Co?

– Rany boskie – przerazil sie Sal.

– Odwazyla sie… – Kimberly az sie zsunela na brzeg krzesla. Ginny zrezygnowala z wyciagania od niego nazwisk zamordowanych dziewczat, za to probowala go powiazac z zabojstwem jej matki. Kimberly byla w rozterce: z jednej strony ciekawosc, co dalej powie Ginny, a z drugiej chec, by wyskoczyc z furgonetki i pobiec prosto do czarnej ubloconej toyoty, poniewaz to co sie w niej dzialo, absolutnie nie moglo sie dobrze skonczyc.

–  Pamietam nagranie – szepnela Ginny. – Wiem, ze ona nie zyje… Wiem, co jej zrobiles. Probowalam sobie wmawiac, ze mnie to nie rusza. Przeciez ja jej nigdy nie obchodzilam.

– Ginny Jones, czy ty sugerujesz, ze zrobilem cos zlego? - spytal chlodno mezczyzna.

– Nie, tylko…

– Ty, gowniara bez matury, ktora uciekla z domu, zeby sprzedawac swoj tylek po dwadziescia piec dolcow za numer, az dorobila sie brzucha?

– Przestan…

– Wiesz co, gdybym byl glina, powiedzialbym, ze nawet mi na taka wygladasz. Dziewczyna z malego miasteczka, ktorej nikt nie lubil. Zabilas matke, zeby sie wyrwac, a rywalki, zeby ci nie robily konkurencji. Czy w Georgii stosuja trucizne przy wyrokach smierci? Nie pamietam, ale cos mi sie zdaje, ze przysiegli nie mieliby problemow, zeby takiego smiecia jak ty odeslac, gdzie jego miejsce. Zamkna cie w dusznej celi, odbiora dziecko, a potem przywiaza pasami do wozka i wpakuja igle w zyle.

– Nienawidze cie – wyszeptala Ginny. – Czemu jestes taki podly?

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату