– Czy to mozliwe, ze dzwoniacy wciaz pozostaje w kontakcie z podejrzanym? Moze sam podejrzany zmienil dynamike ich relacji? Mowilas, ze rozmowca wspomnial, ze chce zdac jakis egzamin i w tym celu musi cie zabic, tak?
– Tak.
– Moze dlatego, ze dostal taki rozkaz od podejrzanego? I tu nasuwa sie kolejne logiczne pytanie: dlaczego ty? Czy rozmowcy kazano zabic konkretnie agentke FBI Kimberly Quincy, czy jakiegokolwiek przedstawiciela wymiaru sprawiedliwosci? A moze kobiete?
– Konkretnie mnie – odpowiedziala powoli Kimberly. – Ten ktos od samego poczatku wiedzial, ze zajmuje sie sprawa Dinchary, wiec nie sadze, ze wybor byl przypadkowy. Chodzi o moje zaangazowanie w te sprawe. Dlatego sie mna zainteresowal.
– Masz jakies typy?
– Ginny Jones. Zna moj numer komorki, spotkala sie ze mna w zwiazku z ta sprawa i wie, co sie stalo z jej matka i Tommym. Poza tym ma powody, zeby sie na mnie wsciekac, jesli wziac pod uwage to, co wczoraj zaszlo miedzy nia a Dinchara. Jezeli miala nadzieje na rozwiazanie jakichs problemow dzieki skontaktowaniu sie z FBI, to chyba nie wyszlo to tak, jak planowala.
– Ale?
Kimberly wzruszyla ramionami.
– Ale po co mialaby kombinowac z telefonami? Przeciez juz sie widzialysmy. To samo mogla mi powiedziec osobiscie.
– Niesmiala?
– Nie sadze.
– Boi sie?
– Moim zdaniem wiecej ryzykuje, dzwoniac, niz gdyby mi powiedziala wszystko na spotkaniu w cztery oczy. Z drugiej strony, dziewczyna jej pokroju… Kto wie?
– Wiec myslisz, ze ten kto dzwonil, mowil powaznie? Czujesz, ze cos ci grozi?
Kimberly przygryzla warge, nie wiedzac, co odpowiedziec.
– Sporo nerwow mnie kosztuja telefony z pogrozkami.
– Ale czy masz wrazenie, ze twoje zycie jest w niebezpieczenstwie?
– Nie wiem. Jest pewna roznica miedzy polowaniem na prostytutki a zamierzaniem sie na agenta federalnego. Z drugiej strony, tu sie toczy jakas brudna gra. Ginny… Tajemnicze telefony… Czuje sie jak pionek przesuwany po szachownicy. Nie wiem, dlaczego tak jest i to wlasnie najbardziej mnie przeraza. Nawet jesli nie jestem glownym celem, moge sie stac przypadkowa ofiara.
– Zlozylas raport swojemu zwierzchnikowi?
– Zostawilam mu dzisiaj notatke razem z kopia nagrania.
– Jak myslisz, co zaproponuje?
– Cholera, mam nadzieje, ze wreszcie sie zgodzi na utworzenie grupy operacyjnej. Z jednym dzwoniacy sie zdradzil: wie cos o Evansie. Sprawa tego zabojstwa jest wciaz nierozwiazana, ale tu, chwala Bogu, mamy cialo. Moze dzieki temu machina w koncu ruszy, bo to nie moze tak dalej trwac. Biedna Ginny Jones o malo nie oberwala za nic. I to mnie strasznie wkurza!
– Moja krew – powiedzial Quincy. Kimberly nareszcie sie usmiechnela.
– Mysle, ze Sal mial racje – rzekla powaznie. – Dinchara poluje na prostytutki. Ginny na razie sie upieklo; teraz musimy cos zrobic z pozostalymi kobietami. Chce je odnalezc i sprowadzic do domu. A potem dorwe tego skurwysyna.
– Biorac pod uwage wyniki ogledzin buta, ja bym ruszyl do lasu. Wzialbym psy do poszukiwania zwlok.
– Jasne, to raptem trzysta tysiecy hektarow. Kilka psow upora sie z tym w jeden dzien.
– Sarkazm to ty masz po matce.
– Chcialbys. Ale wiesz co? Harold ma znajoma, ktora jest arachnologiem. Umowil nas na spotkanie jutro z samego rana. Normalnie nie przywiazywalabym wiekszej wagi do wylinki pajaka, ale zwazywszy na zamilowania Dinchary…
– Moge isc z wami?
– No co ty, i zrezygnujesz ze zwiedzania Coca-Cola World?
– Blagam, pozwol mi – odparl powaznie ojciec.
Rainie i Quincy juz dawno poszli spac, a Kimberly czekala jeszcze na Maca, ogladajac w lozku nocny program w telewizji. Okolo pierwszej miala dosyc. Rozmasowala sobie krzyz, przyjrzala sie lekko spuchnietym stopom i stwierdzila, ze od wczoraj zrobila sie jakas wieksza oraz ze powinna juz isc spac.
– Dobranoc, malutka – szepnela do brzucha, zgasila swiatlo i naciagnela koldre.
Sen nie byl dla niej laskawy. Biegala po jakims domu obryzganym krwia, ktory jak przez mgle kojarzyla ze zdjec miejsca zabojstwa swojej matki. Wszedzie rozpaczliwie szukala Bethie. Musiala sie z nia zobaczyc. Tyle jej miala do powiedzenia.
Lecz nagle uslyszala placz niemowlecia i zrozumiala, ze to nie matke stracila. Probowala odnalezc wlasne dziecko. Idac za odglosami placzu. Idac po sladach krwi.
Wreszcie ujrzala przed soba kolyske cala w bieli.
– Ciii… – uslyszala glos Maca. – Nie boj sie, kochanie, to tylko zly sen. Juz dobrze, jestem przy tobie.
Przylgnela do niego. Poczula cieplo jego ciala i silne ramiona przyciagajace ja do piersi. Ale nie mogla przestac sie trzasc. Dygotala ze strachu. Nawet w objeciach meza nie czula sie bezpiecznie.
Zadzwonil telefon. Raz, drugi.
Za trzecim w koncu oprzytomniala. Spojrzala na budzik: piata rano. Mac spal odwrocony do niej plecami. Znowu rozlegla sie melodyjka przy lozku. Mac wymamrotal cos zaspanym glosem; Kimberly pospiesznie chwycila za komorke.
Spojrzala na wyswietlacz.
– Sal, czy ty nigdy nie spisz?
– Nie ma jej – rzucil bezbarwnym glosem – Jackie nie mogla jej wczoraj nigdzie namierzyc, wiec zaraz o swicie pojechalismy do niej do domu. Mieszkanie puste, ani zywego ducha. Ginny Jones zniknela.
28
– W Stanach Zjednoczonych wystepuja dwa gatunki jadowitych pajakow – objasniala pani arachnolog z USDA, Carrie Crawford-Hale. – Pierwszy to
– Co znaczy „powaznymi”? – odezwal sie Sal. Stal przy drzwiach, najdalej jak mogl od Carrie i jej mikroskopu. Po prawej stronie mial zasuszonego skorpiona w gablotce, a tuz nad glowa jakiegos ogromnego czarnego chrzaszcza z wielgachnymi szczypcami. Agent specjalny GBI byl blady, spocony i zdenerwowany jak diabli.
Z kolei Kimberly kombinowala, jak tu grzecznie poprosic, zeby jej pozwolono zerknac w mikroskop. Nigdy nie widziala skory pajaka w dziesieciokrotnym powiekszeniu, a z tego co mowil Harold, wyglada bardzo fajnie.
Niestety gabinet pani Crawford-Hale byl nie wiekszy od kanciapy stroza, a w dodatku zawalony sprzetem,