„Ciasta domowe”. Po chodnikach wybrukowanych czerwona kostka przelewaly sie tlumy turystow.

– Mam wrazenie, jakbysmy sie cofneli w czasie – stwierdzila Kimberly.

– Cos w tym rodzaju.

Sal zrobil jej krotka wycieczke objazdowa wokol rynku. Klomby obsadzono iglakami, a pomiedzy nimi ustawiono takie eksponaty, jak kolo od dylizansu, poidlo dla konia i zbielala czaszka wolu. Kimberly miala wrazenie, ze jest na planie westernu, choc to wciaz byla Georgia, stan znany jej najbardziej z dusznego, goracego lata i swiezych brzoskwin.

– Na przelomie wrzesnia i pazdziernika doslownie roi sie tu od turystow, ktorzy przyjezdzaja podziwiac kolory jesieni. Nie ma gdzie zaparkowac auta. Powinnas zabrac meza i przyjechac tu kiedys. To znaczy, jesli lubicie takie rzeczy.

Doslyszala delikatna przygane w jego glosie, wiec natychmiast przytaknela:

– Tak, tak, koniecznie. Romantyczny pensjonat, zwiedzanie winnic. Mac bylby zachwycony.

Sal juz sie wiecej nie odzywal, i dobrze.

Postawil samochod przed ogromnym drewnianym mlynem stepowym, ktory jak glosila tabliczka, sluzyl kiedys do kruszenia rudy zlota. Poczekali, az Rainie i Quincy tez zaparkuja i za wskazaniem strzalki udali sie do Olde Towne Grille.

Szeryf Boyd Duffy juz tam czekal, zajmujac polowe naroznego boksu. Byl to kawal chlopa o szpakowatych wlosach i przenikliwych czarnych oczach. Wygladal jak byly futbolista i prawdopodobnie byl zapalonym mysliwym. Pewnie sial postrach wsrod miejscowych wyrostkow. I bardzo dobrze.

Byl tez czarnoskory, co w tej czesci Georgii czynilo z niego rodzaj anomalii.

Zauwazywszy ich, zawolal tubalnym glosem:

– Agent Martignetti! – Podniosl z lawki swe potezne cialo z zaskakujaca gracja. – A to, jak sie domyslam, agentka Quincy. – Uscisnal jej dlon, nie gruchoczac kosci, dzieki czemu jeszcze bardziej zyskal w jej oczach. – Prosze, mowcie mi Duff. Jak piwo z Simpsonow. Coz, to dluga historia. Witamy, witamy. Tu na polnocy jest o wiele ladniej niz w tej zadymionej Atlancie. Na pewno wam sie spodoba.

Przywital sie tez z Quincym i Rainie, po czym wskazal na sasiedni stolik, gdzie bylo wiecej miejsc siedzacych. Kolejny gest, tym razem w strone kelnerki; blondynka z natapirowanymi wlosami przyniosla karty dan i kamionkowe dzbanki ze slodzona herbata.

– Jedzenie maja tu wysmienite – zachwalal Duff. – Smazony kurczak powali was na kolana. Ciasteczka cynamonowe domowej roboty tez sa pyszne, no i buleczki z bialym sosem. Polecam sprobowac wszystkiego po trochu. Dla takiego chlopa jak ja to akurat jeden posilek.

Kimberly nie mogla sobie odmowic ciasteczek, Rainie tez. Quincy jak zwykle poprosil o czarna kawe. Przynajmniej Sal uszczesliwil szeryfa, biorac smazonego kurczaka. Pogawedzili jeszcze chwile i przeszli do spraw zasadniczych.

– Nie sadze, zeby czworo tak zapracowanych osob jak wy fatygowalo sie az tutaj wylacznie w celu podziwiania widokow. W czym moge pomoc?

Sal zaczal pierwszy.

– Szukamy osoby, ktora moze miec zwiazek z zaginieciem okolo dziesieciu prostytutek. Mamy powody sadzic, ze ten mezczyzna dobrze zna te okolice, wiec przyjechalismy sie rozejrzec.

Duff uniosl brwi. Nie byl glupcem.

– Innymi slowy podejrzewacie, ze mogl gdzies tutaj zakopac zwloki.

– Nie wykluczamy tego.

Westchnal i oparl sie lokciami o blat.

– No dobrze. Kim jest ten facet?

– Na razie nie znamy jego nazwiska, mamy tylko rysopis. – Sal otworzyl zielona teczke, wyjal z niej portret pamieciowy sporzadzony na podstawie zeznan Ginny Jones i agentki Sparks, i podal go szeryfowi. – Jakby co, mam wiecej egzemplarzy. Chcielibysmy, zeby to trafilo w rece jak najwiekszej liczby funkcjonariuszy.

– Zaraz, zaraz. Po kolei. – Szeryf pogrzebal w wewnetrznej kieszeni munduru, wydobyl okulary w czarnych oprawkach i nasadzil je na czubek nosa. Przyjrzal sie obrazkowi, cicho pomrukujac.

Kelnerka przyniosla zamowione dania. Duff podniosl do gory rece z kartka, a dziewczyna postawila przed nim talerz z pieczonym indykiem w sosie.

– Nie macie takiego bez czapki?

Sal pokrecil glowa.

Duff jeszcze chwile lustrowal wydruk, po czym odlozyl go na bok, wzial do reki sztucce i zaczal kroic mieso.

– Dobra – rzucil krotko. – Zacznijmy od poczatku. Nie rozpoznaje goscia, ale z drugiej strony wy, biali, wszyscy wygladacie dla mnie tak samo.

Sal zrobil zaskoczona mine. Duff poslal mu szeroki usmiech.

– Taki zarcik, kolego. Jak ci przychodzi zeskrobywac z ulicy szesnastolatka, ktorego znales od dziecka, bo mu sie zachcialo poszalec nowym motocyklem, musisz sie nauczyc smiac. Wy z duzych miast zajmujecie sie obcymi ludzmi, ja codziennie mam do czynienia z wlasnymi sasiadami. Gdyby ten wasz podejrzany mieszkal w okolicy, raczej bym go kojarzyl, nawet w tej glupiej czapce.

– Wiec nie jest stad.

– Na pewno nie mieszka na stale, ale co roku odwiedzaja nas dziesiatki tysiecy turystow, nie liczac letnich rezydentow czy weekendowych mysliwych. Gory sa atrakcyjne przez caly rok i ruch, jaki tu mamy, to potwierdza. Odpowiedzcie mi na pare pytan, zobaczymy, czy tego nie da sie troche zawezic. Gdzie ostatni raz widziano te prostytutki zywe?

– Atlanta i okolice, glownie Sandy Springs. W lokalach, one nie pracowaly na ulicy.

– A wiec to jest rewir waszego podejrzanego. To dlaczego tu przyjechaliscie?

– Z zeznan swiadka wynika, ze to czlowiek spedzajacy duzo czasu na lonie natury. Zdobylismy tez jego but. Znaleziony na nim material roslinny odpowiada florze Parku Narodowego Chattahoochee…

– Sporo hektarow – stwierdzil Duff.

– Na podeszwie byly tez slady zlota, stad mysl o Dahlonedze.

Duff kiwal glowa, zujac w zamysleniu.

– Byliscie juz w Muzeum Zlota?

– Nie.

– Idzcie koniecznie. To wlasnie na tych frontowych schodach doktor Stephenson, pelniacy funkcje probierza w mennicy, probowal powstrzymac gornikow z Georgii przed ucieczka do Kalifornii w czasie goraczki zlota w tysiac osiemset czterdziestym dziewiatym, zapewniajac, ze w tych gorach kryje sie zloto. Oczywiscie wskazywal na pasmo Blue Ridge. Widzicie, juz wtedy zachecano ludzi, zeby popierali lokalny przemysl.

Nikt nie kwapil sie, zeby to skomentowac, wiec Duff powrocil do sedna sprawy:

– Zacznijmy od osoby podejrzanego. Przyjmijmy, ze faktycznie lubi sobie polazic po gorach albo zapolowac i jak wiekszosc takich osob spedza weekendy tutaj. Przeciez musi cos jesc, gdzies spac, robic zakupy. W okregu Lumpkin najwiekszym miastem jest Dahlonega, a tutaj ludzie stoluja sie najczesciej w Olde Town Grille, w Smith House, u Wyliego i jeszcze w paru miejscach. Jesli chodzi o noclegi, mamy tu hotele najwiekszych sieci: Days Inn, Econo Lodge, Holiday Inn, Super Eight. No i znowu Smith House, ktory jest tuz za rogiem. Dobrze tam karmia, ceny za pokoj tez niewygorowane i co was moze zainteresowac, maja na swoim terenie kopalnie zlota. Pokazcie pracownikom portret, moze cos wam powiedza. Co do zakupow, jest sklep ogolnospozywczy, ale korzystaja z niego glownie turysci. Tubylcy raczej jezdza do WalMartu. Biorac pod uwage tlumy, jakie sie tam codziennie przewijaja, nie ma chyba sensu wypytywac kasjerow. Jezeli ten facet, jak mowicie, prawie mieszka w lesie, to ja bym pojechal dwadziescia kilometrow na polnoc do Suches. To moje strony.

– Suches? – przerwala mu Kimberly.

– „Dolina nad chmurami” – wyjasnil Duff. – Czegos takiego pani jeszcze nie widziala. Tylko uwazajcie, bo latwo ja przeoczyc, ale przez to, ze lezy przy Szlaku Appalachow, ma kilka pol namiotowych i jezioro, bywa tam sporo ludzi. Glownie mysliwi, biwakowicze, kierowcy terenowek, wedkarze, bikersi…

– Rowerzysci, tak? – spytala Rainie.

– Motocyklisci. Roi sie tu od nich kazdego lata. Jesli ten wasz gosc lubi takie klimaty, jest duze prawdopodobienstwo, ze zahaczyl o Suches. Czyli musial sie zywic albo w T. W. O., albo u Lenny'ego, a zakupy robil u Dale'a. Zaczalbym od pokazania rysopisu w tych trzech miejscach. Nie czarujmy sie, w tak malym

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату