– Nie, serio, takiego swira jeszcze nie widzieliscie. Ja tez nie zdawalam sobie sprawy, dopiero jak zdjal czapke. On nie tylko lubi pajaki, on mysli, ze jest pajakiem. Slowo daje, wytatuowal sobie nawet oczy na czole.
Trwalo to jeszcze nastepne dwie godziny. Ginny zaprzeczala, jakoby znala drugiego chlopca. Uparcie twierdzila, ze Dinchara za kazdym razem zawiazywal jej oczy. Samodzielnie nigdy nie spotkala sie z Aaronem, wiec nie miala o niczym pojecia.
Pierwsza nad ranem. Druga. Tymczasem przyjechala ekipa Kimberly. Rachel Childs kierowala pracami w pokoju. Kimberly opuscila na jakis czas jadalnie, zeby zlozyc wyjasnienia. Pobrano jej probki z dloni, aby stwierdzic, czy nie ma sladow prochu i sfotografowano jej twarz. Gdy Harold skonczyl robic zdjecia, poprosila, zeby wzial aparat i zszedl z nia na dol.
Ginny wciaz siedziala przy stole. Byla blada, ze zmeczenia trzesly jej sie rece. Sal stal oparty o sciane z zalozonymi rekami i nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Nic nie dalo sie z niej wyczytac. Rainie gdzies zniknela, pewnie poszla spac. Tylko Quincy i Duff jeszcze sie tam krecili.
Kimberly postawila przed Ginny aparat cyfrowy. Zaczela od zblizenia zwlok Aarona Johnsona, ukazujacego roztrzaskana czaszke. Potem przeszla kolejno przez wszystkie sto piecdziesiat dwa zdjecia.
– To wlasnie zrobil Dinchara – stwierdzila ze spokojem.
– Nienawidze pani.
– Machniesz reka na smierc kolejnej bliskiej osoby? Sprobujesz wrocic do swiata, w ktorym taki czlowiek jak Dinchara chodzi sobie wolno, w dodatku wiedzac, ze jestes w ciazy? Jak to sobie wyobrazasz?
– On pania zabije. Kiedy sie dowie o Aaronie, to bedzie tylko kwestia czasu.
– Ginny, jak ty to sobie wyobrazasz?
– Mnie tez zalatwi, jesli wam pomoge. Dowie sie o tym. On wie wszystko.
– Jak ty to sobie wyobrazasz?
Dziewczyna objela dlonmi brzuch i rozplakala sie. A potem podala adres.
Sal oderwal sie od sciany.
– Nie ma co – powiedzial. – Wzywam SWAT.
36
„Pajaki wola polowac samotnie”.
Henrietta nie przezyla. Znalazl ja w pojemniku lezaca na grzbiecie z podkurczonymi nogami. Szturchnal ja palcem, tak jak dziecko szturcha niezywe zwierzatko, kiedy juz dawno jest po fakcie. Nie poruszyla sie. Sprobowal jeszcze raz. Ona juz nigdy sie nie poruszy.
Usiadl w ciemnej lazience i przez chwile nie mogl oddychac.
Czy tak objawia sie rozpacz po stracie kogos bliskiego? Uciskiem w piersiach, plytkim oddechem, przemoznym pragnieniem, by krzyczec? Przycisnal dlonie do oczu. Nie przynioslo mu to ulgi. Czul narastajace napiecie.
Nie wiadomo dlaczego, przypomnial mu sie ten chlopczyk, ktorego musial zakopac pod krzewem azalii. Zapieklo go w gardle, ramiona zadrzaly. Poczul do siebie wstret. Nienawidzil sily wlasnych emocji, tego okropnego odglosu lkania, bezsilnosci lez.
Policja nigdy nie znalazla ciala. Wiedzial o tym, bo sledzil te sprawe w Internecie. Chlopca uznano za zaginionego. Tak jak kiedys jego, potem Aarona, a teraz tego nowego, Scotta. A takze okolo dziesieciu tysiecy innych dzieci rocznie.
To prawda, co mowil brat: jest tylu niegrzecznych chlopcow, ze Pan Hamburger ma pelne rece roboty.
On od kilkudziesieciu lat robil to samo. Porywal, niszczyl i zabijal. Tuzinami pozeral ludzkie istnienia, od zupelnie niewinnych po te niezupelnie niewinne. To nie mialo dla niego znaczenia. Robil to, bo tylko wtedy przestawal sie bac.
Czul, ze koniec jest bliski. Od trzech godzin na czestotliwosci policyjnej mowili o strzelaninie w zabytkowym hotelu Smith House. Ofiara nie byl agent FBI, lecz nastolatek o nieznanej tozsamosci. Aaron zawalil sprawe. Agentka musiala dopasc go pierwsza. A moze stalo sie cos innego? To juz niewazne. Henrietta nie zyla, Aaron tez, a mlodszy chlopak zniknal w domu polozonym nizej na wzgorzu. Zostala mu Ginny, ale to tylko podla, klamliwa dziwka.
Jezeli pierwsza wpadnie w rece policji, na pewno go zdradzi. Kobiety tylko to potrafia.
Trzeba bedzie sie zastanowic, opracowac plan, ale najpierw rzecz jasna musi sie zajac Henrietta.
Trzecia piec nad ranem. Przypadkiem zerknal na zegarek i gdy zauwazyl godzine, wpadla mu do glowy mysl. Juz wiedzial, co musi sie zdarzyc.
Polozyl Henriette na srodku lozka i podszedl do polek, gdzie w rzedach terrariow znajdowala sie reszta jego kolekcji. Poczawszy od lewej strony, zaczal kolejno zdejmowac pokrywy. Potem przeszedl do drugiego pokoju, gdzie mieszkaly pustelniki brunatne i przadki. Powoli, metodycznie wypuszczal wszystkie pajaki na wolnosc.
Nastepnie zgromadzil w garazu szesc kanistrow benzyny.
Zaczal od komputera, poniewaz tam znajdowalo sie najwiecej obciazajacych go dowodow. Przeszedl do salonu i nasaczyl sofe i zaslony oraz oblal regaly z taniej plyty wiorowej. Nastepny byl pokoj chlopcow, a stamtad wspial sie po schodach do swego prywatnego sanktuarium. Nasaczyl benzyna materac z cialem Henrietty – stos pogrzebowy dla wielkiego wojownika. Potem poszedl do garazu po ostatnie dwa kanistry.
Uslyszal w oddali syreny. Kolejne radiowozy zmierzaly do Smith House. A moze jechali po niego?
On juz spedzil dziesiec dlugich lat w najokrutniejszym wiezieniu swiata. Ani myslal tam wracac.
Powinni byli go znalezc, pomyslal ze zloscia, odkrecajac zakretke kanistra i polewajac obficie wszystko wkolo. Ci durni policjanci powinni byli wytropic Pana Hamburgera, wpasc do pokoju w tym pierwszym hotelu i go zgarnac. Ale skad, nikt sie nie pojawil. Ani razu w ciagu dziesieciu lat. Nawet w dniu jego smierci.
Zawiedli go. Pozwolili, zeby stal sie tym, kim byl.
Za to teraz im pokaze. Pokaze im wszystko, czego sie od niego nauczyl.
Ostatni kanister byl pusty. Ze zloscia cisnal go do pokoju goscinnego. Kilka kropli benzyny spadlo mu na reke, a nozdrza wypelnil charakterystyczny ostry zapach. Znowu uslyszal syreny, jakby coraz glosniejsze.
Zostalo niewiele czasu.
Na szczycie schodow musial ominac cztery wlochate postacie, pierwsze ptaszniki, ktore uciekly ze swoich terrariow i robily rekonesans w terenie. Zbiegal po dwa schodki. Na dole natknal sie na dwa nastepne pajaki, juz zwarte w morderczym uscisku. Terytorialni kanibale, ledwie poczuli smak wolnosci, zaczeli ze soba walczyc.
„Dziewczyny – chcial im powiedziec – to jeszcze nic, poczekajcie”.
Ale nie bylo czasu na gadanie. Szarpnal za drzwi szafy w przedpokoju, gdzie wmontowal sejf z bronia. Kilka obrotow galka i otworzyl go na osciez – przygladnal sie zawartosci.
Wycie syren rozchodzilo sie echem ponad wzgorzem.
Dziewiatka, glock kaliber 40, strzelba, karabin i cale pudla amunicji. Drzacymi rekami zapakowal to wszystko do torby, wysypujac przy tym kilka nabojow.
Pisk opon na podjezdzie.
Zaklal, zlapal torbe i rzucil sie w kierunku tylnych drzwi. W ostatniej chwili sobie przypomnial: wyjal z kieszeni zapalniczke, pstryknal i rzucil na ziemie.
Pierwsze plomienie przeskoczyly przez kuchnie, opalajac mu przy okazji wloski na dloniach. Zajely sie kropelki benzyny na skorze. Gaszac je goraczkowo, patrzyl, jak ogien wdziera sie na korytarz i pedzi szalenczo ku schodom.