Moze to byla tylko jego wyobraznia, ale wydawalo mu sie, ze slyszy krzyk pierwszego pajaka.

Niszczyl wszystko, co kochal. W koncu to umial najlepiej.

Ale zostala jeszcze jedna osoba, ktora byla mu cos winna. Milosc, ktora nigdy nie wygasla, nawet po tylu latach. Aaronowi sie nie udalo. Jemu uda sie na pewno.

Zarzucil ciemnozielona torbe na ramie i wymknal sie tylnymi drzwiami w chwili, gdy pod dom zajechal policyjny radiowoz, szyby w oknach pekly z hukiem od sily ognia i cala jego kolekcja zaczela sie palic.

Rita nie spala, kiedy pierwsze odglosy syren przeciely powietrze. Nie zareagowala na ten dzwiek, lecz zostala w lozku i obserwowala wznoszaca sie nad drzewami pomaranczowa kule.

Od razu wiedziala, gdzie sie pali – w starym wiktorianskim domu na szczycie wzgorza.

Nie zdziwila sie wiec, gdy nagle w drzwiach pojawil sie chlopiec z rekami zalozonymi za plecy.

Nic nie powiedziala, tylko odrzucila koldre i wyjela pistolet.

– Chlopcze, czy ty masz z tym cos wspolnego?

– Nie, ciociu.

– Byles tu cala noc?

– Tak, ciociu.

– Dobrze. Czyli on zaraz sie tu zjawi. Chodz, musimy zabezpieczyc drzwi i okna.

Chlopiec wyjal noz.

37

„[…] pajaki zabijaja w zdumiewajacym tempie. Pewien holenderski badacz szacuje, ze w samej tylko Holandii zyje jakies piec bilionow osobnikow, a kazdy z nich konsumuje dziennie okolo jednej dziesiatej grama miesa. Gdyby ich ofiarami byli ludzie, nie owady, wystarczylyby im zaledwie trzy dni, zeby zjesc cala szesnastoipolmilionowa populacje tego kraju”.

(Burkhard Bilger, Spider Woman, „New Yorker”, 5 marca 2007)

Kiedy Sal i Kimberly przyjechali na miejsce, dom pod adresem podanym przez Ginny stal w plomieniach. Strazacy dzielnie probowali go gasic, ale bylo widac, ze sprawa jest beznadziejna.

Staneli z boku i patrzyli na pomaranczowe plomienie rozswietlajace nocne niebo, czujac na twarzach bijace od nich goraco. Na ulicy zebrali sie sasiedzi; przyszli w szlafrokach obejrzec widowisko.

– Szkoda – westchnela starsza siwa pani w papilotach – kiedys to byl taki piekny dom.

– Pani zna wlasciciela? – spytal ostro Sal, podchodzac do niej z Kimberly.

Ale kobieta pokrecila glowa.

– Dawniej znalam, ale dwa czy trzy lata temu dom zostal sprzedany. Nowego wlasciciela widywalam rzadko. W ogole go nie interesowalo dbanie o budynek i ogrod – prychnela z dezaprobata.

– Czyli to mezczyzna?

Kobieta wzruszyla ramionami.

– Stale ten sam widok: mlody czlowiek wsiadajacy i wysiadajacy z wielkiego czarnego samochodu. Zawsze w czapce z daszkiem, nawet w srodku zimy. Wydal mi sie dziwny. Na pewno nie mozna powiedziec, zeby byl sympatyczny.

– Fakt – wtracil sie z boku jakis mezczyzna w niebieskim flanelowym szlafroku. – Moja zona zaniosla mu na powitanie talerz ciastek. Nacisnela dzwonek i widziala przez okienko, ze stoi w przedpokoju, ale jej nie otworzyl. No to zostawila talerz na schodach i poszla. Zdecydowanie jakis dziwak.

– A chlopaka czasem widywaliscie? – spytal Sal.

Mezczyzna zmarszczyl brwi.

– Taki osiemnasto-, dziewietnastolatek? Rzadko wychodzil z domu. To chyba jego syn.

– Jest tez drugi, mlodszy – dodala autorytatywnie pani w papilotach. – W kazdym razie ostatnio widywalam go na podworku. Nie wiem, czy z nim mieszkal, czy tylko przyjechal w odwiedziny.

Sal i Kimberly wymienili spojrzenia.

– A dzisiaj?

– Nic nie widzialam. Dopiero jak uslyszalam te syreny i zobaczylam, ze sie pali.

Spojrzeli na mezczyzne w niebieskim szlafroku, ale ten przepraszajaco wzruszyl ramionami. Najwyrazniej mieszkancy tej ulicy po prostu smacznie spali. Czego nie mogli o sobie powiedziec Sal i Kimberly.

Podeszli do mlodego policjanta, ktory pierwszy sie zjawil na miejscu. Nie mial wiele do dodania. Uslyszal przez radio, ze wzywa sie pod ten adres wszystkie jednostki w zwiazku z poszukiwaniem podejrzanego o nieustalonej tozsamosci. Kiedy przyjechal, w oknach bylo juz widac plomienie. A potem wylecialy szyby i dom zamienil sie w wielka ognista kule. Zadzwonil po straz pozarna i tyle.

Rozmawiali tez z dowodca jednostki strazy, tegim mezczyzna z siwiejacym wasem na ogorzalej twarzy.

– Na sto procent uzyto wspomagacza – stwierdzil. – Nie ma mowy, zeby przy takiej wilgotnosci budynek tak szybko sie zapalil. Ktos musial w tym pomoc. Zapach wskazuje na benzyne, ale dopiero gdy wejdzie Mike, bedziemy wiedzieli cos wiecej.

Mike, jak sie okazalo, byl okregowym ekspertem pozarnictwa. Wezwano go, ale nie mogl zaczac ogledzin, dopoki ogien nie zostanie dogaszony, a budynek schlodzony i zabezpieczony. A to najprawdopodobniej nastapi w poznych godzinach rannych, jezeli nie kolo poludnia.

Innymi slowy agenci nie mieli na razie nic do roboty. Dowodca strazy poradzil, zeby poszli sie zdrzemnac. Da im znac, kiedy przyjdzie ich kolej.

Kimberly to dosyc rozbawilo. Jakby jeszcze kiedykolwiek potrafila zasnac. Na sama mysl zaczela chichotac jak ktos niespelna rozumu. Znow poczula goraco i charakterystyczny smrod palacej sie izolacji, stopionych przewodow elektrycznych, rozlanej benzyny.

Zastanawiala sie, co sie moglo stac z mlodszym chlopcem. Czy gdzies w tych zgliszczach leza jego skulone, zweglone zwloki? Jednego chlopca juz dzisiaj zawiodla. A co bedzie z tym? Jego „nastepca”?

Ogien wypalil pierwsza dziure w dachu, znajdujac doplyw swiezego tlenu i buchajac w gore z ogluszajacym hukiem. Stara drewniana konstrukcja zlowieszczo jeknela. Strazacy krzykneli, zeby sie cofnac.

Wtedy z poteznym, przeciaglym skrzypnieciem budynek sie przechylil, jakby zastygl w powietrzu na te jedna ostatnia chwile, po czym runal na ziemie, wyrzucajac w ciemnosc roj iskier. Plomienie na nowo wystrzelily w gore. Sasiedzi zamarli z przerazenia. Strazacy ponownie z determinacja ruszyli do akcji.

Sal odprowadzil Kimberly do samochodu. W milczeniu wrocili do hotelu, gdzie spali Rainie i Quincy, ekipa zbierala slady, a karetka wreszcie przyjechala zabrac martwe cialo samotnego chlopca. Ginny Jones odwieziono do aresztu okregowego. Jedno pieklo za nimi, drugie dopiero sie zacznie. Zaprowadzil Kimberly do pokoju.

– On wie – mruknela. – Wie, ze Aaron nie wykonal zadania. Dlatego podpalil dom. Wiedzial, ze jedziemy i chcial zatrzec slady.

Sal odwinal koldre, posadzil Kimberly na lozku, a potem ostroznie ja polozyl i przykryl.

– Musimy cos zrobic – nie dawala za wygrana. – Co bedzie, jesli uzna, ze ten maly jest dla niego ciezarem? A jesli skupi sie na nas? Trzeba opracowac plan.

Sal zdjal poduszke i polozyl ja na podlodze.

– On jest blisko, Sal. Ja to czuje. Zamierza zrobic cos potwornego.

– Spijmy – Ulozyl sie na ziemi, niczym nie przykryty, tylko na poduszce.

Kimberly gapila sie na niego zdumiona. A potem, ku wlasnemu zaskoczeniu, zamknela oczy i swiat szczesliwie zniknal.

– Zrobimy tak – powiedzial szeryf Duffy. Bylo tuz po jedenastej. W piwnicach Smith House zwolal wstepne zebranie grupy zadaniowej. Obecni byli wszyscy, lacznie z ekipa ERT i grupa miejscowych policjantow, ktorzy cala noc byli na nogach. Kawa lala sie strumieniami, a oprocz niej na stol wjezdzaly talerze pelne maslanych buleczek i kielbasy domowego wyrobu. Takiego cateringu chyba nigdy nie mieli.

– Na szczyt Blood Mountain prowadza dwa glowne szlaki. – Szeryf Duffy rozlozyl na stole wielka mape.

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату