– Jak noc?

– Zgarnelismy osmiu dealerow, przejelismy kilkaset kilogramow kokainy. Normalka.

Usmiechnela sie, sciskajac palcami nasade nosa, zeby powstrzymac naplywajace do oczu lzy.

– Kiedy skonczyliscie?

– Dwie godziny temu.

– Pewnie padasz na twarz.

– Marze o cieplej poscieli, ale najpierw chcialem zadzwonic do ciebie. Posluchac uroczego glosu mojej zony.

Doslyszala w tym dziwne tony. Byl zmeczony? Rozzalony? Zly? Kiedys umialaby rozpoznac. Cisza sie przeciagala, az Kimberly zrozumiala, ze Mac tez to wyczuwa. Ten dystans, ktory na poczatku nie wydawal sie wcale taki duzy, teraz urosl do groznych rozmiarow.

– A u ciebie? – spytal w koncu ponurym glosem, zupelnie do niego niepodobnym.

– Mielismy tu maly wypadek.

– Kimberly?

– Nie, mnie nic sie nie stalo, ale moj informator, ten chlopak, ktory do mnie dzwonil, zjawil sie w naszym hotelu i sie zastrzelil.

– Kimberly?

– Potwierdzil, ze Dinchara uprowadzal i zabijal prostytutki. Pomagal mu pozbywac sie cial. Sam tez byl jedna z jego ofiar porwana w dziecinstwie. Nie wiedzial… Nie umial… Popelnil samobojstwo. Przystawil pistolet do skroni i rozwalil sobie mozg. W moim pokoju.

– Nic ci nie jest? Dobrze sie czujesz? – spytal lagodnie Mac.

Kimberly zaskoczyla ich oboje, mowiac:

– Nie. Czuje sie fatalnie. Jestem wsciekla i chce mi sie wyc, tylko co to da? Spoznilam sie. Wszyscy sie spoznilismy. Ten chlopak nas potrzebowal dziesiec lat temu. Zawiedlismy go. Tak jak Ginny Jones i Tommy'ego. Cala ta sprawa to jeden lancuch cierpien, ktore nigdy nie powinny byly sie zdarzyc. A teraz stoje u podnoza czegos, co sie nazywa Blood Mountain i jak dobrze pojdzie, znajdziemy tu jeszcze wiecej cial porzuconych przez sukinsyna, ktory to wszystko zaczal. Nie moge uwierzyc, ze decyduje sie wydac dziecko na swiat, w ktorym handel zywym towarem zamiast sie zmniejszac, kwitnie, gdzie dzieci porywa sie z ich wlasnych lozek, z pokojow hotelowych albo z rodzinnych wakacji w parku narodowym. Jezeli egzekwowanie prawa jest wojna, to ja przegrywamy, i ja po prostu zaczynam miec tego dosyc.

– Przyjade tam – powiedzial Mac.

– Nie wyglupiaj sie. Cala noc nie spales. Idz sie poloz.

– Jestescie od strony Woody Gap czy jeziora?

– Znasz to miejsce?

– Wychowalem sie tam, zapomnialas?

– Mac… naprawde powinienes sie wyspac.

– Daj mi dwie godzinki. Co sie moze stac przez ten czas? Kocham cie, Kimberly. Do zobaczenia.

Rozlaczyl sie. Kimberly stala pod drzewem i sama nie wiedziala, czy czuje ulge, strach czy zaskoczenie. Przede wszystkim czula wlasny puls, ktory wciaz rozsadzal jej skronie, oraz deszcz skapujacy z galezi na glowe i dalej na kark. W pewnej chwili wydalo jej sie, ze to las placze, a przeciez do niej nie pasuja takie infantylne metafory.

Dotknela wiec swego brzucha. Niesmialo, delikatnie.

– Czesc, malutka – szepnela, a po chwili: – Przepraszam cie – chociaz do konca nie wiedziala za co.

Katem oka dostrzegla ojca, ktory stal przy drodze i dawal jej jakies znaki. Westchnela i poszla do niego.

– Rozmawialas dzis rano z Ginny Jones? – spytal.

Pokrecila glowa. Podeszla do nich Rainie.

– Bo chcialbym ja o cos spytac. To by moglo rzucic troche swiatla na pewne sprawy.

Kimberly wzruszyla ramionami. Psy szukaly tropu, reszta ekipy czekala. I tak nie bylo co robic.

– Dobra, zadzwonie do niej. – Wykrecila numer biura szeryfa okregowego i przelaczyla komorke na glosnik. Wszyscy troje nachylili sie nad nia.

Kiedy po drugiej stronie ktos odebral, Kimberly sie przedstawila i poprosila o rozmowe z funkcjonariuszem, ktory przyjmowal do aresztu Ginny Jones. Zawolali go i po kilku minutach podszedl do telefonu.

– O co chodzi?

– Mowi agentka specjalna FBI Kimberly Quincy. Chodzi o aresztowana dzisiaj rano Virginie Jones. Chcialam spytac, kiedy sie odbedzie rozprawa wstepna?

– Juz sie odbyla.

– Slucham? – Spojrzala zaskoczona na ojca i Rainie, ktorzy rowniez nie kryli zdziwienia.

– O dziewiatej trzydziesci rano. Doprowadzilismy aresztowana na sale, sedzia wyznaczyl kaucje i pietnascie po dziesiatej ja zwolnilismy…

– Slucham? – podniosla glos Kimberly. Rainie i Quincy az zamrugali powiekami, a policjant po drugiej stronie sluchawki na chwile zamilkl.

– Wyznaczono kaucje w wysokosci dziesieciu tysiecy… – zaczal.

– Za pomoc w usilowaniu zabojstwa agenta federalnego?

– No, ale ten chlopak zabil siebie, nie pania, i to chyba troche oslabilo argumentacje prokuratora okregowego.

– Ginny nie mogla wiedziec, ze Aaron wlasnie to zechce zrobic.

– Ja tylko mowie, co powiedzial sedzia. Dziesiec tysiecy dolarow kaucji. Pieniadze zostaly wplacone i…

– Kto wplacil?

– Hm… – uslyszeli stuk odkladanego telefonu i glos wolajacy w glab pomieszczenia: – Hej, Rick?Nie wiesz, kto wplacal kaucje za te Jones? Rodzina, agencja finansowa? Aha. Dobra, dzieki. - Wrocil. – Jakis facet. Mial czek gotowkowy na dziesiec patykow. Rick mowi, ze to chyba jej znajomy, bo sie sciskali na parkingu.

Kimberly zamknela oczy.

– Tylko niech mi pan nie mowi, ze mial na glowie bejsbolowke.

–  Hej, Rick… - Po chwili: – Tak, czerwona.

– Kurwa mac! – W tym momencie do niej dotarlo. Nie wiedziala, czy ma sie smiac czy plakac, wiec trzasnela klapka telefonu i z impetem kopnela kepe trawy. – Alez z nas idioci! Zagrala nam na nosie!

Ojciec i Rainie mieli zdziwione miny, wiec nie przestajac kopac trawy, niemal oszalala z wscieklosci, wszystko im wyjasnila:

– Musisz zabic osobe, ktora kochasz. Takie sa reguly. Aaron Johnson zginal. Czyli co to oznacza?

Pierwszy pojal Quincy.

– Ona zdala egzamin. Ginny Jones wystawila Aarona, zeby sie uwolnic.

– Otoz to. A my jestesmy kretynami, ktorzy pozwolili jej uciec. Dinchara wplacil za nia kaucje i odebral z aresztu. Widziano, jak sie obejmowali na parkingu. Sa teraz razem, wolni, a my co? Dalismy sie zrobic w konia.

– Chyba nie myslisz… – zaczela Rainie.

Ale rozmowe przerwalo glosne ujadanie psa, a po nim podniecony krzyk. Wszyscy troje podniesli glowy i zobaczyli mase biegnacych ludzi, ktorzy tez krzyczeli. Psy podjely trop i wciagnely w glab lasu Skeetera oraz reszte ekipy.

38

„Skakuny maja wielkie oczy, ktore potrafia dostrzec najmniejszy ruch przechodzacego owada. Najpierw podkradaja sie do ofiary, a nastepnie skacza na nia, otwierajac w locie szczeki, i zadaja smiertelne ukaszenie”.

(Christine Morley, Freaky Facts About Spiders, 2007)

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату