– Mial ze soba aktowke. W srodku byl bialy szpitalny fartuch, stetoskop i pistolet z tlumikiem.
– Zastrzelil napastnika? Szuka pan kogos z rana postrzalowa?
– Nie. Nie uzyl broni. Ale rozumie pani, do czego zmierzam? Szpitalny fartuch? Stetoskop?
– On nie byl lekarzem, prawda?
– Wlasnie. Wyglada na to, ze zamierzal wejsc do szpitala, nalozyc fartuch, zawiesic na szyi stetoskop i udawac lekarza.
Zerknela na niego, kiedy dotarli do kraweznika i weszli na chodnik.
– Po co?
– Na podstawie wstepnych ogledzin zastepca patologa ustalil, ze Rink zostal zabity pomiedzy czwarta a szosta dzisiaj rano, chociaz znaleziono go dopiero o dziewiatej czterdziesci piec. Wiec jesli chcial odwiedzic kogos w szpitalu, powiedzmy o piatej rano, prawie na pewno musialby udawac lekarza, poniewaz godziny odwiedzin zaczynaja sie dopiero o pierwszej po poludniu. Gdyby probowal wejsc na ktorys oddzial o tej porze w cywilnym ubraniu, mogla go zatrzymac pielegniarka albo straznik z ochrony. Ale w bialym fartuchu, ze stetoskopem, mogl sie przemknac niezauwazony.
Dotarli do glownego wejscia szpitala. Laura przystanela na chodniku.
– Kiedy pan mowi „odwiedzic”, nie chodzi panu o odwiedziny.
– Nie.
– Wiec pan uwaza, ze on zamierzal wejsc do szpitala i kogos zabic.
– Czlowiek nie nosi pistoletu z tlumikiem, jesli nie zamierza go uzyc. Tlumiki sa nielegalne. Za to groza surowe kary. Zlapia cie z tlumikiem i siedzisz po uszy w go… w klopotach. Poza tym jeszcze nie znam szczegolow, ale dowiedzialem sie, ze Rink byl notowany. Podejrzewaja, ze przez ostatnie kilka lat dzialal jako wolny strzelec.
– Platny zabojca?
– Moge sie zalozyc.
– Ale to jeszcze nie znaczy, ze chcial zabic Melanie. Moze kogos innego w szpitalu…
– Juz to uwzglednilismy. Sprawdzamy na liscie pacjentow, czy maja tutaj kogos z kryminalna przeszloscia albo koronnego swiadka w procesie, ktory niedlugo sie rozpocznie. Albo znanych handlarzy narkotykow czy czlonkow rodziny mafijnej. Na razie niczego nie znalezlismy. Nikt nie pasuje jako cel Rinka… oprocz Melanie.
– Czy pan twierdzi, ze ten Rink zabil Dylana, Hoffritza i tego trzeciego w Studio City… a potem przyjechal tutaj, zeby zabic Melanie, bo go widziala w akcji?
– Mozliwe.
– Wiec kto zabil Rinka? Haldane westchnal.
– W tym miejscu logika zawodzi.
– Ktokolwiek go zabil, nie chcial, zeby on zabil Melanie – oswiadczyla Laura.
Haldane wzruszyl ramionami.
– Ciesze sie, jesli tak bylo.
– Z czego tu sie cieszyc?
– No, jesli ktos zabil Rinka, zeby powstrzymac go od zabicia Melanie, to znaczy, ze ona nie ma samych wrogow. Ma rowniez przyjaciol.
Z nieukrywanym wspolczuciem Haldane zaprzeczyl:
– Nie. To niekoniecznie prawda. Ludzie, ktorzy zabili Rinka, pewnie chcieli dostac Melanie tak samo jak on… tylko chcieli ja dostac zywa.
– Dlaczego?
– Poniewaz ona wie za duzo o eksperymentach prowadzonych w tamtym domu.
– Wiec tez powinni chciec jej smierci, jak Rink.
– Chyba ze jej potrzebuja, zeby kontynuowac eksperymenty.
Laura od razu zrozumiala, ze mial racje, i ramiona jej opadly pod brzemieniem tego nowego strachu. Dlaczego Dylan pracowal z takim skompromitowanym fanatykiem jak Hoffritz? I kto ich finansowal? Zadna legalna fundacja, zaden uniwersytet czy instytut badawczy nie przyznalby grantu Hoffritzowi, odkad go wyrzucono z UCLA. Zadna szanujaca sie instytucja nie oplacalaby rowniez Dylana, czlowieka, ktory porwal wlasne dziecko i ukrywal sie przed prawnikami zony, czlowieka wykorzystujacego wlasna corke jako krolika doswiadczalnego w eksperymentach, ktore doprowadzily ja na skraj autyzmu. Ktokolwiek dostarczal pieniedzy na utrzymanie Dylana i prowadzenie badan tego rodzaju, byl szalony, rownie szalony jak Dylan i Hoffritz.
Chciala, zeby to wszystko wreszcie sie skonczylo. Chciala zabrac Melanie ze szpitala, wrocic do domu i odtad zyc szczesliwie, poniewaz nikt na swiecie nie zasluzyl sobie na spokoj i szczescie bardziej niz jej mala dziewczynka. Ale teraz „oni” na to nie pozwola. „Oni” sprobuja znowu porwac Melanie. „Oni” potrzebowali dziecka dla celow i powodow, ktore tylko „oni” rozumieli. Kim, u diabla, oni byli? Ludzie bez twarzy. Ludzie bez nazwiska. Laura nie mogla walczyc z wrogiem, ktorego nigdy nie widziala, a jesli nawet widziala, to nie rozpoznala.
– Oni sa dobrze poinformowani – powiedziala. – I nie traca czasu.
Haldane zamrugal.
– O czym pani mowi?
– Melanie przebywala w szpitalu dopiero od kilku godzin, kiedy Rink sie zjawil. Nie musial dlugo jej szukac.
– Niezbyt dlugo – przyznal porucznik.
– Co sklania do podejrzen, ze mial swoje zrodla.
– Zrodla? To znaczy w departamencie policji?
– Mozliwe. A przeciwnicy Rinka szybko sie dowiedzieli, ze on sciga Melanie – dodala Laura. – Oni wszyscy dzialaja cholernie szybko, obie grupy, kimkolwiek sa.
Stanela przez frontowymi drzwiami szpitala i uwaznie obserwowala ruch uliczny, a takze sklepy i biura po drugiej stronie alei. Slonce blyszczalo w wielkich szklanych taflach okien, lsnilo w szybach i chromowanych czesciach przejezdzajacych samochodow osobowych i ciezarowek. W demaskatorskich promieniach slonca Laura miala nadzieje wykryc cos podejrzanego, co Haldane moglby scigac i schwytac, ale widziala tylko zwyklych ludzi robiacych zwykle rzeczy. Rozgniewal ja ten zwykly, powszedni dzien i nieuchwytny wrog, ktory nie chcial sie ujawnic.
Nawet slonce i cieplo irracjonalnie ja draznily. Haldane wlasnie jej powiedzial, ze ktos chce zabic jej corke, a ktos inny chce ja porwac i znowu zamknac w komorze deprywacji sensorycznej albo przywiazac do innego prowizorycznie skleconego krzesla elektrycznego, zeby dalej ja torturowac, Bog wie w jakim celu. Takie wiadomosci wymagaly zupelnie innej atmosfery. Burza nie powinna jeszcze minac. Niebo powinno byc szare, posepne, ciezkie od chmur; powinien padac deszcz i dmuchac zimny wiatr. Zupelnie nie na miejscu wydawala sie wspaniala pogoda i ludzie spacerujacy w sloncu, usmiechnieci, pogwizdujacy, zadowoleni, podczas gdy Laura zapadala coraz glebiej w mroczny, ponury koszmar na jawie.
Spojrzala na Dana Haldane’a. Wietrzyk rozwiewal jego piaskowe wlosy, slonce wyostrzalo przyjemne rysy twarzy, dodajac im wyrazu. Nawet pomijajac korzystna gre swiatlocienia, byl zdecydowanie przystojny. W innych okolicznosciach moglaby sie nim zainteresowac. Kontrast pomiedzy poteznym cialem a lagodnym zachowaniem dodawal mu tajemniczosci. Zmarnowany potencjal tego zwiazku mogla dopisac do listy zarzutow przeciwko nieznanym „im”.
– Dlaczego tak pilnie chcial pan sie ze mna skontaktowac? – zapytala. – Dlaczego wydzwanial pan do mnie przez poltorej godziny? Chyba nie po to, zeby mi powiedziec o Rinku. Wiedzial pan, ze tutaj przyjade. Mogl pan spokojnie zaczekac ze zlymi nowinami.
Haldane zerknal w strone parkingu, gdzie furgonetka kostnicy odjezdzala z miejsca zbrodni. Kiedy znowu spojrzal na Laure, twarz mial pobruzdzona, usta zaciete, oczy mroczne od troski.
– Chcialem pani poradzic, zeby znalazla pani prywatna firme ochroniarska i zalatwila calodobowa ochrone domu, kiedy juz pani odbierze Melanie ze szpitala.
– Ochroniarza?
– Mniej wiecej.
– Ale jesli jej zycie jest w niebezpieczenstwie, czy policja nie zapewni ochrony?
Pokrecil glowa.
– Nie w tym przypadku. Nie bylo bezposredniego zagrozenia, telefonow z pogrozkami, listow.
– Rink…