zadna policyjna agencja nie zdobyla wystarczajacych dowodow, zeby postawic Rinka przed sadem.
Ale i tak ktos wymierzyl mu sprawiedliwosc.
Nie policja ani sad, tylko ktos inny.
Haldane zamknal folder, polozyl go na teczce Coopera i wyciagnal z kieszeni garsc najnowszych spisow. Przegladal je przez kilka minut i tym razem cos wyskoczylo. Nazwisko: Mary O’Hara. Czlonek zarzadu organizacji Teraz Wolnosc. Jej nazwisko i numer znajdowaly sie na bloczku obok telefonu w gabinecie Dylana McCaffreya.
Haldane odlozyl spisy i siedzial przez chwile pograzony w myslach. Boze, co za balagan. Dwaj doktorzy psychologii, obaj dawniej z UCLA – martwi. Jeden biznesmen milioner i polityczny aktywista – martwy. Jeden byly gliniarz, byly agent FBI i prawdopodobnie platny morderca – martwy. Dziwaczny szary pokoj w zwyklym podmiejskim domu, gdzie jedna mala dziewczynka byla – miedzy innymi – torturowana elektrowstrzasami. Przez wlasnego ojca. Wielki Bog Szmatlawego Dziennikarstwa byl laskawy dla swoich wyznawcow: prasa zakocha sie w tej historii.
Dan zwrocil dwie teczki urzednikowi z archiwow i pojechal winda do wydzialu badan naukowych.
14
Jak tylko weszli do domu, Earl Benton obszedl wszystkie pokoje i sprawdzil, czy drzwi i okna sa pozamykane. Zaciagnal zaslony i rolety i poradzil Laurze, zeby ona i Melanie trzymaly sie z dala od okien.
Wybrawszy kilka czasopism ze stosu publikacji lezacych na mosieznej tacy w gabinecie Laury, Earl przysunal krzeslo do jednego z frontowych okien w pokoju dziennym, skad mial widok na chodnik i jezdnie.
– Moze wyglada, jakbym sie lenil, ale prosze sie nie martwic. Nic w tych magazynach nie rozproszy mojej uwagi.
– Ja sie nie martwie.
– Moja praca to glownie siedzenie i czekanie. Facet zwariuje, jesli nie ma gazety albo pisma.
– Rozumiem – zapewnila go.
Pieprzowka, cetkowana kocica, bardziej zainteresowala sie Earlem niz Melanie. Przez pewien czas krazyla czujnie wokol niego, obserwowala go, weszyla u jego stop. Wreszcie wlazla mu na kolana i zazadala pieszczot.
– Ladna kicia – powiedzial, drapiac Pieprzowke za uszami. Kotka rozlozyla sie wygodnie, z rozkosznie zadowolona mina.
– Ona zwykle nie idzie tak szybko do obcych – odparla Laura.
Earl wyszczerzyl zeby.
– Zawsze mialem podejscie do zwierzat.
Chociaz to bylo niemadre, reakcja kotki podniosla Laure na duchu i jeszcze bardziej zwiekszyla jej sympatie do Earla Bentona. Teraz ufala mu kompletnie.
Co to znaczy? – zapytala sama siebie. Czy juz mu nie zaufalam? Czy podswiadomie mialam wobec niego watpliwosci?
Zostal wynajety, zeby chronic ja i Melanie, i to wlasnie bedzie robil. Nie miala powodu podejrzewac, ze byl zwiazany z ludzmi, ktorzy chcieli zabic Melanie – albo z tymi, ktorzy woleli zamknac ja zywcem w nastepnym szarym pokoju.
Lecz wlasnie takie podejrzenie tkwilo gleboko w podswiadomosci Laury.
Powinna bronic sie przed paranoja. Nie znala swoich wrogow: wrogow bez twarzy. Dlatego sklonna byla podejrzewac wszystkich, tworzyc zawiklane teorie spisku, ktory zatacza coraz szersze kregi, az wreszcie obejmie wszystkich ludzi na swiecie procz niej samej i Melanie.
Zaparzyla kawe dla siebie i Earla, a potem przygotowala goraca czekolade dla Melanie i zaniosla do gabinetu, gdzie czekala dziewczynka. Laura zalatwila sobie bezterminowe zwolnienie ze Swietego Marka i poprosila kolege, zeby przejal jej prywatnych pacjentow przynajmniej na nastepny tydzien. Zamierzala rozpoczac terapie z Melanie natychmiast, jeszcze tego samego popoludnia, ale nie chciala prowadzic sesji w jednym pokoju z Earlem, zeby ich nie rozpraszal.
Gabinet byl maly, lecz wygodny. Dwie sciany od sufitu do podlogi zakrywaly regaly, wypelnione eklektyczna kolekcja ksiazek w twardych oprawach, od egzotycznych tomow z dziedziny specjalistycznej psychologii po popularne powiesci. Na pozostalych scianach, obitych bezowym welurem, wisialy dwie ryciny Delacroix. Stalo tam ciemne sosnowe biurko z wyscielanym krzeslem, bujany fotel i szmaragdowozielona sofa z mnostwem poduszek. Miekkie bursztynowe swiatlo padalo z dwoch mosieznych lamp Stiffela stojacych na dopasowanych bocznych stolikach; Earl zaciagnal szmaragdowozielone kotary.
Melanie siedziala na sofie, wpatrujac sie we wlasne dlonie, odwrocone wnetrzem do gory.
– Melanie.
Dziewczynka nie okazala, ze zdaje sobie sprawe z obecnosci matki.
– Skarbie, przynioslam ci goracej czekolady.
Kiedy dziewczynka nadal nie reagowala, Laura usiadla obok niej. Trzymajac kubek w jednej dloni, druga reka ujela podbrodek Melanie, przechylila jej glowe i spojrzala w oczy.
Nadal byly przerazajaco puste i Laura nie zdolala nawiazac z nimi kontaktu, przykuc ich uwagi.
– Wypij to, Melanie – powiedziala. – To dobre, smaczne. Bedzie ci smakowalo. Wiem, ze bedzie ci smakowalo.
Przylozyla brzeg kubka do ust dziewczynki i cierpliwie naklonila corke, zeby wypila lyk czekolady. Troche pocieklo po policzku Melanie i Laura zebrala krople papierowa serwetka, zanim kapnely na sofe. Po dalszych zachetach dziewczynka zaczela pic mniej niezdarnie. Wreszcie jej chude raczki uniosly sie i objely kubek dostatecznie mocno, zeby Laura mogla go puscic. Trzymajac kubek samodzielnie, Melanie wypila resztke goracej czekolady szybko i lapczywie. Kiedy skonczyla, oblizala wargi. W jej oczach na mgnienie zablyslo zycie, plomyk swiadomosci; i na sekunde, nie dluzej niz na sekunde, jej oczy napotkaly spojrzenie matki, nie patrzyly przez Laure jak przedtem, ale na nia. Ta cenna chwila bliskosci zelektryzowala Laure. Niestety Melanie natychmiast wycofala sie z powrotem do sekretnego wewnetrznego swiata, jej oczy znowu sie zaszklily. Teraz jednak Laura wiedziala, ze dziecko moze powrocic ze swego dobrowolnego wygnania; zatem istniala szansa, chociaz niewielka, ze mozna ja sprowadzic nie na jedna sekunde, lecz na stale.
Wyjela pusty kubek z dloni Melanie i odstawila na boczny stolik. Potem usiadla przodem do dziewczynki, wziela ja za rece i powiedziala:
– Skarbie, minelo tyle czasu, a ty bylas taka mala, kiedy ostatni raz cie widzialam… moze nie wiesz, kim jestem. Jestem twoja matka, Melanie.
Dziewczynka nie odpowiedziala.
Laura mowila cicho, lagodnie, tlumaczac wszystko krok po kroku, poniewaz miala pewnosc, ze przynajmniej na poziomie podswiadomosci Melanie ja rozumie.
– Wydalam cie na ten swiat, poniewaz pragnelam cie bardziej niz czegokolwiek innego. Bylas takim slicznym dzieckiem, takim kochanym, nigdy zadnych klopotow. Nauczylas sie chodzic i mowic szybciej, niz sie spodziewalam, i taka bylam z ciebie dumna. Taka dumna. Potem cie porwano i chcialam tylko, zebys wrocila. Zeby znowu cie przytulic i kochac. A teraz, malenka, najwazniejsze, zebys wyzdrowiala, zebys wyszla z tej dziury, w ktorej sie chowasz. I ja cie wylecze, skarbie. Pomoge ci wyjsc z tej dziury. Pomoge ci wyzdrowiec.
Dziewczynka nie odpowiedziala. Wyraz jej zielonych oczu swiadczyl, ze przebywala gdzies daleko.
Laura przyciagnela corke na kolana, objela ja, przytulila. Przez chwile po prostu tak siedzialy, dajac sobie bliskosc, dajac sobie czas, poniewaz musialy stworzyc wiez uczuciowa, zeby terapia miala jakies szanse.
Po kilku minutach Laura zaczela mruczec kolysanke, potem nucic slowa niemal szeptem. Pogladzila czolo coreczki, odgarnela jej wlosy z twarzy. Oczy Melanie pozostaly odlegle i szkliste, ale po chwili dziewczynka podniosla reke i wlozyla kciuk do ust. Jakby byla malym dzieckiem. Jak wtedy, kiedy miala trzy lata.
Lzy naplynely do oczu Laury. Glos jej zadrzal, ale dalej spiewala cichutko i przeczesywala palcami jedwabiste wlosy coreczki. Potem przypomniala sobie, jak usilnie probowala przed szesciu laty odzwyczaic Melanie od ssania kciuka, i rozbawilo ja, ze teraz ten widok tak ja ucieszyl i wzruszyl. Nagle plakala i smiala sie jednoczesnie, i na pewno wygladala glupio, ale czula sie cudownie.