Naprawde poczula sie tak dobrze, ssanie kciuka przez corke i przelotny kontakt wzrokowy po wypiciu goracej czekolady dodaly jej tyle otuchy, ze postanowila sprobowac hipnozy juz dzisiaj, zamiast czekac do jutra, jak planowala. Melanie, przytomna, lecz pograzona w polowicznej katatonii, wycofala sie gleboko w swiat fantazji i nie chciala wyjsc z bezpiecznej kryjowki swojego umyslu. Pod hipnoza bedzie bardziej ustepliwa, bardziej podatna na sugestie, i moze przynajmniej czesciowo pozwoli sie sprowadzic z powrotem do rzeczywistosci.

Hipnotyzowanie kogos w tym stanie powinno byc znacznie latwiejsze niz zahipnotyzowanie calkiem swiadomej osoby – albo wrecz niemozliwe. Laura dalej spiewala cicho kolysanke i zaczela masowac skronie dziewczynki, wykonujac okrezne ruchy koniuszkami palcow, naciskajac lekko. Kiedy powieki dziecka zatrzepotaly, Laura przerwala masaz i powiedziala szeptem:

– Spokojnie, malenka. Teraz zasnij, kochanie, spij, o tak, chce, zebys zasnela, odprez sie… zapadasz w gleboki naturalny sen… jak piorko, ktore opada coraz nizej w cieplym, nieruchomym powietrzu… opadasz w dol, w dol… spisz… ale wciaz slyszysz moj glos… w dol, w dol, wirujesz leniwie jak opadajace piorko… w dol, w sen… ale moj glos poplynie za toba w sen… w dol… w dol… bedziesz mnie sluchala i odpowiesz na wszystkie pytania, ktore ci zadam… spij, ale sluchaj i badz posluszna. Sluchaj i odpowiadaj.

Masowala jeszcze delikatniej, poruszala palcami coraz wolniej, az wreszcie oczy dziewczynki zamknely sie i zaczela oddychac miarowo, jak w glebokim snie.

Pieprzowka wsliznela sie przez uchylone drzwi i popatrzyla na nie z wyrazna ciekawoscia. Potem przemaszerowala przez pokoj, wskoczyla na bujany fotel i zwinela sie w klebek.

Wciaz trzymajac corke na kolanach, Laura powiedziala:

– Teraz opadlas na sam dol, zasnelas gleboko. Ale slyszysz mnie i odpowiesz, kiedy zadam ci pytanie.

Usta dziewczynki zwiotczaly, wargi byly lekko rozchylone.

– Slyszysz mnie, Melanie? Dziewczynka nie odpowiedziala.

– Melanie, slyszysz mnie?

Dziewczynka westchnela lekko, niemal niedoslyszalnie.

– Ach…

Po raz pierwszy wydala jakis dzwiek, odkad Laura zobaczyla ja w szpitalu poprzedniej nocy.

– Jak masz na imie? Dziewczynka zmarszczyla czolo.

– Me…

Cetkowany kot podniosl glowe.

– Melanie? Czy tak masz na imie? Melanie?

– Me… me. Pieprzowka nadstawila uszu.

Laura postanowila przejsc do nastepnego pytania.

– Czy wiesz, kim jestem, Melanie? Pograzone we snie dziecko oblizalo wargi.

– Me… me… to… och… to…

Drgnela i zaczela unosic jedna reke, jakby chciala cos odepchnac.

– Spokojnie – powiedziala Laura. – Odprez sie. Spokoj. Odprez sie i spij. Jestes bezpieczna. Jestes bezpieczna ze mna.

Dziewczynka opuscila reke. Westchnela.; Kiedy bruzdy na jej twarzy troche sie wygladzily, Laura powtorzyla pytanie:

– Czy wiesz, kim jestem?

Melanie wydala nieartykulowany, skamlacy dzwiek.

– Czy wiesz, kim jestem, Melanie?

Twarz dziecka ponownie sciagnela sie z wysilku lub strachu, usta wymamrotaly:

– Umm… uch… uch – uch – uch… to… to… Laura sprobowala innej taktyki.

– Czego sie boisz, Melanie?

– To… to… tam…

Teraz w jej glosie brzmial strach, porysowal blada skore jej twarzy.

– Co widzisz? – zapytala Laura. – Czego sie boisz, skarbie? Co widzisz?

– Te… tam… te…

Pieprzowka przechylila lepek i wygiela grzbiet. Z widocznym napieciem kotka czujnie obserwowala dziewczynke.

Powietrze bylo nienaturalnie ciezkie i nieruchome.

Chociaz to bylo niemozliwe, cienie w katach pokoju wydawaly sie wieksze i ciemniejsze niz przed chwila.

– To… tam… nie, nie, nie, nie.

Laura polozyla uspokajajaca dlon na zmarszczonym czole corki i czekala cierpliwie, kiedy dziewczynka usilowala cos powiedziec. Ogarnelo ja dziwne, niepokojace uczucie, zimny dreszcz przebiegl jej po kregoslupie jak zywa istota.

– Gdzie jestes, Melanie?

– Nie…

– Czy jestes w szarym pokoju?

Dziewczynka glosno zgrzytnela zebami, zacisnela powieki, mocno zwarla piesci, jakby bronila sie przed czyms bardzo silnym. Laura zamierzala cofnac ja w czasie, przeniesc ja do szarego pokoju w tamtym domu w Studio City, ale Melanie najwyrazniej wrocila tam sama bez zadnej zachety, gdy tylko zostala zahipnotyzowana. To nie mialo sensu: Laura nigdy nie slyszala o spontanicznej regresji hipnotycznej. Pacjentem trzeba zawsze kierowac, namawiac do powrotu na miejsce traumy.

– Gdzie jestes, Melanie?

– N – n – nie… te… nie!

– Spokojnie. Cicho. Czego sie boisz?

– Prosze… nie…

– Uspokoj sie, skarbie. Co widzisz? Powiedz mi, malenka. Powiedz mamie, co widzisz. Zbiornik, komore deprywacyjna? Nikt nie kaze ci tam wrocic, kochanie.

Ale nie tego lekala sie dziewczynka. Slowa Laury wcale jej nie uspokoily.

– Te… te…

– Krzeslo terapii awersyjnej? Elektryczne krzeslo? Nigdy juz na nim nie usiadziesz.

Cos innego przerazalo dziewczynke. Zadygotala i wyprezyla sie w ramionach Laury, jakby chciala sie wyrwac, uciekac.

– Kochanie, ze mna jestes bezpieczna – zapewniala Laura, przytulajac corke mocniej. – To cie nie skrzywdzi.

– Otwiera… otwiera sie… nie… one… otwarte…

– Spokojnie – powtorzyla Laura. Kiedy zimny dreszcz wedrujacy po jej plecach dotarl do karku, doznala przeczucia, ze za chwile stanie sie cos straszliwie waznego.

15

Porucznika Feliksa Porteau z wydzialu badan naukowych nazywano za plecami „Poirot”, jak nadetego belgijskiego detektywa z powiesci Agathy Christie. Dan nie mial watpliwosci, ze Porteau wolal sie uwazac za Sherlocka Holmesa, pomimo pokaznego brzuszka, krotkich nog, zgarbionych ramion, twarzy swietego Mikolaja i blyszczacej lysiny. Dla podtrzymania upragnionego wizerunku

Porteau prawie nigdy nie rozstawal sie z fajka o wygietym cybuchu, w ktorej palil aromatyczna mieszanke grubo cietego tytoniu.

Fajka nie palila sie, kiedy Dan wszedl do gabinetu Porteau, ale przedstawiciel wydzialu chwycil ja z popielniczki i wskazal nia krzeslo.

– Siadaj, Danielu, siadaj. Oczywiscie spodziewalem sie ciebie. Zakladam, ze przyszedles zapytac, czego sie dowiedzialem w sprawie Studio City.

– Zadziwiajaca spostrzegawczosc, Feliksie. Porteau odchylil sie do tylu w fotelu.

– Wyjatkowa sprawa. Naturalnie uplynie pare dni, zanim otrzymam wszystkie wyniki z mojego laboratorium. – Feliks zawsze mowil: „moje laboratorium”, jakby nie kierowal wydzialem badawczym policji w wielkim miescie,

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату