– Nie mialem czasu.

– Danny, Danny, musisz znalezc czas na te rzeczy. Toczy sie walka, ktora uksztaltuje nasze zycie, walka pomiedzy zwolennikami wolnosci a jej przeciwnikami, cicha wojna pomiedzy milujacymi wolnosc libertarianami a nienawidzacymi wolnosci faszystami i lewakami.

Dan nie glosowal – ani nawet nie rejestrowal sie w punktach wyborczych – od dwunastu lat. Niewiele go obchodzilo, ktora partia czy frakcja ideologiczna jest przy wladzy. Wcale nie uwazal, ze republikanie i demokraci, liberalowie i konserwatysci to same oszolomy; pewnie tacy byli, ale jemu wlasciwie to nie robilo roznicy i nie dlatego uparcie trwal w politycznym celibacie. Wierzyl, ze spoleczenstwo jakos sie utrzyma bez wzgledu na to, kto nim rzadzi, i nie mial czasu na wysluchiwanie nudnych politycznych argumentow.

Jego najwieksza, najbardziej absorbujaca pasja bylo morderstwo i wlasnie dlatego nie mial czasu na polityke. Morderstwo i mordercy. Niektorzy ludzie zdolni byli do niewyobrazalnej brutalnosci, co go fascynowalo. Nie ci zabojcy, ktorym ewidentnie brakowalo piatej klepki. Nie ci, ktorzy zabijali w bezmyslnym napadzie szalu lub wscieklosci, na skutek wyraznej prowokacji. Ale ci inni. Niektorzy mezowie zabijali wlasne zony bez zadnych skrupulow, po prostu dlatego, ze im sie znudzily. Niektore matki zabijaly wlasne dzieci tylko dlatego, ze nie chcialy dluzej ponosic odpowiedzialnosci za ich wychowanie, i nie odczuwaly zalu ani skruchy. Cholera, niektorzy ludzie mogli zabic kazdego z byle powodu, nawet z powodu takiego drobiazgu jak zajechanie drogi; nigdy nie znudzili Dana ci amoralni socjopaci i ich pokretna psychika. Pragnal ich zrozumiec. Czy byli chorzy umyslowo albo opoznieni? Czy tylko niektorzy ludzie zdolni byli popelnic morderstwo z zimna krwia, kiedy nie chodzilo o samoobrone, czy tez zabojcy stanowili odrebny gatunek? Jezeli byli inni, jak wilki w spoleczenstwie owiec, chcial wiedziec, czym sie roznili. Czego im brakowalo? Dlaczego nie znali empatii ani wspolczucia?

Nie calkiem rozumial wlasna intelektualna fascynacje morderstwem. Nie mial zadatkow na filozofa, mysliciela – przynajmniej nie myslal o sobie w tych kategoriach. Moze kazdy, kto pracowal dzien po dniu w swiecie przemocy, krwi i smierci, z biegiem lat zaczynal filozofowac. Moze inne gliny od zabojstw tez poswiecaly wiele czasu na kontemplowanie mrocznych stron ludzkiej natury, moze nie byl jedyny; nie mogl tego wiedziec; wiekszosc gliniarzy nie gadala o takich sprawach.

Oczywiscie w jego przypadku potrzeba zrozumienia morderstwa i morderczego umyslu mogla wynikac z faktu, ze jego brat i siostra zostali zamordowani. Mogla.

Teraz Luther Williams, cuchnacy silnie alkoholem i slabo innymi chemikaliami uzywanymi w laboratorium patologii, usmiechnal sie do Dana i powiedzial:

– Sluchaj, Danny, w przyszlym tygodniu jest naprawde swietna debata pomiedzy…

Dan przerwal mu.

– Przepraszam, Luther, ale nie mam czasu na pogawedki. Potrzebuje kilku informacji, i to zaraz.

– Skad ten pospiech?

– Musze sie odlac.

– Danny, wiem, ze polityka cie nudzi…

– Nie, wcale nie o to chodzi – zaprzeczyl Dan z kamienna twarza. – Naprawde musze sie odlac.

Luther westchnal.

– Pewnego dnia totalitarysci przejma wladze i wydadza takie prawo, ze nie bedziesz mogl sie odlac bez zezwolenia od Oficjalnego Federalnego Urynarnego Straznika.

– Au.

– Wtedy przyjdziesz do mnie z pekajacym pecherzem i powiesz: „Luther, moj Boze, dlaczego nie ostrzegles mnie przed tymi ludzmi?”.

– Nie, nie, obiecuje, ze odczolgam sie gdzies do kata i bede siedzial cicho, az pecherz mi peknie. Obiecuje, przysiegam, ze nie bede ci zawracal glowy.

– Wlasnie, bo wolisz narazic sie na pekniecie pecherza, niz uslyszec moje: „A nie mowilem?”.

Luther siedzial przy laboratoryjnym stole na obrotowym stolku. Dan przyciagnal drugi stolek i usiadl naprzeciwko.

– Okay. Olsnij mnie blyskotliwa analiza naukowa, doktorze Williams. Masz tutaj trzech specjalnych klientow z ostatniej nocy. McCaffrey, Hoffritz i Cooper.

– Wyznaczeni do autopsji dzisiaj wieczorem.

– Jeszcze ich nie zrobili?

– Mamy spore zaleglosci, Danny. Zabijaja ich szybciej, niz nadazamy ich kroic.

– To wyglada na pogwalcenie regul wolnego rynku – zauwazyl Dan.

– He?

– Podaz znacznie przewyzsza popyt.

– Moze nie? Chcesz zajrzec do chlodni i zobaczyc te wszystkie stoly, gdzie musimy klasc sztywniakow jednego na drugim?

– Nie, dziekuje, chociaz to z pewnoscia uroczy widok.

– Niedlugo zaczniemy ich upychac w szafach razem z workami lodu.

– Przynajmniej widziales tych trzech, ktorzy mnie interesuja?

– O tak.

– Mozesz mi o nich cos powiedziec?

– Nie zyja.

– Jak tylko totalitarysci przejma wladze, w pierwszej kolejnosci zalatwia wszystkich przemadrzalych czarnych patologow.

– Hej, przeciez ciagle ci mowie – parsknal Luther.

– Zbadales rany tej trojki?

Ciemna twarz patologa jeszcze bardziej pociemniala.

– Nigdy czegos takiego nie widzialem. Kazdy trup to jedna wielka rana, mnostwo obrazen, moze setki. Jezu, co za masakra. Ale nie znajdziesz dwoch ciosow z taka sama konfiguracja. Rowniez zlamania w wielu miejscach, ale nie ma zadnego schematu urazow kosci. Autopsja wykaze wiecej, ale juz na podstawie wstepnych ogledzin powiedzialbym, ze niektore kosci wydaja sie pekniete, niektore rozlupane, a inne… zmiazdzone. No wiec zaden cholerny cios tepym narzedziem, uzytym w charakterze maczugi, nie sproszkuje kosci. Zlamie albo roztrzaska, owszem, ale tylko od impetu uderzenia. Impet nie miazdzy… chyba ze chodzi o potezny impet, jak wtedy, kiedy samochod taranuje pieszego i przygwazdza go do muru. Na ogol kosci mozna zmiazdzyc tylko stosujac nacisk, zgniatajac, i mam na mysli duzy nacisk.

– Wiec czym ich pobito?

– Nie rozumiesz. Widzisz, kiedy kogos wala tak mocno i tyle razy jak tych facetow, znajdujesz odwzorowanie ksztaltu narzedzia – kanciaste, zaokraglone, chropowate, gladkie, cokolwiek. I mozesz powiedziec: „Tego goscia zalatwili mlotkiem z okragla glowka srednicy jednego cala, z lekko scieta krawedzia”. Albo lomem, obuchem siekiery, kantem ksiazki czy kielbasa salami. Ale po zbadaniu ran zwykle mozna okreslic narzedzie. Ale nie tym razem. Kazda rana ma inny ksztalt. Jakby kazde obrazenie spowodowal inny przedmiot.

Dan pociagnal sie za platek lewego ucha.

– Pewnie nalezy wykluczyc mozliwosc, ze zabojca wszedl do tamtego domu z pelna walizka tepych narzedzi, poniewaz lubi urozmaicenie. Nie wyobrazam sobie, zeby ofiara stala spokojnie, kiedy on zamienia mlotek na lopate, a lopate na klucz francuski.

– Sklonny jestem przyznac ci racje. Chodzi o to, ze… nie zauwazylem ani jednej rany, ktora wygladala dokladnie jak cios mlotkiem albo slad po lomie czy kluczu francuskim. Kazda kontuzja nie tylko roznila sie od innych, ale miala wyjatkowy, dziwaczny ksztalt.

– Masz jakies pomysly?

– No, gdyby to byla stara powiesc o Fu Manchu, powiedzialbym, ze jakis lajdak wynalazl zabojcza nowa bron, dmuchawe sprezonego powietrza, ktore ma wiecej sily niz Arnold Schwarzenegger wymachujacy mlotem kowalskim.

– Barwna teoria. Ale malo prawdopodobna.

– Czytales kiedys Saksa Rohmera, te stare ksiazki o Fu Manchu? Cholera, tam bylo mnostwo egzotycznej broni i wyrafinowanych metod zabojstwa.

– To jest prawdziwe zycie.

– Podobno.

– Prawdziwe zycie to nie powiesc Saksa Rohmera. Luther wzruszyl ramionami.

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату