ciemnosc.

Dan usiadl w nowoczesnym dunskim fotelu, a doktor Gelkenshettle obeszla biurko i zajela fotel ze sprezynujacym oparciem.

Byla to niska, krepa kobieta po piecdziesiatce. Stalowo – siwe wlosy miala obciete bez zadnego stylu i chociaz nigdy nie byla piekna, jej wyrazista twarz charakteryzowala lagodnosc. Ubrana byla w blekitne spodnie i meska biala koszule, z kieszeniami na piersiach i epoletami; miala podwiniete rekawy i nawet nosila meski zegarek, zwykly, lecz niezawodny timex na rozciagliwej bransoletce. Promieniowala kompetencja, inteligencja i sprawnoscia.

Chociaz Dan zaledwie ja poznal, mial wrazenie, ze znaja doskonale, poniewaz jego ciotka Kay, siostra przybranej matki, ktora zrobila kariere wojskowa w WAC, bardzo przypominala te kobiete. Doktor Gelkenshettle najwyrazniej wybierala ubrania ze wzgledu na wygode, wytrzymalosc i cene. Nie pogardzala tymi, ktorzy kierowali sie moda; po prostu nigdy nie przyszlo jej do glowy, zeby uwzglednic mode, kiedy nadchodzil czas na uzupelnienie garderoby. Zupelnie jak ciocia Kay. Nawet wiedzial, dlaczego doktor Gelkenshettle nosi meski zegarek. Ciocia Kay rowniez taki nosila, poniewaz tarcza byla wieksza niz w damskich zegarkach i latwiej bylo odczytac cyfry.

Poczatkowo zaskoczyl go jej wyglad. Nie tak wyobrazal sobie osobe kierujaca wielkim uniwersyteckim wydzialem psychologii. Potem jednak zauwazyl, ze w biblioteczce za biurkiem cala jedna polke wypelnialo ponad dwadziescia tomow, noszacych na grzbietach jej nazwisko.

– Doktor Gelkenshettle… Przerwala mu, podnoszac reke.

– To nazwisko jest okropne. „Doktor Gelkenshettle” mowia do mnie wylacznie studenci, ci sposrod kolegow, ktorych nie znosze, moj mechanik – bo tych ludzi trzeba trzymac na dystans, inaczej policza ci roczne pobory za dostrojenie radia – i obcy. Jestesmy obcy albo prawie obcy, ale oboje jestesmy zawodowcami, wiec odrzucmy formalnosci. Mow mi Marge.

– Czy to twoje drugie imie?

– Niestety nie. Ale Irmatruda brzmi rownie zle jak Gelkenshettle, a na drugie imie mam Heidi. Czyja wygladam na Heidi?

Usmiechnal sie.

– Chyba nie.

– Masz cholerna racje, nie wygladam. Moi rodzice byli kochani, ale nie mieli gustu do imion.

– Mam na imie Dan.

– Znacznie lepiej. Prosto. Rozsadnie. Kazdy potrafi wymowic „Dan”. A wiec chciales porozmawiac o Dylanie McCaffreyu i Willym Hoffritzu. Trudno uwierzyc, ze nie zyja.

– Nie tak trudno, gdybys zobaczyla ciala. Opowiedz mi najpierw o Dylanie. Co o nim myslalas?

– Nie bylam kierowniczka wydzialu, kiedy Dylan McCaffrey tutaj pracowal. Awansowalam dopiero troche ponad cztery lata temu.

– Ale wtedy tutaj uczylas, prowadzilas wlasne badania. Pracowaliscie na jednym fakultecie.

– Tak. Nie znalam go dobrze, ale wystarczajaco, zeby wiedziec, ze nie chce go poznac lepiej.

– Rozumiem, ze byl bardzo oddany swojej pracy. Jego zona… ona jest psychiatra… nazwala go typem obsesyjno – kompulsywnym.

– Byl swirem – oswiadczyla Marge.

Dwaj nowi agenci Paladyna odeszli od podejrzanej furgonetki towarzystwa telefonicznego i ruszyli prosto do frontowych drzwi domu Laury. Earl Benton ich wpuscil.

Jeden byl wysoki, drugi niski. Wysoki byl chudy, z szara twarza. Niski byl pulchny, z piegami na nosie i na obu policzkach. Nie chcieli usiasc ani napic sie kawy. Earl zwracal sie do niskiego „Flash”, po nazwisku lub przezwisku, Laura nie mogla odgadnac.

Flash mowil za obu, podczas gdy wysoki stal obok niego z twarza bez wyrazu.

– Wkurzyli sie, zesmy im spalili kamuflaz – oznajmil.

– Jesli nie chca sie sypnac, powinni byc bardziej subtelni – stwierdzil Earl.

– To samo im powiedzialem – przytaknal Flash.

– Kim oni sa?

– Pokazali legitymacje FBI.

– Spisales ich nazwiska?

– Nazwiska i numery legitymacji.

– Czy legitymacje wygladaly na prawdziwe?

– Tak – potwierdzil Flash.

– A ludzie? Wedlug ciebie wygladali na typki z Biura?

– Tak – przyznal Flash. – Odstawieni. Bardzo spoko, cicho mowia, uprzejmi nawet w gniewie, ale ta podskorna arogancja. Wiesz, jak to u nich.

– Wiem – mruknal Earl. Flash powiedzial:

– Wracamy do biura, sprawdzimy ich, zobaczymy, czy FBI zatrudnia agentow o takich nazwiskach.

– Znajdziecie nazwiska, nawet jesli ci goscie sie podszywaja – ostrzegl Earl. – Musicie zdobyc fotografie prawdziwych agentow i sprawdzic, czy wygladaja jak tamci.

– Wlasnie to zamierzamy zrobic – odparl Flash.

– Odezwijcie sie do mnie jak najszybciej – powiedzial Earl i dwaj mezczyzni ruszyli do drzwi.

– Zaczekajcie – odezwala sie Laura.

Wszyscy spojrzeli na nia.

– Co oni wam powiedzieli? – zapytala. – Jaki podali powod obserwowania mojego domu?

– Biuro nie tlumaczy sie ze swoich spraw, jesli nie ma ochoty – wyjasnil Earl.

– A ci goscie nie mieli ochoty – dodal Flash. – Predzej nas pocaluja i poprosza do tanca, niz ujawnia powod obserwacji.

Wysoki kiwnal glowa. Laura powiedziala:

– Gdyby przyjechali chronic Melanie i mnie, powiedzieliby nam, prawda? Wiec to znaczy, ze chca ja znowu porwac.

– Niekoniecznie – sprzeciwil sie Flash.

Earl wlozyl rewolwer z powrotem do kabury na ramieniu.

– Widzi pani, sytuacja moze byc rownie niejasna i zagmatwana dla Biura, jak dla nas. Na przyklad zalozmy, ze pani maz pracowal nad waznym projektem Pentagonu, kiedy znikl z Melanie. Zalozmy, ze FBI go szukalo od tamtego czasu. Teraz wyplynal, martwy, w tajemniczych okolicznosciach. Moze to nie nasz rzad finansowal go przez ostatnie szesc lat, a w takim razie beda chcieli wiedziec, skad bral pieniadze.

Laura ponownie doznala uczucia, ze podloga ucieka jej spod nog, ze rzeczywisty swiat zmienia sie w iluzje. Zupelnie jakby prawdziwa rzeczywistosc stala sie koszmarnym snem paranoika, pelnym niewidzialnych wrogow i zawiklanych spiskow.

– Wiec mowicie – podjela – ze oni siedza tam w tej furgonetce i obserwuja moj dom, bo mysla, ze ktos inny moze przyjsc po Melanie, i chca go przylapac na goracym uczynku? Ale wciaz nie rozumiem, dlaczego nie przyszli do mnie i nie uprzedzili o tej obserwacji.

– Oni pani nie ufaja – powiedzial Flash.

– Wsciekali sie na nas za ujawnienie ich obecnosci nie tylko przed jakimis postronnymi osobami – dodal Earl – ale takze przed pania.

– Dlaczego? – spytala zaskoczona Laura. Earl zrobil niewyrazna mine.

– Poniewaz, o ile im wiadomo, pani mogla od poczatku wspoldzialac z mezem.

– On mi ukradl Melanie.

Earl odchrzaknal z zaklopotaniem, jakby te wyjasnienia sprawialy mu trudnosc.

– Z punktu widzenia Biura pani mogla pozwolic mezowi, zeby zabral corke i eksperymentowal na niej bez wiedzy rodziny i przyjaciol, bez zadnych przeszkod z ich strony.

– To obled! – zawolala zaszokowana Laura. – Widzial pan, co zrobiono z Melanie. Jak moglam w tym pomagac?

– Ludzie robia dziwne rzeczy.

– Kocham ja. To moja coreczka. Dylan mial zaburzenia, moze zwariowal, okay, wiec byl zbyt niezrownowazony, zeby widziec, jak ja rani i niszczy, zeby sie tym przejmowac. Aleja nie jestem niezrownowazona! Nie jestem taka jak Dylan.

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату