Dan nie popedzal Marge. Podejrzewal, ze bolesna i upokarzajaca byla dla niej swiadomosc, iz jeden z jej kolegow – nawet nielubiany – okazal sie zdolny do takich postepkow i ze spolecznosc akademicka pod wzgledem moralnym nie przewyzszala reszty ludzkosci. Lecz Marge byla realistka, zdolna spojrzec nieprzyjemnej prawdzie w oczy – rzadka cecha zarowno w swiecie akademickim, jak poza nim – i zamierzala powiedziec mu wszystko. Po prostu chciala to zrobic we wlasnym tempie.
Wciaz patrzac na zmierzch, powiedziala:
– Zadna z tych pierwszych czterech dziewczyn nie byla promiskuityczna, Dan. Porzadne dzieciaki z dobrych rodzin, ktore przyjechaly tutaj po wyksztalcenie, nie zeby wyrwac sie spod rodzicielskiej opieki i uzyc zycia. Dwie z nich nawet byly dziewicami, zanim padly ofiara Hoffritza. I zadna nigdy nie zaangazowala sie w sadomasochistyczny zwiazek przed Hoffritzem, i z pewnoscia nie po nim. Odrzucalo je na samo wspomnienie tego, co mu pozwolily ze soba robic.
Ponownie zamilkla.
Dan wyczul, ze oczekiwala na jakies pytanie z jego strony.
– No, skoro tego nie lubily, dlaczego to robily?
– Odpowiedz jest troche skomplikowana.
– Poradze sobie. Sam jestem troche skomplikowany. Odwrocila sie od okna i usmiechnela sie, ale tylko przelotnie. To, co miala do powiedzenia, nie bylo zabawne.
– Odkrylismy, ze kazda z tych czterech dziewczyn dobrowolnie uczestniczyla w niejawnych eksperymentach modyfikacji behawioralnej z Hoffritzem. W tych eksperymentach stosowano sugestie posthipnotyczna oraz rozmaite egosupresywne narkotyki.
– Dlaczego zgodzily sie uczestniczyc w czyms takim?
– Zeby zadowolic profesora, zeby dostac dobra ocene. A moze dlatego, ze naprawde tym sie interesowaly. Studenci czasami interesuja sie studiowanym przedmiotem, nawet w dzisiejszych czasach, nawet malokalibrowi studenci, ktorych ostatnio dostajemy. A Hoffritz posiadal pewien wdziek, dzialajacy na niektorych ludzi bardziej skutecznie niz na innych.
– Nie na ciebie.
– Kiedy wlaczal swoj wdziek, wydawal mi sie jeszcze bardziej oblesny niz zwykle. W kazdym razie uczyl te dziewczyny i oczarowal je, i nie zapominaj, ze w swojej dziedzinie mial pozycje i nazwisko. Zaslugiwal na szacunek.
– I dopiero po rozpoczeciu tych eksperymentow kazda z dziewczat nawiazala z nim stosunki seksualne.
– Tak.
– Wiec myslisz, ze stosowal hipnoze, narkotyki, podswiadome warunkowanie, zeby… no, zeby je odmienic?
– Zaprogramowac ich matryce psychologiczne, wlaczyc do nich promiskuityzm i masochizm. Tak. Wlasnie tak mysle.
Wrzask Melanie wypelnil dom.
Wykrzykujac imie corki, Laura pobiegla za Earlem Bentonem przez hol. Z rewolwerem w reku ochroniarz wpadl pierwszy do pokoju dziecka i wlaczyl swiatlo.
Melanie byla sama. Zagrozenie, ktore powodowalo jej wrzaski, bylo widoczne tylko dla niej.
Ubrana w biale skarpetki i biale bawelniane majteczki, ktore nosila zamiast pizamy, dziewczynka kulila sie w kacie, wyciagajac rece przed soba, zeby odepchnac niewidzialnego wroga. Krzyczala tak glosno, ze na pewno sforsowala sobie gardlo. Wydawala sie taka krucha, tak zalosnie bezbronna.
Na chwile Laure opanowal przemozny wstret do Dylana. Zachwiala sie, ugiela, niemal upadla pod ciezarem wlasnego gniewu.
Earl schowal bron do kabury. Siegnal po Melanie, ale ona uderzyla go w reke i odpelzla, przywierajac do listwy podlogowej.
– Melanie, skarbie, przestan! Wszystko w porzadku – zawolala Laura.
Dziewczynka nie zwrocila uwagi na matke. Dotarla do drugiego kata, usiadla, podciagnela nogi, zacisnela male dlonie w piesci i uniosla je obronnym gestem. Przestala wrzeszczec, tylko wydawala dziwaczne, rytmiczne, paniczne dzwieki:
– Uch… uch… uch… uch… uch…
Earl przykucnal przed nia i powiedzial:
– Juz dobrze, dzieciaku.
– Uch… uch… uch… uch…
– Wszystko okay. Naprawde. Wszystko okay, Melanie. Zaopiekuje sie toba.
– D – d – drzwi – wyjakala Melanie. – Drzwi. Nie pozwol ich otworzyc!
– Sa zamkniete – pospiesznie rzucila Laura i uklekla przed corka. – Drzwi sa zamkniete na klucz, skarbie.
– Zamknij je!
– Nie pamietasz, kochanie? Na drzwiach jest nowy, wielki, ciezki zamek – powiedziala Laura. – Nie pamietasz?
Earl zerknal na Laure, wyraznie zaskoczony.
– Drzwi sa zamkniete – ciagnela Laura. – Zamkniete na trzy spusty. Zabite gwozdziami. Nikt ich nie otworzy, malenka. Nikt.
Wielkie Izy wezbraly w oczach dziecka i potoczyly sie po policzkach.
– Zaopiekuje sie toba – powtorzyl uspokajajaco Earl.
– Kochanie, jestes tutaj bezpieczna. Nikt ci nie zrobi krzywdy.
Melanie westchnela i strach odplynal z jej twarzy.
– Nic ci nie grozi. Jestes zupelnie bezpieczna. Melanie podniosla blada raczke do glowy i zaczela krecic w palcach pasmo wlosow roztargnionym gestem, jak kazda zwykla dziewczynka bawiaca sie swoimi wlosami, kiedy rozmysla o chlopcach, koniach, prywatkach czy innych rzeczach, ktore zaprzataja glowy dziewczynek w tym wieku. W porownaniu z jej dotychczasowym dziwacznym zachowaniem, oscylujacym pomiedzy skrajnosciami – od histerii do katatonii, widok tej zabawy wlosami jednoczesnie wzruszal i dodawal otuchy, poniewaz to byl taki zwyczajny gest – drobiazg, zaden przelom, nawet nie szczelina w twardej skorupie jej autyzmu, ale normalny gest.
Wykorzystujac te chwile, Laura powiedziala:
– Chcialabys pojsc ze mna do salonu pieknosci, kochanie? Co? Nigdy nie bylas w prawdziwym salonie kosmetycznym. Pojdziemy razem do fryzjera. Co ty na to?
Chociaz oczy Melanie pozostaly nieco szkliste, brwi zmarszczyly sie, jakby dziewczynka rozwazala propozycje.
– Boze drogi, koniecznie trzeba cos zrobic z twoimi wlosami – ciagnela Laura, goraczkowo probujac zatrzymac ten moment, rozciagnac go w czasie, poglebic i poszerzyc ten niespodziewany kontakt z corka zamknieta w autystycznej zbroi. – Obetniemy je i ulozymy. Moze zakrecimy. Chcialabys sobie zakrecic wlosy, skarbie? Och, wygladalabys slicznie z cala masa loczkow.
Twarz dziewczynki zlagodniala, cien usmiechu musnal jej wargi.
– A po fryzjerze pojdziemy na zakupy. Co ty na to, skarbie? Kupimy mnostwo nowych sukienek. Sukienek i sweterkow. Nawet taka blyszczaca kurtke, jakie teraz nosza dzieciaki. Spodoba ci sie, na pewno.
Nie uformowany do konca usmiech Melanie zgasl. Chociaz Laura dalej mowila, nastroj zniknal tak nagle, jak sie pojawil. Pogodny wyraz twarzy dziewczynki ustapil miejsca odrazie, jakby w swoim prywatnym swiecie zobaczyla cos strasznego i wstretnego.
Potem zrobila zdumiewajaca, szokujaca rzecz: uderzyla sie malymi piastkami we wlasne kolana i uda, mocno, z glosnym plasnieciem, potem wymierzyla cios w klatke piersiowa…
– Melanie!
…i zamachnela sie jednoczesnie obiema piesciami, tlukla we wlasne watle bicepsy i przedramiona, okladala sie z calej sily, z niezrozumiala furia, jakby probowala sie zranic.
– Przestan! Melanie!
Laura byla wstrzasnieta i przerazona naglym autodestrukcyjnym szalem corki.
Melanie trzasnela sie w twarz.
– Mam ja! – krzyknal Earl.
Dziewczynka ugryzla go, kiedy probowal ja poskromic. Wyrwala jedna reke i rozdrapala wlasna piers tak mocno, ze poplynela krew.