– Rosjanie ciagle tam sa i wcale nie zmienili sie w naszych najlepszych przyjaciol. No i sa jeszcze Chiny, Iran, Irak i Libia. Na tym swiecie nigdy nie brakuje wrogow. Zawsze jacys szalency pragna wladzy.

– To obled – zaprotestowala.

– Dlaczego?

– Tajni agenci, szpiedzy, intrygi miedzynarodowe… Zwykli ludzie nie mieszaja sie do takich spraw, chyba ze w filmach.

– Wlasnie o to chodzi. Pani maz nie byl zwyklym czlowiekiem – wyjasnil Earl. – Ani Hoffritz.

Nie mogla oderwac wzroku od tego mezczyzny, ktory na jej oczach przechodzil tak gleboka metamorfoze – coraz starszy, coraz twardszy. Powtorzyla pytanie, na ktore poprzednio nie odpowiedzial.

– Te wszystkie spekulacje… nie mogl pan tego wymyslic, jesli pan nie znal zawodu mojego meza, jego osobowosci, rodzaju wykonywanej pracy. Skad pan tyle wie o Dylanie? Ja panu niczego nie mowilam.

– Dan Haldane mi powiedzial.

– Ten detektyw? Kiedy?

; – Kiedy do mnie zadzwonil. Tuz przed poludniem.

– Ale ja nawet nie zatrudnilam panskiej firmy przed pierwsza.

– Dan powiedzial, ze dal pani nasza wizytowke i ze pani na pewno zadzwoni. Chcial, zebysmy od samego poczatku orientowali sie we wszystkich aspektach tej sprawy.

– Ale on mi nie mowil, ze w to moga byc zamieszani agenci FBI albo Rosjanie, na litosc boska.

– Nie wiedzial, czy sa zamieszani, pani doktor. Po prostu zorientowal sie, ze te morderstwa moga miec szersze znaczenie, nie tylko lokalne. Nie rozmawial o tym z pania, bo nie chcial pani niepotrzebnie martwic.

– Chryste.

Szalony, kuszacy szept paranoi znowu wezbral w jej umysle. Poczula sie uwieziona w zagmatwanej sieci spiskow.

– Lepiej niech pani zajrzy do Melanie – poradzil Earl.

Na zewnatrz chevrolet sedan powoli przejechal ulica. Zatrzymal sie obok furgonetki telefonicznej, potem podjechal kawalek i zaparkowal przed nia. Wysiedli dwaj mezczyzni.

– Nasi – oznajmil Earl.

– Agenci Paladyna?

– Aha. Niedawno zadzwonilem do biura, kiedy doszedlem do wniosku, ze furgonetka nas sledzi, i poprosilem, zeby przyslali paru chlopakow, zeby to sprawdzili, bo nie chcialem wychodzic z domu i zostawiac was samych.

Dwaj mezczyzni, ktorzy wysiedli z chevroleta, podeszli z dwoch stron do furgonetki.

– Lepiej niech pani zajrzy do Melanie – powtorzyl Earl.

– Z nia wszystko w porzadku.

– Wiec przynajmniej prosze odejsc od okna.

– Dlaczego?

– Bo mnie placa za ryzykowanie, ale pani nie. I uprzedzilem pania na poczatku, ze musi pani mnie sluchac.

Laura odsunela sie od okna, ale nie calkiem. Chciala widziec, co sie dzieje przy furgonetce towarzystwa telefonicznego.

Jeden z agentow Paladyna wciaz stal przy drzwiach kierowcy. Drugi przeszedl do tylu pojazdu.

– Jezeli to agenci federalni, nie bedzie zadnej strzelaniny – stwierdzila Laura. – Nawet jesli chca zabrac Melanie.

– Slusznie – zgodzil sie Earl. – Bedziemy musieli ja oddac.

– Nie – zawolala ze strachem.

– Tak. Niestety nie bedziemy mieli wyboru. Prawo jest po ich stronie. Ale przynajmniej bedziemy wiedzieli, kto ja ma, i mozemy o nia walczyc w sadzie. Ale jak mowilem, moze to nie sa federalni.

– A jesli to… ktos inny? – zapytala, bo slowo „Rosjanie” nie przeszlo jej przez gardlo.

– Wtedy zrobi sie nieprzyjemnie.

Jego wielka, silna dlon mocno objela rewolwer. Laura spojrzala w okno, pokryte smugami i plamami po niedawnym nocnym deszczu.

Popoludniowe slonce malowalo ulice odcieniami miedzi i brazu.

Mruzac oczy zobaczyla, jak otwiera sie jedna polowa tylnych drzwi furgonetki towarzystwa telefonicznego.

19

Dan wyszedl z wydzialu patologii, ale zrobil tylko pare krokow, zanim zatrzymala go pewna mysl. Zawrocil, otworzyl drzwi i zajrzal do gabinetu, gdzie Luther znowu podniosl wzrok znad mikroskopu.

– Myslalem, ze musisz sie odlac – powiedzial patolog. – Nie bylo cie tylko dziesiec sekund.

– Odlalem sie tutaj pod drzwiami – wyjasnil Dan.

– Typowy detektyw od zabojstw.

– Sluchaj, Luther, jestes libertarianinem?

– No tak, ale sa rozne rodzaje libertarian. Mamy konserwatywnych libertarian, anarchistycznych libertarian, no i podstawowych ortodoksyjnych libertarian. Mamy libertarian, ktorzy wierza, ze ludzie powinni…

– Luther, popatrz na mnie, to zobaczysz definicje slowa „nuda”.

– Wiec po co pytasz…

– Chcialem tylko wiedziec, czy slyszales kiedys o libertarianskiej grupie pod nazwa Teraz Wolnosc.

– Nie przypominam sobie.

– To komitet polityczny.

– Nic mi nie mowi.

– Przeciez ty aktywnie dzialasz w kregach libertarian. Slyszalbys o grupie Teraz Wolnosc, gdyby oni naprawde ostro zamieszali, nie?

– Prawdopodobnie.

– Ernest Andrew Cooper.

– Jeden z trzech sztywniakow ze Studio City – odparl Luther.

– No. Slyszales o nim wczesniej?

– Nie.

– Na pewno? – Tak.

– Podobno byl wielka szycha w kregach libertarian.

– Gdzie?

– Tutaj, w L.A.

– No, tutaj nie byl. Nigdy przedtem o nim nie slyszalem.

– Na pewno?

– Oczywiscie. Dlaczego zachowujesz sie jak policyjny kutas?

– Bo jestem policyjny kutas.

– Kutas jestes na pewno – oswiadczyl Luther, szczerzac zeby. – Wszyscy w pracy tak mowia. Niektorzy uzywaja innych slow, ale to zawsze znaczy „kutas”.

– Kutas, kutas, kutas… masz obsesje na punkcie tego slowa czy jak? Co z toba, Luther? Czujesz sie samotny, moze potrzebujesz nowego chlopca?

Patolog rozesmial sie serdecznie. Mial usmiech budzacy odruchowa sympatie. Dan nie mogl zrozumiec, dlaczego taki pogodny, aktywny, energiczny, optymistyczny czlowiek jak Luther Williams postanowil spedzic zycie wsrod trupow.

Doktor Irmatruda Gelkenshettle, kierowniczka wydzialu psychologii w UCLA, miala narozny gabinet z mnostwem okien i widokiem na kampus. Teraz, o czwartej czterdziesci piec po poludniu, krotki zimowy dzien juz zamieral w slabym pomaranczowym swietle, niczym ogien dogasajacy na palenisku. Na dworze cienie wydluzaly sie z kazda chwila, a studenci pospiesznie kryli sie przed wieczornym chlodem, ktory poprzedzal zapadajaca

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату