Jedynie bujne zarosla – z typowa dla poludniowej Kalifornii chlorofiliczna przesada – lagodzily surowa geometrie domu i monotonie ogrodu, jedno i drugie pochodzace wyraznie z poznych lat piecdziesiatych.
W domu bylo ciemno. Latarnia przed frontem miala brudny klosz i dawala niewiele swiatla. Puste czarne okna i kawalki bladozoltych stiukowych scian przeswitywaly pomiedzy mrocznymi sylwetkami schludnie przycietych kolczastych krzewow, hibiskusow wysokich na piec stop, miniaturowych drzewek pomaranczowych, wyrosnietych palm daktylowych i fragmentow gestego zywoplotu.
Samochody parkowaly po jednej stronie waskiej uliczki. Chociaz nieoznakowany policyjny sedan schowal sie w cieniu w polowie drogi miedzy dwiema latarniami, pod ogromnym placzacym krzewem laurowym, Dan dostrzegl go natychmiast. Jeden mezczyzna siedzial za kierownica zwyklego forda, zgarbiony, ledwie widoczny, obserwujac dom Rinka.
Dan minal dom, skrecil w przecznice, zawrocil i zaparkowal kawalek za wydzialowym sedanem. Wysiadl z samochodu i podszedl do forda. Okno po stronie kierowcy bylo do polowy opuszczone. Dan zajrzal do srodka.
Gliniarz w cywilu prowadzacy obserwacje byl detektywem z wydzialu East Valley. Dan go znal. Nazywal sie George Padrakis i wygladal jak Perry Como, piosenkarz z lat piecdziesiatych i szescdziesiatych.
Padrakis opuscil do konca uchylone okno i zapytal:
– Przyszedles mnie zmienic czy co?
Nawet glos mial jak Perry Como: miekki, melodyjny i senny. Spojrzal na zegarek.
– Nic z tego, zostalo mi jeszcze pare godzin. Za wczesnie na zmiane.
– Chcialem tylko zajrzec do srodka – wyjasnil Dan. Wykrecajac glowe, zeby popatrzec na Dana, Padrakis zapytal:
– To twoja sprawa, he?
– Moja.
– Wexlersh i Manuello juz tam wszystko przeczesali. Wexlersh i Manuello byli zaufanymi ludzmi Rossa Mondale’a w wydziale East Valley: dwaj detektywi – karierowicze, ktorzy doczepili swoje wagony do jego lokomotywy i gotowi byli zrobic dla niego wszystko, wlacznie z okazyjnym naginaniem prawa. Wlazili bez mydla. Dan ich nie znosil.
– Tez sa w tej sprawie? – zapytal.
– Myslales, ze masz wszystko tylko dla siebie? Za duza sprawa. Razem cztery trupy. W tym jeden milioner z Hancock Park. Za duza dla Samotnego Jezdzca.
– Po co cie tutaj sciagneli? – Dan przykucnal, zeby podczas rozmowy z Padrakisem patrzec mu w oczy.
– Pojecia nie mam. Pewnie sobie wymyslili, ze w domu Rinka jest cos, co wskaze jego pracodawce, a ten pracodawca wie o tym i przyjdzie tutaj, zeby pozbyc sie dowodu.
– I wtedy go capniesz.
– Smieszne, nie? – mruknal sennie Padrakis.
– Czyj to byl pomysl?
– A jak myslisz?
– Mondale’a – stwierdzil Dan.
– Wygrywasz jedna pluszowa maskotke.
Chlodny wiaterek nagle zmienil sie w zimny wiatr, ktory zaszelescil laurowymi liscmi.
– Chyba pracujesz przez cala dobe na okraglo, jesli wczorajszej nocy byles w tym domu w Studio City – zauwazyl Padrakis.
– Prawie na okraglo.
– Wiec co tu robisz?
– Slyszalem, ze daja darmowa prazona kukurydze.
– Powinienes siedziec w domu z nogami na stole i popijac piwo. Tam twoje miejsce.
– Skonczylo mi sie piwo. Poza tym jestem pracowity – odparl Dan. – Zostawili ci klucz, George?
– Slyszalem, ze jestes pracoholikiem.
– Zrobisz mi najpierw psychoanalize, zanim mi powiesz, czy masz klucz?
– Tak. Ale nie wiem, czy powinienem ci go dac.
– To moja sprawa.
– Ale dom juz zostal przeszukany.
– Nie przeze mnie.
– Wexlersh i Manuello.
– Tweedledee i Tweedledum. Daj spokoj, George, czemu jestes taki upierdliwy?
Padrakis niechetnie poszukal w kieszeni marynarki klucza do domu Neda Rinka.
– Slyszalem, ze Mondale koniecznie chce z toba pogadac. Dan kiwnal glowa.
– To dlatego ze jestem blyskotliwym rozmowca. Powinienes posluchac, jak dyskutuje o balecie.
Padrakis wyciagnal klucz, ale nie podal go od razu.
– Przez caly dzien probowal cie zlapac.
– I on sie uwaza za detektywa? – prychnal Dan, wyciagajac reke po klucz.
– Szukal cie przez caly dzien, a potem zjawiasz sie tutaj, zamiast wrocic na posterunek, jak mu obiecales, a ja tak zwyczajnie daje ci klucz… nie bedzie tym zachwycony.
Dan westchnal.
– Myslisz, ze bedzie zachwycony, jesli nie dasz mi klucza i bede musial wybic szybe, zeby wejsc do domu?
– Nie zrobisz tego.
– Wybierz okno.
– To glupie.
– Wszystko jedno ktore.
Wreszcie Padrakis dal mu klucz. Dan przeszedl chodnikiem przez brame do drzwi frontowych, oszczedzajac kontuzjowane kolano. Znowu zanosi sie na deszcz, mowilo. Otworzyl drzwi i wszedl do srodka.
Znalazl sie w malenkim przedpokoju. Salon po prawej stronie byl ciemny, przez okno wpadal tylko nikly bladoszary odblask dalekiej latarni. Po lewej, na drugim koncu waskiego korytarza palila sie lampa w gabinecie lub sypialni. Nie bylo jej widac z ulicy. Wexlersh i Manuello widocznie zapomnieli ja zgasic, kiedy skonczyli, co bylo do nich podobne: partacze.
Wlaczyl swiatlo w korytarzu, wszedl w ciemnosc po prawej, znalazl lampe i najpierw obejrzal salon. Zdumial sie. Ten skromny domek w skromnym sasiedztwie byl umeblowany tak, jakby sluzyl za sekretny azyl ktoremus z Rockefellerow. Srodek salonu zajmowal wspanialy chinski dywan trzycalowej grubosci, mierzacy dwanascie na dwanascie stop, we wzor ze smokow i kwiatow wisni. Staly tam francuskie krzesla z polowy dziewietnastego wieku, z recznie rzezbionymi nogami, oraz sofa do kompletu, obita kosztowna tkanina w odcieniu zlamanej bieli, dokladnie pasujacym do barwy tla na dywanie. Dwie lampy z brazu o misternie rzezbionych podstawach mialy abazury z krysztalowych wisiorkow. Duzy stolik do kawy nie przypominal niczego, co Dan widywal wczesniej: wykonany calkowicie z brazu i cyny, ze wspaniale wygrawerowana orientalna scena na blacie; wierzch zakrzywial sie lagodnie tworzac boki, a boki wyginaly sie tworzac nozki, totez caly mebel wydawal sie uformowany z jednej oplywowej bryly. Na scianach wisialy pejzaze, wygladajace na dziela mistrzow, kazdy w bogatej ramie. Stylowa francuska etazerka w drugim koncu pokoju zawierala kolekcje krysztalow – wazy, puchary, figurki – jeden piekniejszy od drugiego.
Samo umeblowanie salonu kosztowalo wiecej niz caly skromny dom. Widocznie Ned Rink dobrze zarabial jako platny morderca. I wiedzial, jak wydawac pieniadze. Gdyby kupil wielki dom w najlepszej okolicy, urzad skarbowy w koncu zainteresowalby sie zrodlami jego dochodow, tutaj jednak mogl zyc w luksusach, zachowujac pozory skromnosci.
Dan probowal wyobrazic sobie Rinka w tym pokoju. Morderca byl niski, krepy i zdecydowanie brzydki. Zrozumiale bylo jego pragnienie, by otaczac sie pieknymi rzeczami, lecz siedzac tutaj, musial wygladac jak karaluch na torcie urodzinowym.
Dan zauwazyl, ze w salonie nie bylo luster, przypomnial sobie, ze nie widzial zadnego w przedpokoju, i zaczal podejrzewac, ze nie znajdzie ani jednego w calym domu, oczywiscie z wyjatkiem lazienki. Prawie pozalowal Rinka, milosnika piekna, ktory nie mogl na siebie patrzec.
Zafascynowany, przeszedl przez korytarz, zeby obejrzec reszte domu. Najpierw ruszyl do pokoju, gdzie