Zanim dotarl do tylnych drzwi i wyszedl na chlodne nocne powietrze, intruz zniknal. Nie mial pojecia, ktora czesc sekwojowego plotu przeskoczyl wlamywacz.
Dan obmyl twarz w lazience Rinka. Na czole mial siniec i otarcie.
Wrocila mu ostrosc wzroku. Chociaz odnosil wrazenie, ze jego glowa zmienila sie w kowadlo, nie musial obawiac sie wstrzasu mozgu.
Nie tylko glowa go bolala. Czul bolesne pulsowanie w plecach, ramionach, karku i lewym kolanie.
W apteczce nad zlewem znalazl paczke gazy, zrobil z niej kompres i odlozyl. Odkryl rowniez pojemnik ze srodkiem dezynfekcyjnym, wiec spryskal poranione czolo, osuszyl je niezrecznie, spryskal jeszcze raz. Przylozyl gazowy kompres do czola i mocno przycisnal prawa reka w nadziei, ze calkiem zatamuje krwawienie, zanim skonczy przeszukiwac dom.
Wszedl do pokoju, gdzie go napadnieto, i zapalil swiatlo. Byl to gabinet, mniej elegancki, lecz rownie kosztownie umeblowany jak salon. Jedna sciane w calosci zakrywaly regaly zbudowane wokol telewizora i magnetowidu. Polowe polek zajmowaly ksiazki; druga polowe wypelnialy kasety wideo. Najpierw obejrzal tasmy i znalazl kilka znajomych tytulow: „Transamerican Express”, „Arthur”, wszystkie filmy Abbotta i Costella, „Tootsie”, „Zegnaj dziewczyno”, „Dzien swistaka”, „Nieczysta gra”, „Pani Doubtfire”, kilka filmow z Charliem Chaplinem, dwa obrazy braci Mara. Wszystkie filmy fabularne to byly komedie; widocznie zawodowy zabojca potrzebowal odrobiny humoru, kiedy wracal zmeczony do domu po calym dniu rozwalania ludzi. Ale wiekszosc filmow byla pornograficzna, z tytulami w rodzaju „Debbie zalatwia Dallas” albo „Sperminator”; na oko jakies dwiescie do trzystu pornosow.
Ksiazki bardziej zainteresowaly Dana, poniewaz o nie najwyrazniej chodzilo wlamywaczowi. Na podlodze przed regalem stalo kartonowe pudlo, w ktorym lezalo kilka tomow zdjetych z polki. Dan najpierw obejrzal cala kolekcje i odkryl, ze wszystkie ksiazki to niebeletrystyczne traktaty na temat tej czy innej dziedziny okultyzmu. Potem, wciaz przyciskajac gaze jedna reka do czola, przerzucil siedem tomow w pudle i zobaczyl, ze wszystkie napisal ten sam autor, Albert Uhlander. Uhlander?
Siegnal do wewnetrznej kieszeni marynarki i wyciagnal maly notesik z adresami, ktory zabral poprzedniej nocy z domu w Studio City, ze zdewastowanego gabinetu Dylana McCaffreya. Przekartkowal stroniczki do U i znalazl tylko jedno nazwisko. Uhlander.
McCaffrey interesowal sie okultyzmem i znal Uhlandera. Rink, ktory interesowal sie okultyzmem, co najmniej czytywal Uhlandera; moze rowniez znal go osobiscie. Istnialo powiazanie pomiedzy McCaffreyem a Nedem Rinkiem. Ale czy walczyli po tej samej stronie, czy byli wrogami? I co mial z tym wspolnego okultyzm?
Krecilo mu sie w glowie, nie tylko od uderzenia kolba pistoletu.
W kazdym razie Uhlander najwyrazniej stanowil klucz do zagadki. Widocznie intruz wlamal sie tylko po to, zeby usunac te ksiazki z domu, zeby ukryc powiazania z Uhlanderem.
Przyciskajac gaze do czola, Dan wyszedl z gabinetu. Bol, niczym prad elektryczny, wydawal sie plynac przez gaze do jego dloni, w gore reki do prawego ramienia, w dol przez plecy, w gore do lewego ramienia, przez kark i lewy policzek, i zamykal obwod z powrotem na czole, gdzie cala zabawa zaczynala sie od poczatku.
Oszczedzajac lewe kolano, przekladajac rzeczy jedna reka i czujac sie jak wielki okaleczony owad, przeszukal metodycznie caly dom i nie znalazl wiecej nic ciekawego. Rink byl platnym morderca, a platni mordercy nie przechowuja porecznych malych notesikow z adresami i rejestrow zlecen, zeby pomagac w policyjnym sledztwie.
Wrociwszy do lazienki, zdjal kompres i zobaczyl, ze krwawienie rzeczywiscie ustalo.
Wygladal koszmarnie. Ale calkiem stosownie, poniewaz rowniez czul sie koszmarnie.
21
Kiedy Dan dokustykal do kraweznika, niosac niewielkie pudlo z ksiazkami, George Padrakis wciaz siedzial za kierownica nieoznakowanego sedana, w ciemnosci, za uchylonym oknem. Opuscil szybe do konca, kiedy zobaczyl Dana.
– Wlasnie gadalem przez radio. Mondale chce… Hej, co ci sie stalo w glowe?
Dan opowiedzial mu o wlamywaczu.
Padrakis otworzyl drzwi i wysiadl z auta. Wygladal i mowil jak Perry Como, i poruszal sie tak samo: leniwie, niedbale, z wrodzonym wdziekiem. Nawet kiedy wyciagal rewolwer spod marynarki, zrobil to niedbale.
– Facet zwial – oznajmil Dan, kiedy Padrakis zrobil krok w strone domu Rinka. – Juz dawno.
– Ale jak sie tam dostal?
– Tylnym wejsciem.
– Na tej ulicy jest cicho, a ja mialem uchylone okno – zaprotestowal Padrakis. – Uslyszalbym rozbijanie szyby czy cokolwiek.
– Nie znalazlem rozbitej szyby – wyjasnil Dan. – Mysle, ze wszedl kuchennymi drzwiami, pewnie mial klucz.
– Wiec to nie moja wina – stwierdzil Padrakis i wlozyl rewolwer do kabury. – Nie moge byc w dwoch miejscach naraz, do cholery. Jak chcieli obstawic rowniez tyl domu, powinni przydzielic dwoch ludzi. Dobrze sie przyjrzales temu cwaniaczkowi, ktory ci przylozyl?
– Nie za dobrze. – Dan zwrocil Padrakisowi klucz. – Ale jesli zobaczysz faceta ze strasznie zmasakrowanym uchem, to on.
– Uchem?
– Prawie mu urwalem ucho.
– Po co?
– Po pierwsze dlatego, ze chcial mi rozwalic leb – odparl niecierpliwie Dan. – Poza tym ja jestem jak matador. Zawsze chce przyniesc do domu trofeum, a ten facet nie mial ogona.
Padrakis wydawal sie zbity z tropu.
Olbrzymi turystyczny dom na kolkach wyjechal zza rogu z rykiem silnika i przetoczyl sie przez ulice niczym dinozaur.
Padrakis zmarszczyl brwi na widok pudla w reku Dana i podniosl glos, zeby przekrzyczec halasliwy pojazd milosnikow natury.
– Co tam masz?
– Ksiazki.
– Ksiazki?
– Zszyte kartki papieru zadrukowane slowami, w celu dostarczenia informacji lub rozrywki. Co z tym radiem? Czego chcial Mondale?
– Zabierasz te ksiazki ze soba?
– Wlasnie.
– Nie wiem, czy mozesz.
– Nie martw sie. Poradze sobie. Nie sa takie ciezkie.
– Nie o to mi chodzilo.
– Czego chcial Mondale?
Wpatrujac sie ponuro w pudlo trzymane przez Dana, Padrakis zaczekal, az zmotoryzowany dom minal ich niczym brontozaur czlapiacy ociezale przez pierwotne bagno. Owional ich oblok spalin i zimnego powietrza.
– Przekazalem Mondale’owi, ze tutaj jestes.
– Jak przezornie z twojej strony, George.
– Wlasnie zamierzal odwiedzic Znak Pentagramu na Bulwarze Ventura.
– Dobrze mu zrobi.
– Bardzo chce sie tam z toba spotkac.
– Co to jest ten cholerny Znak Pentagramu? Nazywa sie jak bar dla wilkolakow.
– To chyba jakas ksiegarnia czy cos w tym guscie – odparl Padrakis, wciaz spogladajac pochmurnie na pudlo z ksiazkami. – Zabili tam faceta.
– Jakiego faceta?
– Chyba wlasciciela. Nazywa sie Scaldone. Mondale mowil, ze wyglada jak trupy w Studio City.