Pentagramu sprzedawano nie tylko ksiazki; podloge zasmiecaly rowniez swiece wszelkich barw, ksztaltow i rozmiarow, karty tarota, polamane tabliczki ouija, wypchane sowy, totemy, figurki tiki oraz setki egzotycznych proszkow i olejkow. Pachnialo tu olejkiem rozanym, truskawkowym kadzidlem i smiercia.

Detektywi Wexlersh i Manuello znajdowali sie wsrod gliniarzy i technikow z badan naukowych i zauwazyli Dana, gdy tylko wszedl do sklepu. Ruszyli w jego strone, brodzac przez szczatki towarow. Na twarzach mieli identyczne lodowate usmiechy, bez sladu humoru. Przypominali pare ladowych rekinow, rownie drapieznych i zimnokrwistych jak prawdziwe rekiny.

Wexlersh byl niski, z bladoszarymi oczami i woskowo biala cera, ktora w Kalifornii wygladala niestosownie nawet w zimie.

– Co sie panu stalo w glowe? – zapytal.

– Uderzylem sie o niska galaz – wyjasnil Dan.

– Chyba raczej pobil pan jakiegos biednego, niewinnego podejrzanego, pogwalcil jego prawa obywatelskie, a biedny niewinny podejrzany okazal sie na tyle glupi, zeby stawiac opor.

– Czy tak traktujecie podejrzanych w wydziale East Valley?

– A moze to byla prostytutka, ktora nie chciala dac darmowej probki tylko dlatego, ze pan jej machnal odznaka przed nosem – wyszczerzyl sie Wexlersh.

– Nie powinienes silic sie na zarty – pouczyl go Dan. – Masz tyle dowcipu co dziura w kiblu.

Wexlersh wciaz sie usmiechal, ale jego szare oczy wypelniala zimna zlosc.

– Haldane, wedlug pana, z jakim wariatem mamy tutaj do czynienia?

Manuello, pomimo nazwiska, nie przypominal z wygladu Hiszpana: wysoki blondyn o kwadratowych rysach twarzy, z dolkiem w brodzie jak Kirk Douglas.

– Wlasnie, Haldane, niech pan podzieli sie z nami swoja madroscia i doswiadczeniem – powiedzial.

A Wexlersh dodal:

– Tak, pan jest porucznikiem. My jestesmy tylko skromnymi detektywami pierwszego stopnia.

– Tak, pragniemy wysluchac panskich spostrzezen i wnikliwych opinii o tej wyjatkowo ohydnej zbrodni – rzucil szyderczo Manuello. – Nie mozemy sie doczekac.

Chociaz Dan przewyzszal ich ranga, tego rodzaju drobna niesubordynacja mogla im ujsc bezkarnie, poniewaz mieli staly przydzial do East Valley, nie do centrali, gdzie pracowal Dan, ale glownie dlatego, ze byli pieszczoszkami Rossa Mondale’a i wiedzieli, ze kapitan ich obroni.

– Wiecie co, wy dwaj zle wybraliscie zawod. Na pewno wolelibyscie lamac prawo, niz go bronic – odezwal sie Dan.

– Ale naprawde, poruczniku – powiedzial Wexlersh – do tej pory musial pan juz stworzyc jakas teorie. Co to za wariat gania po miescie i tlucze ludzi na dzem truskawkowy?

– A przy okazji – podjal Manuello – co to za wariat tutaj zginal?

– Joseph Scaldone? – upewnil sie Dan. – Wlasciciel tego sklepu? Dlaczego twierdzisz, ze byl wariatem?

– No – powiedzial Wexlersh – na pewno nie byl zwyklym biznesmenem.

– Watpie, zeby go przyjeli do Izby Handlowej – dorzucil Manuello.

– Albo do Biura Rozwoju Biznesu – uzupelnil Wexlersh.

– Kompletny szajbus – podsumowal Manuello.

– Co wy wygadujecie? – zdziwil sie Dan. Manuello odparl:

– Nie uwaza pan, ze tylko szajbus mogl prowadzic sklep… – siegnal do kieszeni plaszcza i wyjal buteleczke wielkosci i ksztaltu tych, w jakich zwykle sprzedaje sie oliwki -…sklep handlujacy czyms takim?

Na pierwszy rzut oka buteleczka istotnie wydawala sie zawierac male oliwki, lecz Dan natychmiast zorientowal sie, ze to byly galki oczne. Nie ludzkie oczy. Mniejsze. I dziwne.

Niektore mialy zolte zrenice, inne zielone, pomaranczowe, czerwone, ale chociaz roznily sie kolorami, wszystkie mialy podobny ksztalt: nie okragle jak zrenice oczu czlowieka i wiekszosci zwierzat, tylko podluzne, eliptyczne, promieniujace zlem.

– Wezowe oczy – oznajmil Manuello, pokazujac etykiete.

– A co pan na to? – zagadnal Wexlersh, wyjmujac inna buteleczke z kieszeni kurtki.

Wypelnial ja szarawy proszek. Starannie wypisana etykietka glosila: GUANO NIETOPERZY.

– Gowno nietoperzy – przetlumaczyl Wexlersh.

– Sproszkowane gowno nietoperzy – mowil Manuello – wezowe oczy, jaszczurcze jezyki, wianki czosnku, fiolki byczej krwi, magiczne zaklecia, uroki i inne bzdury. Jacy ludzie przychodza tutaj i kupuja takie smiecie, poruczniku?

– Wiedzmy – podpowiedzial Wexlersh, zanim Dan zdazyl sie odezwac.

– Baby, ktorzy uwazaja sie za wiedzmy.

– Czarownicy – ciagnal Wexlersh.

– Faceci, ktorzy uwazaja sie za czarownikow.

– Wariaci – zakonczyl Wexlersh.

– Popaprancy – stwierdzil Manuello.

– Ale tutaj przyjmuja karty kredytowe Visa i MasterCard – oznajmil Wexlersh. – Oczywiscie tylko z waznym dowodem tozsamosci.

– Tak, w naszych czasach czarownicy i wariaci uzywaja MasterCard – zauwazyl Manuello. – Czy to nie dziwne?

– Placa rachunki za nietoperze gowno i wezowe oczy w dwunastu dogodnych miesiecznych ratach – wyjasnil Wexlersh.

– Gdzie jest ofiara? – zapytal Dan.

Wexlersh wskazal wyprostowanym kciukiem w glab sklepu.

– Jest tam z tylu, probuja go do glownej roli w sequelu „Teksaskiej masakry pila lancuchowa”.

– Spodziewani sie, ze wy, faceci z centrali, macie mocne zoladki – rzucil Manuello, kiedy Dan ruszyl w glab sklepu.

– Nie haftuj pan tutaj – ostrzegl Wexlersh.

– Wlasnie, zaden sedzia nie dopusci dowodow w sadzie, jesli jakis gliniarz je obrzyga – wytlumaczyl Manuello.

Dan zignorowal ich. Gdyby zrobilo mu sie niedobrze, staralby sie obrzygac Wexlersha i Manuella.

Przestapil przez sterte skotlowanych ksiazek, przesiaknietych rozlanym olejkiem jasminowym, i podszedl do zastepcy patologa, ktory kucal nad bezksztaltna szkarlatna masa, pozostaloscia po Josephie Scaldone.

W celu zweryfikowania teorii, ze cetkowana kocica uslyszala odglosy wlamania zbyt ciche dla ludzkich uszu i przestraszyla sie intruza w odleglej czesci domu, Earl Benton przeszedl przez wszystkie pokoje, sprawdzil drzwi i okna, zajrzal do szaf i za wieksze meble. Ale nie odkryl nic podejrzanego.

Znalazl Pieprzowke w pokoju dziennym, juz nie wystraszona, lecz czujna. Kotka lezala na telewizorze. Pozwolila sie poglaskac i zaczela mruczec.

– Co w ciebie wstapilo, kiciu? – zapytal Earl.

Po kilku pieszczotach kotka wyciagnela jedna noge nad krawedzia telewizora i wskazala lapka na przyciski. Spojrzala na Earla proszaco, jakby chciala zapytac, czy moglby wlaczyc grzejnik – z – dzwiekiem – i – obrazem, zeby troche podgrzac jej tymczasowe legowisko.

Nie spelniwszy prosby, Earl wrocil do kuchni. Melanie wciaz siedziala przy stole, rownie ozywiona jak marchewka.

Laura stala przy blacie, gdzie Earl ja zostawil, wciaz trzymajac noz. Chyba nic nie zrobila od jego wyjscia. Po prostu czekala z nozem w reku na wypadek, gdyby ktos inny wrocil zamiast Earla.

Na jego widok wyraznie doznala ulgi. Odlozyla noz i zapytala:

– I co? – Nic.

Drzwi lodowki nagle same sie otworzyly. Sloiki, butelki i inne przedmioty na szklanych polkach zaczely trzasc sie i grzechotac. Drzwiczki kilku szafek rozwarly sie nagle, jakby szarpniete niewidzialna reka.

Laura zachlysnela sie.

Earl instynktownie siegnal do kabury po bron, ale nie mial do kogo strzelac. Zastygl w bezruchu, z dlonia na kolbie rewolweru, troche zaklopotany i bardziej niz troche zdumiony.

Naczynia brzeczaly i szczekaly na polkach. Kalendarz wiszacy na scianie obok tylnych drzwi spadl na podloge z odglosem przypominajacym lopot skrzydel.

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату