Po dziesieciu czy pietnastu sekundach, ktore wydawaly sie godzina, naczynia przestaly grzechotac, drzwi szafek przestaly kolysac sie na zawiasach, a zawartosc lodowki znieruchomiala.

– Trzesienie ziemi – oswiadczyl Earl.

– Czyzby? – zapytala z powatpiewaniem Laura McCaffrey.

Wiedzial, o co jej chodzi. To bylo podobne do skutkow niewielkiego trzesienia ziemi, a jednak… inne. Pod wplywem osobliwej zmiany cisnienia powietrze jakby zgestnialo, nagle pojawil sie chlod zbyt ostry, zeby skladac wine wylacznie na otwarte drzwi lodowki. I rzeczywiscie kiedy wstrzasy ustaly, powietrze natychmiast sie ocieplilo, chociaz lodowka wciaz byla otwarta.

Lecz jesli nie trzesienie ziemi, to co? Nie przelot nad – dzwiekowego samolotu. To nie tlumaczylo zimna ani zmiany cisnienia. Nie duch. Earl nie wierzyl w duchy. Zreszta skad taki pomysl, do cholery? Kilka dni temu obejrzal „Ducha” na swoim magnetowidzie. Moze stad powstalo skojarzenie. Ale nie tak latwo poddawal sie sugestii, zeby jeden porzadny film grozy kazal mu szukac nadnaturalnych przyczyn tutaj i teraz, kiedy nasuwalo sie znacznie mniej egzotyczne wyjasnienie.

– Tylko trzesienie ziemi – powtorzyl, chociaz wcale nie byl o tym przekonany.

Zalozyli, ze to jest Joseph Scaldone, wlasciciel, poniewaz wszystkie dokumenty w jego portfelu wystawione byly na nazwisko Scaldone. Dopoki jednak nie sprawdza karty dentystycznej albo odciskow palcow, mogli go zidentyfikowac tylko na podstawie zawartosci portfela. Zaden znajomy Scaldonego nie potrafil go rozpoznac, poniewaz biedak nie mial juz twarzy. Niewielkie szanse miala rowniez identyfikacja na podstawie blizn czy innych znakow szczegolnych, gdyz skora zostala pocieta, poszarpana, pozdzierana i podziurawiona tak brutalnie, ze stare blizny czy znamiona znikly wsrod krwawych strzepow. Potrzaskane zebra sterczaly przez dziury w koszuli, ostry odlamek kosci przebil miesnie nogi i material spodni.

Trup wygladal jak… rozgnieciony.

Dan odwrocil sie od zwlok i zobaczyl czlowieka, ktorego zegar biologiczny widocznie sie rozregulowal. Mezczyzna mial gladka, otwarta, pozbawiona zmarszczek twarz trzydziestolatka, siwiejace wlosy piecdziesieciolatka i przygarbione wiekiem ramiona emeryta. Nosil dobrze skrojony ciemnoniebieski garnitur, biala koszule i ciemnoniebieski krawat ze zlotym lancuszkiem zamiast klipsa czy spinki.

– Pan jest Haldane? – zapytal.

– Zgadza sie.

– Michael Seames, FBI.

Podali sobie rece. Dlon Seamesa byla zimna i lepka. Odsuneli sie od trupa i znalezli kat wolny od smieci.

– Teraz wy to przejmujecie? – zagadnal Dan.

– Bez obaw. Nie odsuniemy pana od sprawy – zapewnil dyplomatycznie Seames. – Chcemy tylko w tym uczestniczyc. Tylko obserwowac… na razie.

– Swietnie – odparl szczerze Dan.

– Rozmawialem ze wszystkimi innymi pracujacymi nad ta sprawa, wiec chcialem tylko powtorzyc panu, co im powiedzialem. Prosze informowac mnie na biezaco. Chce wiedziec o kazdym nowym odkryciu, nawet najbardziej nieistotnym.

– Ale jakie usprawiedliwienie podaje FBI, zeby wkroczyc w te sprawe?

– Usprawiedliwienie? – Twarz Seamesa zmarszczyla sie w wymuszonym usmiechu. – Poruczniku, po czyjej pan jest stronie?

– Chcialem wiedziec, jakie federalne przepisy zostaly zlamane?

– Powiedzmy, ze to kwestia bezpieczenstwa narodowego.

W mlodej twarzy Seamesa tkwily oczy stare, doswiadczone i czujne. Przypominaly oczy drapieznego jaszczura, ktory zyl tutaj od czasow ery mezozoicznej i znal wszystkie sztuczki.

– Hoffritz pracowal dawniej dla Pentagonu – zauwazyl Dan. – Robil dla nich badania.

– Owszem.

– Czy prowadzil badania nad obronnoscia, kiedy go zabito?

– Nie.

Agent mowil plaskim glosem, pozbawionym modulacji, wypranym z emocji, dlatego Dan nie wiedzial, czy tamten klamie, czy mowi prawde.

– A McCaffrey? – zapytal. – Czy on prowadzil badania wojskowego typu?

– Nie dla nas – odparl Seames. – Przynajmniej nie ostatnio.

– Dla kogos innego?

– Moze.

– Dla Rosjan?

– W tych czasach predzej dla Iraku, Iranu czy Libii.

– Mowi pan, ze ktorys z ich rzadow go finansowal?

– Tego nie powiedzialem – zaprzeczyl Seames tym samym bezbarwnym glosem, ktory niczego nie zdradzal. – Nic nie wiemy i dlatego chcemy sie wlaczyc w te sprawe. McCaffrey pracowal nad projektem finansowanym przez Pentagon, kiedy zniknal szesc lat temu ze swoja corka. Wtedy go sprawdzilismy na polecenie Departamentu Obrony i doszlismy do wniosku, ze nie uciekl z zadna nowa, cenna informacja dotyczaca projektu. Uwazalismy, ze nic sie za tym nie krylo… wylacznie osobista decyzja zwiazana z nieprzyjemna klotnia o prawo opieki nad dzieckiem.

– Moze tak bylo.

– Tak, moze tak bylo – przyznal Seames. – Przynajmniej z poczatku. Ale po pewnym czasie McCaffrey widocznie zajal sie czyms waznym… moze nawet niebezpiecznym. Przynajmniej na to wyglada, kiedy sie obejrzy ten szary pokoj w Studio City. Co do Willy’ego Hoffritza… osiemnascie miesiecy po zniknieciu McCaffreya Hoffritz zakonczyl dlugofalowy projekt Pentagonu i odmowil przyjecia nastepnych zlecen zwiazanych z obronnoscia. Powiedzial, ze badania tego rodzaju zaczely mu ciazyc na sumieniu. Poczatkowo wojskowi probowali go przekonac, zeby zmienil zdanie, ale w koncu przyjeli jego rezygnacje.

– Z tego, co o nim slyszalem – mruknal Dan – watpie, czy Hoffritz w ogole mial sumienie.

Przenikliwe jastrzebie oczy Seamesa wpatrywaly sie w Dana.

– Chyba ma pan racje pod tym wzgledem. Wtedy, kiedy Hoffritz odstawil ten numer z mea culpa, Departament Obrony nie prosil nas o zweryfikowanie jego naglego nawrocenia na pacyfizm. Przyjeli to za dobra monete. Ale dzisiaj przyjrzalem sie dokladniej Willy’emu Hoffritzowi. W moim przekonaniu Hoffritz przestal korzystac z grantow Pentagonu tylko dlatego, ze nie chcial dluzej podlegac wyrywkowym okresowym kontrolom sluzb bezpieczenstwa. Nie chcial, zeby ktos mu patrzyl na rece. Potrzebowal anonimowosci dla jakiegos wlasnego projektu.

– Na przyklad torturowania dziewiecioletniej dziewczynki – podsunal Dan.

– Tak. Przed paroma godzinami bylem w Studio City, obejrzalem ten dom. Wstretne.

Ani wyraz twarzy, ani spojrzenie nie pasowalo do niesmaku i potepienia w jego glosie. Sadzac po oczach, wrecz nasuwalo sie podejrzenie, ze Michael Seames uwazal szary pokoj raczej za interesujacy niz odrazajacy.

– Jak pan mysli, dlaczego oni robili takie rzeczy z Melanie McCaffrey? – zapytal Dan.

– Nie mam pojecia. Zwariowana historia – ocenil Seames, szeroko otwierajac oczy i w zadziwieniu krecac glowa. Lecz ta mina niewiniatka wygladala na wykalkulowana.

– Jaki efekt chcieli uzyskac?

– Nie wiem.

– W tamtym domu nie prowadzili zwyklych badan nad modyfikacja behawioralna – stwierdzil Dan.

Seames wzruszyl ramionami.

– Badali metody prania mozgu, calkowitej kontroli umyslu… i cos jeszcze… cos gorszego.

Seames wydawal sie znudzony. Jego wzrok zesliznal sie z Dana i powedrowal w strone technikow z wydzialu badan naukowych, przesiewajacych spryskane krwia smieci.

– Ale dlaczego? – powtorzyl Dan.

– Naprawde nie wiem – ponownie oswiadczyl Seames, tym razem ze zniecierpliwieniem. – Ja tylko…

– Ale rozpaczliwie probujecie sie dowiedziec, kto finansowal ten caly piekielny projekt – ciagnal Dan.

– Nie powiedzialbym „rozpaczliwie”. Powiedzialbym, ze nam zalezy. Bardzo zalezy.

– Wiec musicie chociaz troche orientowac sie, do czego oni zmierzali. Cos wiecie i dlatego wam zalezy.

– Na litosc boska, Haldane – rzucil gniewnie Seames, ale nawet jego gniew wydawal sie wykalkulowany;

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату