– Niech pani znowu je podlaczy – polecil Earl.
Laure ogarnal irracjonalny strach, ze jesli znowu wlozy wtyczke do gniazdka, radio wypusci pajakowate plastikowe nogi i zacznie pelzac po blacie. Ta nietypowo dziwaczna mysl byla zdumiewajaca, zaskoczyl ja nagly przyplyw przesadnych lekow, poniewaz uwazala sie za naukowca, osobe zawsze logiczna i racjonalna. Nie mogla jednak opanowac wrazenia, ze jakas zlowieszcza sila wciaz kryje sie w radiu i czeka niecierpliwie na ponowne wlaczenie do sieci. Nonsens.
– Podlaczyc? Dlaczego? – odpowiedziala, grajac na zwloke.
– No – odparl Earl – chce zobaczyc, co ono zrobi. Nie mozemy tego tak zostawic. To jakas niesamowita sprawa. Musimy to zbadac.
Laura wiedziala, ze on ma racje. Z wahaniem siegnela po przewod. Niemal oczekiwala, ze zacznie wic sie w jej dloni, zimny i sliski jak wegorz. Ale to byl tylko przewod elektryczny: zwykly, nieozywiony przedmiot.
Dotknela galki radia i odkryla, ze teraz mozna nia ruszac. Przekrecila ja do konca i przelaczyla na pozycje OFF.
Z wielka ostroznoscia wlozyla ponownie wtyczke do gniazdka.
Nic.
Piec sekund. Dziesiec. Pietnascie.
Earl odezwal sie:
– No, cokolwiek to bylo… Radio nagle zbudzilo sie do zycia. Skala zajasniala.
Powrocil arktyczny mroz.
Laura odsunela sie od blatu, cofnela sie w strone stolu z obawy, ze radio rzuci sie na nia. Zatrzymala sie obok Melanie i polozyla dlon na ramieniu dziewczynki, zeby ja uspokoic, ale Melanie wydawala sie rownie obojetna na te niezwykle wydarzenia jak na wszystko inne.
Galka glosnosci poruszyla sie. Tym razem nie przekrecila sie do konca, ale zatrzymala sie w polowie drogi. Najnowszy kawalek ordynarnego gangsta – rapu zalomotal w glosnikach. Ciezki beat rozbrzmiewal glosno, ale mozna bylo wytrzymac.
Nastepna galka obrocila sie, jakby kierowana niewidzialna reka. To bylo pokretlo strojenia. Czerwona kropka wskaznika przesliznela sie po swiecacej zielonej skali, porzucila rapowy utwor i szybko pomknela w prawo, wylapujac tylko urywki piosenek, reklam, wiadomosci i zapowiedzi prezenterow z wielu roznych stacji. Kropka dotarla do konca skali i zawrocila w lewo az do konca, potem znowu popedzila w prawo tak szybko, ze fragmenty rozmaitych audycji zlewaly sie w dziwaczny elektroniczny szum. Earl podszedl blizej do odbiornika sony.
– Ostroznie – ostrzegla Laura.
Potem uswiadomila sobie, ze smieszne jest ostrzeganie kogos przed zwyklym radiem. To byl nieozywiony przedmiot, na litosc boska, nie zywa istota. Miala je od czterech lat, dotrzymywalo jej towarzystwa. To bylo tylko radio.
Mondale cofnal dlon, ale nie rozmasowal jej ani nawet nie poruszyl palcami, zeby zmniejszyc bol. Niczym tepy szkolny osilek urazony w swej dumie, nadal gral role twardziela. Niedbale wlozyl reke do kieszeni, jakby szukal kluczykow czy drobnych, i wiecej jej nie wyjmowal.
Wyciagnal druga reke do Dana i pogrozil mu palcem.
– Nie wolno ci tego spieprzyc, Haldane. To wazna sprawa. Zrobi sie goraco, naprawde goraco. Bedziemy pracowac jak w cholernym wielkim piecu. Prasa depcze mi po pietach, FBI siedzi mi na karku i mialem juz telefony od burmistrza i od szefa policji Kelseya z zadaniami wynikow. Nie zamierzam tego spieprzyc. Moja kariera zalezy od tej sprawy. Zachowam kontrole, Haldane, scisla kontrole. Nie pozwole, zeby jakis cwaniaczek wystawil mnie na odstrzal. Sam decyduje, kiedy mam narazac swoj tylek. To jest wysilek zespolowy, rozumiesz, a ja jestem kapitanem, trenerem i strzelcem w jednej osobie, i nikt, kto nie potrafi grac w zespole, nie wyjdzie na boisko. Jasne?
Wiec jednak nie dojdzie do ostatecznej rozgrywki. Ross bedzie tylko pienil sie i odgrazal. Lubil odgrywac wazniaka, rozstawiac podwladnych po katach, sztorcowac i musztrowac.
Dan westchnal z pewnym rozczarowaniem, odchylil sie do tylu w fotelu i zalozyl rece za glowe.
– Wielkie piece, boiska… Ross, pomieszaly ci sie przenosnie. Stary, pogodz sie z tym, ze nigdy nie bedziesz natchnionym mowca… i nie zdobedziesz posluchu u podwladnych. Daleko ci do generala Pattona.
Piorunujac go wzrokiem, Mondale oswiadczyl:
– Na zadanie szefa Kelseya organizuje specjalna jednostke do prowadzenia tej sprawy, tak jak zrobili kilka lat temu z Dusicielem z Hillside. Tylko ja decyduje o wszystkich przydzialach i wlasnie przydzielilem cie do pracy biurowej w centrali na ten okres. Bedziesz koordynowal dane dotyczace pewnych aspektow sledztwa.
– Nie pracuje za biurkiem.
– Teraz pracujesz.
– Mam biurkofobie. Jak mi kazesz usiasc za biurkiem, dostane zalamania nerwowego. To oznacza spore odszkodowanie za utrate zdrowia.
– Nie rob ze mnie jaj – ostrzegl ponownie Mondale.
– Poza tym boje sie bibularzy… a te plastikowe uchwyty na olowki doprowadzaja mnie do szalenstwa. Wiec pomyslalem sobie, ze jutro z samego rana zaczne szukac tej grupy Teraz Wolnosc i moze…
– Wexlersh i Manuello to zalatwia – przerwal mu Mondale. – I pogadaja z kierownikiem wydzialu psychologii w UCLA. A ty bedziesz siedzial za biurkiem, Haldane… bedziesz siedzial za biurkiem i robil, co ci kaza.
Dan nie wyjawil, ze juz byl w UCLA i rozmawial z Irmatruda Heidi Gelkenshettle. Na razie nie zamierzal dzielic sie z Mondale’em. Zamiast tego powiedzial:
– Wexlersh to zaden detektyw. Cholera, musi sobie pomalowac fiuta na zolto, zeby go znalezc, jak chce sie wysikac. A Manuello pije.
– Akurat – rzucil ostro Mondale.
– Na sluzbie czesciej jest pijany niz trzezwy.
– To znakomity detektyw – upieral sie Mondale.
– Dla ciebie „znakomity” znaczy tyle samo co „posluszny”. Lubisz Manuella, bo ci sie podlizuje. Potrafisz zadbac o wlasna kariere, Ross, ale marny z ciebie policjant i jeszcze gorszy zwierzchnik. Dla twojego dobra i nie tylko zamierzam zignorowac ten biurowy przydzial i prowadzic sledztwo na wlasna reke.
– Dosyc, ty bezczelny draniu. Tego juz za wiele! Koniec z toba. Wylatujesz stad. Zadzwonie do twojego szefa, zadzwonie do Templetona i kaze mu wykopac twoja niesubordynowana dupe z powrotem do centrali, gdzie twoje miejsce!
Kapitan zamaszyscie obrocil sie na piecie i ruszyl do drzwi. Dan powiedzial:
– Jesli zmusisz Templetona, zeby odebral mi ten przydzial, powiem mu… i wszystkim innym… o Cindy Lakey.
Mondale zatrzymal sie z reka na klamce, oddychajac ciezko, ale nie odwrocil sie do Dana.
Dan powiedzial do jego plecow:
– Opowiem wszystkim, jak to mala Cindy Lakey, osmioletnia dziewczynka, dalej by zyla, dzisiaj juz jako mloda kobieta, moze mezatka z wlasna coreczka… gdyby nie ty.
Laura stala obok Melanie, z jedna reka na ramieniu dziewczynki, gotowa zlapac ja i uciekac w razie koniecznosci.
Earl Benton pochylil sie nisko nad radiem, jak urzeczony przez magicznie wirujaca galke strojenia i czerwony wskaznik, ktory smigal tam i z powrotem po oswietlonej skali.
Nagle czerwona kropka zatrzymala sie, ale tylko na chwile, dostatecznie dlugo, zeby didzej zdazyl wypowiedziec jedno slowo:
– …cos…
…a potem pomknela przez skale i znieruchomiala na innej czestotliwosci. Ponownie wychwycila z paplaniny prezentera pojedyncze slowo:
– …nadchodzi…
…potem ruszyla dalej po swietlistym zielonym pasku, zatrzymala sie jeszcze raz i wybrala jedno slowo z tekstu piosenki:
– …cos…
…znowu przeskoczyla na nowa stacje i trafila w srodek ogloszenia:
– …nadchodzi…
…i znowu popedzila po skali.