Laura nagle zorientowala sie, ze selektor czestotliwosci robi pauzy w okreslonym celu.

Przekazuje nam wiadomosc, pomyslala.

Cos nadchodzi.

Ale wiadomosc od kogo? Skad?

Earl spojrzal na nia i zdumienie na jego twarzy swiadczylo, ze zadawal sobie te same pytania.

Laura chciala wyjsc, uciec, wyrwac sie stad. Nie mogla uniesc stop. Stawy w jej konczynach przestaly funkcjonowac.

Miesnie zesztywnialy.

Czerwona kropka znieruchomiala najwyzej na sekunde, moze na ulamek sekundy. Tym razem Laura rozpoznala piosenke, z ktorej zostalo wyrwane slowo. Spiewali Beatlesi. Zanim czerwona kropka ruszyla dalej, z glosnika padlo pojedyncze slowo, jednoczesnie tytul piosenki:

– Cos…

Kropka przesliznela sie dalej po zielono rozswietlonej skali, zatrzymala sie na kolejna chwile:

– …nad…

Zeszla z tej czestotliwosci, zlapala nastepna:

– …chodzi…

Powietrze bylo lodowate, ale Laura drzala nie tylko z tego powodu.

Cos… nad… chodzi.

Te dwa slowa stanowily nie tylko wiadomosc, lecz rowniez przestroge.

Nie otwierajac drzwi, ktore laczyly biuro zmarlego Josepha Scaldonego z sala sklepowa Znaku Pentagramu, Mondale ponownie odwrocil sie twarza do Dana. Wczesniejsza zlosc i oburzenie ustapily miejsca czystej nienawisci.

Dan wymienil nazwisko Cindy Lakey po raz pierwszy od ponad trzynastu lat. To byl ten brudny sekret, ktory ich laczyl, jad ukryty w samym rdzeniu ich zwiazku. Teraz, kiedy Dan wyciagnal sprawe na jaw, cieszyla go perspektywa, ze Mondale wreszcie bedzie musial uznac konsekwencje swoich postepkow.

Znizonym glosem, z naciskiem kapitan oznajmil:

– Ja nie zabilem Cindy Lakey, do cholery!

– Dopusciles do tego, chociaz mogles temu zapobiec.

– Nie jestem Bogiem – odparl Mondale z gorycza.

– Jestes glina. Ponosisz odpowiedzialnosc.

– Ty zalgany draniu.

– Slubowales chronic spoleczenstwo.

– Taak? Czyzby? Tylko ze to zasrane spoleczenstwo nigdy nie placze nad martwym gliniarzem – oswiadczyl Mondale, pomimo wscieklosci nie podnoszac glosu, zeby rozmowa nie dotarla do niepowolanych uszu w sasiednim sklepie.

– I masz obowiazek wspierac kolege, oslaniac plecy swojego partnera.

– Gadasz jak jakis nieopierzony harcerzyk – prychnal pogardliwie Mondale. – Esprit de corps. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Bzdet! Jak robi sie goraco, kazdy mysli tylko o sobie i dobrze o tym wiesz.

Dan zdazyl juz pozalowac, ze w ogole wspomnial o Cindy Lakey. Radosne uniesienie rozwialo sie bez sladu. Powrocila depresja, jeszcze silniejsza niz przedtem. Dan poczul sie straszliwie zmeczony. Zamierzal zmusic Mondale’a do poniesienia odpowiedzialnosci po tych wszystkich latach, ale bylo juz za pozno. Zawsze bylo za pozno, poniewaz Mondale nalezal do ludzi, ktorzy nie potrafia przyznac sie do slabosci czy bledu. Zawsze tuszowal swoje pomylki albo znajdowal sposob, zeby przerzucic wine na innych. Mial czyste, nieskazitelne konto i pewnie zawsze pozostanie nieskazitelny, nie tylko w oczach wiekszosci, lecz rowniez w swoich wlasnych. Nie potrafil przyznac sie do bledow i slabosci nawet przed soba. Ross Mondale nie znal poczucia winy ani wyrzutow sumienia. W tej chwili, stojac przed Danem, wcale nie czul sie odpowiedzialny za los Cindy Lakey; nie odczuwal zadnej skruchy; przepelniala go jedynie palaca, irracjonalna nienawisc do bylego partnera.

– Jesli ktos byl odpowiedzialny za smierc tej dziewczynki, to jej matka – oswiadczyl.

Dan nie chcial ciagnac tej walki. Czul sie wypompowany jak stulatek, ktory przetanczyl cala noc na swoim przyjeciu urodzinowym.

– Powinienes oskarzac jej cholerna matke, nie mnie – ciagnal Mondale.

Dan nie odpowiedzial.

– Przeciez to jej matka spotykala sie z Feliksem Dunbarem – nie ustepowal Mondale.

Wpatrujac sie w kapitana niczym w kupke jakiejs szkodliwej, odrazajacej substancji znalezionej na ulicy, Dan powiedzial:

– Chcesz mi wmowic, ze Fran Lakey powinna wiedziec, ze Feliks jest niezrownowazony?

– Jasne, cholera.

– To byl mily facet, wedlug wszelkich kryteriow.

– Odstrzelil jej glowe, do kurwy nedzy – warknal Mondale.

– Mial wlasna firme. Dobrze ubrany. Nie notowany. Regularnie chodzil do kosciola. Wszystko swiadczylo, ze byl normalnym, porzadnym obywatelem.

– Porzadni obywatele nie rozwalaja ludziom glow. Fran Lakey spotykala sie z czubkiem, swirem, kompletnym nieudacznikiem. Jak slyszalem pozniej, spotykala sie z wieloma facetami i prawie kazdy byl swirem. To ona narazala zycie corki, nie ja.

Dan patrzyl na Mondale’a z taka mina, jakby obserwowal wyjatkowo obrzydliwego owada pelznacego po obrusie.

– Twierdzisz, ze powinna byla przewidziec przyszlosc? Skad miala wiedziec, ze jej facetowi odbilo, kiedy wreszcie z nim zerwala? Skad miala wiedziec, ze przyjdzie do jej domu z bronia i bedzie probowal zabic ja i jej corke tylko dlatego, ze nie chciala z nim pojsc do kina? Gdyby potrafila tak dobrze przepowiadac przyszlosc, Ross, wysadzilaby z interesu wszystkie wrozki, Cyganki i media. Zdobylaby slawe.

– Narazila na niebezpieczenstwo zycie corki – upieral sie Mondale.

Dan pochylil sie do przodu, zgarbil nad biurkiem i jeszcze bardziej znizyl glos.

– Gdyby umiala przewidziec przyszlosc, wiedzialaby tamtej nocy, ze nie warto dzwonic po gliny. Wiedzialaby, ze ty odbierzesz telefon i ze sie zakrztusisz, i…

– Nie zakrztusilem sie – zaprotestowal Mondale. Zrobil krok w strone biurka, ale ten gest stanowil pusta grozbe.

– Cos… nadchodzi… Zafascynowany Earl wpatrywal sie w radio.

Laura spojrzala na drzwi, ktore wychodzily na patio i trawnik za domem. Byly zamkniete na klucz. Podobnie okna. Zaciagniete rolety. Jesli cos nadchodzilo, to skad? I co to bedzie, na litosc boska, co to bedzie?

Radio powiedzialo:

– Uwazaj… Potem:

– …cie…

Laura wpila wzrok w otwarte drzwi do jadalni. Cokolwiek nadchodzilo, moze juz bylo w domu. Moze nadejdzie z salonu, przez jadalnie…

Selektor czestotliwosci zatrzymal sie znowu i glos didzeja zadudnil w glosniku. Pospieszna paplanina miala tylko wypelnic kilka sekund przerwy pomiedzy dwiema piosenkami, lecz dla Laury posiadala niezamierzone zlowieszcze znaczenie:

– Lepiej sie pilnujcie, moje rokendrolowe manczkiny, lepiej uwazajcie, bo to jest dziwny swiat, zimny i straszny swiat, gdzie potwory wylaza w nocy, a wy nie macie zadnej obrony poza waszym kuzynem Frankiem, czyli mna, wiec jesli nie zostawicie radia w spokoju, jesli teraz zmienicie stacje, to lepiej uwazajcie, uwazajcie na okropne zebate potwory, ktore mieszkaja pod lozkiem i nie boja sie niczego, tylko glosu wujka Frankiego. Lepiej sie pilnujcie!

Earl polozyl jedna reke na obudowie radia. Laura na wpol spodziewala sie, ze w plastiku otworzy sie paszcza i odgryzie Earlowi palce.

– Zimne – powiedzial, kiedy galka strojenia przekrecila sie na nastepna stacje.

Laura potrzasnela corka.

– Skarbie, obudz sie, wstan. Dziewczynka nie reagowala.

Jedno wyrazne slowo dobieglo z radia, kiedy galka strojenia znieruchomiala w srodku wiadomosci:

– …morderstwo…

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату