pewno byl blad. Lonnie Beamer powiedzial, ze przyjezdzaja wziac pod policyjna ochrone Laure i Melanie; nic nie wspominal o nakazie aresztowania Earla, zreszta nie mogli dostac nakazu, bo Earl nie popelnil zadnego przestepstwa. Z tego, co slyszal o Wexlershu i Manuellu, to na nich wygladalo: wszystko im sie pochrzanilo i wpadli tutaj zdezorientowani, zle poinformowani, dzialajac w blednym przeswiadczeniu, ze wyslano ich nie tylko dla ochrony Laury i Melanie, ale rowniez zeby aresztowac Earla.
Ale dlaczego nie odbierali telefonu? Przeciez ktos mogl dzwonic do nich. Earl nic z tego nie rozumial.
Telefon wreszcie przestal dzwonic. Cisza przez chwile wydawala sie rownie absolutna jak w prozni. Potem do Earla ponownie dotarlo bebnienie deszczu na dachu i na dziedzincu.
– Skuj go – powiedzial Wexlersh do swojego partnera.
– Co jest, do cholery? – zapytal Earl. – Jeszcze mi nie powiedzieliscie, za co mnie aresztujecie.
Manuello wyjal pare elastycznych plastikowych jednorazowych kajdanek z kieszeni marynarki.
– Przeczytamy ci oskarzenie na posterunku – odparl Wexlersh.
Obaj wydawali sie zdenerwowani, jakby chcieli jak najszybciej zalatwic sprawe. Dlaczego tak sie spieszyli?
Dan skrecil ostro z Wilshire Boulevard na Westwood Boulevard, w kierunku poludniowym. Przejechal przez kaluze gleboka na stope, wzbijajac podwojna fontanne wody tak wysoka, jakby na samochodzie nagle wyrosly fosforyzujace skrzydla.
Wytezal wzrok, patrzac przez zalewana deszczem szybe na mokry, czarny asfalt, ktory wydawal sie zwijac i skrecac pod migotliwym odbiciem ulicznych swiatel i neonow. Zmeczone, podraznione oczy palily go coraz mocniej. Rozbita glowa tetnila bolesnie, ale Dan odczuwal tez inny, wewnetrzny bol, wywolany przez niechciana swiadomosc porazki, przemozne, natretne przeczucie smierci i rozpaczy.
Z plastikowymi kajdankami w reku Manuello podszedl do Earla i powiedzial:
– Odwroc sie i zloz rece za plecami.
Earl zawahal sie. Spojrzal na Laure i Melanie. Spojrzal na Wexlersha, ktory trzymal rewolwer Smith & Wesson Police Special. Ci faceci byli glinami, ale Earl nagle nie mial pewnosci, czy powinien wypelniac ich polecenia, nie mial pewnosci, czy dobrze zrobil oddajac bron, natomiast mial cholerna pewnosc, ze nie lubi kajdanek.
– Zamierzasz stawiac opor przy aresztowaniu? – zagadnal Manuello.
– Wlasnie, Benton – dorzucil Wexlersh – na litosc boska, chyba rozumiesz, ze opor przy aresztowaniu oznacza koniec twojej licencji prywatnego detektywa?
Earl niechetnie odwrocil sie i zlaczyl dlonie za plecami.
– Nie przeczytacie mi moich praw?
– Mamy na to mnostwo czasu w samochodzie – odparl Manuello, wsunal plastikowe kajdanki na nadgarstki Earla i zacisnal mocno.
– Lepiej wezcie plaszcze – Wexlersh zwrocil sie do Laury i Melanie.
– A moj plaszcz? – zapytal Earl. – Powinniscie mi pozwolic, zebym wlozyl plaszcz, zanim mnie skuliscie.
– Poradzisz sobie bez plaszcza – stwierdzil Wexlersh.
– Pada deszcz.
– Nie jestes z cukru – burknal Manuello. Telefon znowu zaczal dzwonic.
Jak poprzednio, detektywi zignorowali dzwonienie.
Syrena wysiadla.
Dan stuknal stopa w przelacznik, wlaczyl go, wylaczyl i znowu wlaczyl, ale syrena nie chciala powrocic do zycia. Zostal mu tylko migajacy czerwono kogut na dachu i klakson, zeby przebic sie przez spowolniony deszczem ruch uliczny.
Spozni sie. Znowu. Tak jak z Cindy Lakey. Za pozno. Przeskakiwal z pasa na pas, kluczyl, lawirowal, wymuszal pierwszenstwo i trabil z narastajaca pewnoscia, ze oni juz nie zyja, wszyscy nie zyja, ze stracil przyjaciela i niewinne dziecko, ktore mial nadzieje obronic, i kobiete, ktora – przyznaj to – zrobila na nim piorunujace wrazenie. Wszyscy nie zyja.
Laura wziela plaszcz Melanie i ubrala ja najpierw. Trwalo to dluzej, niz powinno, poniewaz dziewczynka wcale nie pomagala.
Manuello rzucil:
– Co z nia… zapozniona czy jak?
– Nie moge uwierzyc, ze pan naprawde tak powiedzial – oswiadczyla zdumiona i rozgniewana Laura.
– No, ona nie zachowuje sie normalnie – odparl Manuello.
– Och, czyzby? – warknela Laura. – Jezu. To dziecko jest bardzo chore. Co pan ma na swoje usprawiedliwienie?
Kiedy Laura ubierala Melanie, Earlowi kazano usiasc na sofie. Przysiadl na krawedzi. Rece mial skute za plecami.
Laura skonczyla zapinac plaszcz deszczowy corki i siegnela po wlasny.
– Mniejsza z tym – powiedzial Wexlersh. – Niech pani usiadzie na sofie obok Bentona.
– Ale…
– Siadaj! – rozkazal Wexlersh i machnal w strone sofy rewolwerem.
Nic nie dawalo sie wyczytac z jego lodowato szarych oczu.
Czy moze Laura nie chciala odczytac w nich tego, co bylo wyraznie widoczne.
Spojrzala na detektywa Manuello. Usmiechal sie zlosliwie.
Odwrocila sie do Earla po wyjasnienie i zobaczyla, ze wydawal sie jeszcze bardziej zaniepokojony.
– Siadaj – powtorzyl Wexlersh tym razem bez nacisku, niemal szeptem, a jednak w jakis sposob tym lagodnym glosem wyrazil wieksza grozbe – i latwiej wymusil posluszenstwo – niz wtedy, kiedy mowil bardziej szorstko.
Zoladek Laury skrecil sie w supel. Wezbrala w niej mdlaca fala strachu.
Kiedy Laura usiadla, Wexlersh podszedl do Melanie, wzial ja za reke, odprowadzil od sofy i ustawil miedzy soba a Manuellem.
– Nie – zaprotestowala zalosnie Laura, lecz dwaj detektywi nie zwrocili na to uwagi.
Manuello spojrzal na Wexlersha i zapytal:
– Teraz?
– Teraz – potwierdzil Wexlersh.
Manuello siegnal pod marynarke i wyciagnal pistolet. Nie byla to bron, ktora odebral Earlowi, ani tez sluzbowa bron detektywa, pomyslala Laura, ktora doskonale wiedziala, ze policjanci zwykle uzywali rewolwerow. Wlasnie cos takiego trzymal Wexlersh: rewolwer. Jak tylko zobaczyla pistolet w dloni Manuella, ogarnelo ja przejmujace przeczucie, ze czegos brakuje.
Potem Manuello wyjal z kieszeni osmalona metalowa rurke i zaczal ja przykrecac do lufy pistoletu. To byl tlumik.
– Co wy wyprawiacie, do cholery? – zapytal Earl. Ani Wexlersh, ani Manuello nie odpowiedzieli.
– Jezu Chryste! – zawolal Earl, wstrzasniety i przerazony, kiedy nagle zaswitalo mu okropne wyjasnienie.
– Nie krzycz – ostrzegl Wexlersh. – Nie wrzeszcz.
Earl zerwal sie z sofy i daremnie probowal uwolnic sie z kajdankow.
Wexlersh doskoczyl do niego i rabnal go rewolwerem, raz w ramie i drugi raz w twarz.
Earl upadl z powrotem na sofe.
Manuello nie ustawil gwintu na tlumiku rowno z gwintowaniem lufy pistoletu, wiec musial odkrecic tlumik i zaczac od poczatku.
Wexlersh, wciaz pochylony nad Earlem, spojrzal na partnera i warknal:
– Pospiesz sie, dobrze?
– Probuje, probuje – zasapal Manuello, szarpiac oporny tlumik.
– Wy dranie, chcecie nas pozabijac – rzucil Earl przez rozbite, krwawiace wargi.
Laura nie zdziwila sie, kiedy uslyszala wyrok zawarty w tych brutalnych slowach. Podswiadomie od poczatku wiedziala, na co sie zanosi, wyczula to, jak tylko detektywi weszli do pokoju, poczula to jeszcze silniej, kiedy zakuli w kajdanki Earla, i nabrala calkowitej pewnosci, kiedy Wexlersh zabral od niej Melanie, ale nie chciala pogodzic sie z prawda.
Manuello znowu zle nakrecil tlumik.